poniedziałek, 1 lutego 2016

"Cykl Inkwizytorski: Ja, inkwizytor. Kościany Galeon" - Jacek Piekara

Jacek Piekara stworzył świat, w którym Jezus Chrystus nie zmarł na krzyżu, ale zszedł z niego, wywarł na swoich oprawcach okrutną zemstę i umocnił Kościół, który teraz posiada olbrzymie wpływy. Książka, która obecnie ukazała się stanowi prequele do publikowanych w latach 2003-2006 pierwszych zbiorów opowiadań o Mordimerze Madderdinie.

Jacek Piekara - pisarz fantasy i dziennikarz urodzony w Krakowie. Dawniej zajmował się również redagowaniem czasopism poświęconym komputerom i grom komputerowym - współpracował m.in. z "Click!" i "Światem Gier Komputerowych". Redaktor naczelny magazynu "Fantasy". Absolwent prawa i psychologii na UW. Zadebiutował opowiadaniem "Wszystkie twarze szatana". Współpracował również z radiem WaWa. Obecnie mieszka w Warszawie.

Janusz Zadura - polski aktor filmów i dubbingu, często jednoczony z charakterystycznymi postaciami animowanych kreskówek. Ukończył Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Mężczyzna pracował w licznych stacjach radiowych i telewizyjnych, realizował również stanowisko komentatora sportowego. 
 
Inkwizytor Madderdin, cynik, idealista i pełen duchowej pasji miłośnik płci pięknej, w oczekiwaniu na licencję Hez-hezronu otrzymuje z pozoru mało atrakcyjne zlecenie, którego z wielu powodów nie może nie przyjąć. Ma odnaleźć pewnego kupca. Trop prowadzi na zimne, deszczowe i skryte w wiecznej mgle Farskie Wyspy. Tam dokona przerażającego odkrycia… Ludziom, ich chrześcijańskim duszom, a nawet złu wcielonemu grozi zagłada! Czy Mordimerowi i jego nieoczekiwanym sprzymierzeńcom z piekła rodem uda się uratować porządek tego świata?


Oktawian van Dijk ma problem, a że oddział Świętego Officjum w Emden, delikatnie mówiąc, nie przepada za nim, ten musi prosić o pomoc Teofila Dopplera. Teofil Doppler odgrywa rolę pośrednika pomiędzy inkwizytorami takimi jak Mordimer Madderdin. Nieszczęśnikami cierpliwie oczekującymi na licencję oraz służbowy przydział, a ludźmi pragnącymi skorzystać z ich usług, niekoniecznie w sprawach natury religijnej, duchowej lub mistycznej. Tak też, sprawa kupca trafia do Mordimera Madderdina, co dla inkwizytora jest troszeczkę kłopotliwe. Zleceniodawca zapewne jest w stanie dużo zapłacić za pomoc tak mocno rekomendowanego mistrza, jednakże w listach nie podaje dokładnie powodów swoich bolączek. Dodatkowo ten człowiek interesu musiał w jakichś sposób napsuć krwi inkwizytorom z Emden, że ci nie chcą mu pomóc, a zatarg z nimi, to ostatnia rzecz, jakiej w obecnej chwili potrzebuje mistrz Madderdin. Jest jeszcze samo Emden, którego droga z Hez-Hezronu trwa kilka dni. Mimo niedogodności Mordimer Madderdin postanawia przedsięwziąć się tej nieciekawej, aczkolwiek pełnej kontemplacji wędrówce. W Emden mieście wielkich dostatków i ludzi bardziej dbających o swoje bogactwa, niż o własne bezpieczeństwo, odnalezienie Oktawiana van Dijka nie stanowi problemu. Zleceniodawca okazał się daleki od mniemań Mordimera Madderdina. Otóż nie zastał on człowieka o chudej, marnej posturze, rudzielca o rozbieganych oczach i twarzy popstrzonej czerwonymi piegami, ostrym nosie, ustach skrzywionych w ustawicznym, nieszczerym uśmieszku i wąskich dłoniach zakończonych długimi, brudnymi paznokciami. Przeciwnie. Oktawian van Dijk równie dobrze, jak się prezentuje, przestrzega konwenansów względem gościa. Po krótkim, acz chwalebnym stanowisku inkwizytora, ugoszczeniu, zleceniodawca w końcu przechodzi do sedna swoich kłopotów. I owszem, Oktawian van Dijk ma problem, aczkolwiek może nie koniecznie do jego rozwiązania potrzebuje mistrza Świętego Officjum. Okazuje się, że zaginął druh w interesach, a jednocześnie zięć, tegoż zamożnego człowieka. I w sumie, w  zniknięciu Dominika Altdorfa nie ma niczego dziwnego. Pewnego dnia pożeglował wraz ze swoją załogą i nie wrócił. Cóż, nie on jeden zaufał zdradzieckim wodom oceanu i się na nich zawiódł. Jednakże Oktawian van Dijk podtrzymuje, że to mało prawdopodobne. Dominik Altdorf nie miał przed nim żadnych tajemnic. Zawsze ochoczo dzielił się swoimi planami. Jednakże teraz milczał. Ponadto z tajemniczego rejsu powrócił jeden człowiek, Thijs. Na swoje nieszczęście, młodzieniec nic nie pamięta, wiec rządca rozkazał swoim ludziom przemaglować chłopaka. Obecnie znajduje się on w takim stanie, że dziwne jest iż, nie postradał rozumu. Zadaniem Mordimera Madderdina jest podjęcie ponownego przesłuchania nieszczęśnika, ale z pozytywniejszym efektem. Jakimś cudem, wraz z doktorem Augustynem Metzengechterem, którego też musiał doprowadzić do stanu naturalnego funkcjonowania, udało im się tego dokonać. Jednakże, dla mistrza Madderdina, wspomnienia żeglarza to dopiero preludium zmartwień. Czas stawić czoła największemu z wrogów. Morzu. Dla człowieka, któremu ocean kojarzy się z wielką kałużą kołyszącej się wody, po której podróżując, ma ochotę zionąć wnętrznościami, przebywanie na statku stanowi wątpliwą przyjemność. Dopełnieniem niedogodności jest jeszcze cel, do którego Mordimer Madderdin, wraz z Oktawianem van Dijkiem, i resztą załogi, zmierza. Wszakże, jak to w jego przygodach ma miejsce, nic nie prezentuje się tak samo, jak na początku mogło się zdawać.

Minęło piętnaście wieków od momentu, w jakim Jezus Chrystus postanowił nie poddać się woli swoich oprawców, utopił we krwi Jerozolimę i podbił Rzym. Światem rządzą inkwizytorzy Świętego Officjum.

Jacek Piekara chciał zadedykować swoją powieść wszystkim, którzy wykazując wiele cierpliwości, czekali na nową, opóźniającą się odsłonę przygód Mordimera Madderdina. Z nadzieją, że efekt usatysfakcjonuje odbiorców. Nie udało się. Fani okazali się bezlitośni. Wzmianki o zawiedzionym zaufaniu i oskarżenia o oszustwo kierowane do autora, to niektóre z łagodniejszych opinii. Nie można się im dziwić. Wszakże, "Ja, inkwizytor. Kościany galeon" brzmi naprawdę świetne i obiecuje dużo, ale w rzeczywistości powieść ma niewiele do zaoferowania. Mordimer Madderdin rusza to oddalonego o siedem dni od Hez-hezronu, Emden. Tam ma za zadanie pomóc Oktawianowi van Dijk, jak się później okazuje, w odnalezieniu zięcia. Śledztwo doprowadza mistrza Madderdina na Farskie Wyspy, a potem dalej, ku siedlisku demona. Tam Mordimer Madderdin musi raz jeszcze udowodnić, że posiada niezłomną wiarę, potrzebną do nieustępliwej walki z siłami zła. Tak, od lat w stworzonym przez autora świecie, pełnym bólu i ciemięstwa, nie dochodzi do wielkich zmian. Jednakże "Ja, inkwizytor. Kościany Galeon" w przeciwieństwie do pozostałej twórczości pisarza prezentuje się ponadprzeciętnie źle. W momencie, jak poprzednia powieść, "Ja inkwizytor. Głód i pragnienie" podpowiadała, że Jacek Piekara powoli trudzi się, pisząc o przygodach inkwizytora, tak obecna sugeruje, że najwyższy czas je sfinalizować. W końcu nie od dziś wiadomo, że
Mordimer Madderdin lubi towarzystwo płci pięknej i nie przepada za serdecznym obściskiwaniem przez mężczyzn. Uwielbia schludność i posiada czułe powonienie. Potrafi, długimi dniami torturować podejrzanych nie doprowadzając do ich śmierci, jak również przyczynić się do uzdrowienia nieudolnie torturowanych nieszczęśników. Może pochwalić się zdolnościami, umożliwiającymi mu podróżowanie po nie świecie. Nie obce jest mu również poświęcenie siebie, jak również bardziej lub mniej niewinnych, w ambicji osiągnięcia większego celu. Jacek Piekara jeszcze raz przypomina te wszystkie aspekty charakteru bohatera, nie prezentując nic nowego. Autor wplata w historię nieco humoru, ale nie zmienia to faktu, że całość odznacza się, dużą ilością rozmów i bezcelowych marzeń oraz przechadzek mistrza. Jednakże, nic bardziej nie zawodzi odbiorcę, niż spotkanie z Kościanym Galeonem. Scena ta jest tak krótka i mało ważna, że nie trudno odnieść wrażenia, iż autor pod naciskiem ścigającego go czasu, nie miał sposobności poświęcić jej więcej uwagi. Na takie niesumienne niedopatrzenie nie może pozwolić sobie, żaden pisarz, nawet Jacek Piekara. 

Jeżeli chodzi o współpracę z Januszem Zadurą nad audiobookiem "Ja, inkwizytor. Kościany Galeon" to również coś poszło nie tak, jak powinno. Wcześniej, niesatysfakcjonującą powieść ratował głos aktora, któremu udawało się wprowadzić odbiorcę w nastrój. Teraz nie jest tak samo. Janusz Zadura brzmi na zmęczonego, wręcz znudzonego, a że powieść jest napisana z punktu widzenia przewodniego bohatera, sam Mordimer Madderdin brzmi przeważnie zgorzkniale

Trudno dokładnie powiedzieć co poszło nie tak, że powieść, jak również audiobook, nie prezentują się równie dobrze, co poprzednie części. Można mieć zaledwie nadzieję, że wraz z następną odsłoną "Cyklu Inkwizytorskiego", Jacek Piekara popcha fabułę do przodu, albo zaprezentuje coś bardziej spektakularnego, co rzuci wszystkich na kolana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz