Pamiętacie lektury z podstawówki lub gimnazjum, które nauczycielki języka polskiego próbowały w nas wmusić? A może jesteście jeszcze w tym wieku i nadal musicie zmagać się z czarną, nudną stroną naszego szkolnictwa? Tamte książki, które czytaliśmy z czystego obowiązku dłużyły się niezmiernie. Wielu nawet nie potrafiło przejść przez nie do końca. I ja też wiele razy poległam przy lekturach szkolnych. A choć ”Złodziej magii” należy do dzieł współczesnej lektorki i wyszedł w naszym kraju niemalże rok temu, nie można porównać go do ciekawszych pozycji, niż właśnie te z półek szkolnej biblioteki.
Conn jest sierotą, ulicznikiem i na dodatek drobnym złodziejaszkiem. Chłopiec kradnie,aby przeżyć. W mrocznej rzeczywistości, dzień, który nie różni się od wielu innych jest jednak dla niego tym, w którym zmienia się jego całe życie.Wyjmując z kieszeni Nevery’ego – potężnego maga, jego artefakt, któremu ten zawdzięcza moc, nawet nie wie, na jakie niebezpieczeństwo się pisał. Starzec w zasadzie jest zadziwiony, że jego locus magi calicus go nie zabił. Od tej chwili mag postanawia przyjrzeć się bliżej chłopcu, a widząc u niego potencjał i chęci, wziąć go na ucznia. W drodze do nowej przyszłości jest jednak jeden haczyk. Conn ma miesiąc, aby znaleźć swój kamień mocy. Wszyscy mistrzowie pomagają swoim protegowanym, jednak nauczyciel chłopca stawia go w tej trudnej sytuacji, że nie ma czasu, aby mu pomóc. W Wellmet dochodzi do spadku magii. Mężczyzna wrócił do miasta po dwudziestu latach banicji, aby dowiedzieć się co jest tego przyczyną.