poniedziałek, 24 czerwca 2013

"Anna Ventura: Przeznaczenie" - Agnieszka Kiełbus

Agnieszka Kiełbus nie wykorzystała drzemiącego w swoim pomyśle potencjału, a jej pozostawiający wiele do życzenie warsztat literacki, dolał jedynie oliwy do ognia. Jeśli autorka poczekałaby z wydaniem tej pozycji jeszcze kilka lat i zamiast tego skupiła się na rozwinięciu swojego kunsztu pisarskiego, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą działalnością artystyczną na wysokim poziomie. Tymczasem "Anna Ventura: Przeznaczenie" pozostaje jedynie pozycją co najwyżej znośną. 

Pisarka z wykształcenia jest muzykiem-instrumentalistą z dyplomem magistra ekonomii, w praktyce - niespokojnym duchem. Uwielbia czas spędzany z rodziną i przyjaciółmi, podróże, dobrą książkę i pyszne jedzenie. 
  
Życie Anny Ventury wywróciło się do góry nogami, gdy jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dziewczyna trafiła pod kuratelę bogatej, ale nie stworzonej do okazywania uczuć ciotki. Zmuszona do porzucenia wszystkiego co kochała w poprzednim życiu, Anna stała się jej tanią siłą roboczą. Stosunek krewnej do dziewczyny w końcu doprowadził do ucieczki podopiecznej. Znowu jej buntownicze działanie było następstwem niezapomnianych zdarzeń. 

Podczas dość nietypowej burzy, szesnastolatka odczuła na własnej skórze poczynania magii. Ta przeniosła ją w zupełnie inną rzeczywistość. Do świata, którym rządzą wampiry. To właśnie w nim dopełniło się przeznaczenie dziewczyny, jej życie ponownie uległo potężnym zmianom oraz nadszedł moment pierwszej miłości i rozczarowań.
 
Pierwsze wrażenie to odczucie często mylące i dotyczy osób rzeczywistych, tak samo jak tych mniej realnych. Anna Ventura na początku objawia się jako osoba nieszczęśliwa, wykorzystywana, nieznacząca, ale wewnątrz bezpośrednia, pogodna i z poczuciem humoru. Z przykrością trzeba jednak przyznać, że są to jedynie powieszchowne cechy jej charakteru, które zmieniają się wraz z otoczeniem i towarzystwem w jakim przebywa. Prawdziwa Anna, jaka towarzyszy nam przez większość powieści jest nie do poznania względem pierwszych odczuć. Jak gdyby ktoś podmienił ją z bliźniaczo wyglądającym przeciwieństwem. Dodatkowo staje się niespotykanie nie rozsądna. Oczywiście wszystkie wady nikną i na pozór bohaterka znowu powraca do pierwowzoru, kiedy sytuacja staje się dla niej korzystna. I tak w kółko. Do przyjęcia jest myśl, że dziewczyna ma rozchwiane emocje, bo przechodzi sowitą przemianę, jednak to tłumaczenie traci sens w momencie, kiedy zdajemy sobie sprawę, że była taka przed nią oraz trwa w tym obłędzie nawet wtedy, kiedy zostaje ona opanowana. Nastrojom dziewczyny są poddawani również jej nowi luzaccy przyjaciele. Wszyscy oni pochodzą ze świata, do którego przybyła szesnastolatka, jednak niektórzy prezentują się jakby przeniesiono ich z jej realiów. Wrażenie to dotyczy głównie Cedrika i Tomasa, których niedbały styl wyrażania się, wręcz niestosowny do środowiska w jakim żyją, pozbawia całego uroku i nonszalancji. Nieco inaczej jest z hrabią Maghnusem Owainem Laremusem, jego żoną oraz dwójką dzieci. Potężny właściciel zamku oraz ziem, które go okalają, to sympatyczny wampir wegetarianin. Mężczyzna roztacza wokół siebie aurę ciepła, ojcowskiej troski, ale również stanowczości i braku uległości. Jego żona, Kosma Laremus, to filigranowa, pełna energii osóbka, która nie koniecznie przepada za spoufalaniem się z nią. Jakże nie standardową parę tworzy ta dwójka. Ich dzieci również się od siebie różnią jak dzień i noc. Aileen Laremus to kilkunastoletnia dhampirka. Dziewczę cierpi na niespotykaną dolegliwość, która nie pozwala jej wychodzić na słońce, co w przypadku jej natury jest osobliwe. Ma bardzo przyjazne usposobienie, którym bardzo szybko obdarza Annę, nawet mimo braku jakichkolwiek zachęt z jej strony. Syn, a jednocześnie następca hrabiego, Sheridan Laremus słynie z swojej skandaliczności. Chłopak uwielbia zabawiać się z przeróżnymi pannami, a im bardziej niechętne i odpychające są, tym bardziej go przyciągają. W zamku rodziny Laremusów mieszka również mag. Sędziwy starzec jest najlepszym przyjacielem hrabiego oraz jego doradcą. Jak na maga przystało, mężczyzna potrafi posługiwać się magią, jednak nie dysponuje taką siła jak nowy gość jego pana. Wkraczając do życia wymienionych oraz tych, na których wymienienie brakłoby miejsca, Anna Ventura na swoje nieszczęście nie natyka się w pierwszej kolejność na którekolwiek z tych przyzwoitych. Napotyka za to niewydarzoną wampirzycę, która w walce nie daje sobie rady z zwykłym dachowcem, który przenosi się wraz z Anną. Zdeprawowanej kobiecie w końcu udaje się go jednak pokonać, a potem ukąsić przybyszkę, więc to od niej się wszystko rozpoczyna. Do wrogów zalicza się również jej sługa, a jednocześnie brat Cedrika. Jak na kogoś, kto umarł i został przemieniony w strzygę, jest dość napalonym zimnym trupem. Oboje będą nie lada wyzwaniem dla Ani i jej otoczenia. 

Okazały zamek, przylegające do niego małe miasteczko oraz rozłożyste tereny, na których niewiele obszarów zostało zamieszkanych przez ludzi, to własności hrabiego, którego poddaną staje się główna bohaterka historii. Te ziemie nie są nieprzyjaznym miejscem dla ludzi. Ich możnowładca ustanowił prawdo, które zakazuje mordowania tych, którzy wampirami nie są. Zaś ci drudzy mogą korzystać jedynie z zasobów zwierzęcych okolicznych lasów. Złamanie prawa stanowi śmierć ostateczną. Nie wszędzie jednak jest tak pięknie, jak na ziemiach kontrolowanych przez Maghnusa Owaina Laremusa. Pozostałe klany reprezentują sobą inne prawa oraz wyznają inne wartości. Tam życie nie jest sielanką, a mieszkańcy mają czego się obawiać. Cały ten świat jest jednym z wielu, które łączy siatka magicznych portali. 
  
Agnieszka Kiełbus pisząc "Annę Venture: Przeznaczenie" nie potrafiła wykształcić budzących respekt postaw u postaci, które domniemanie to oblicze powinny posiadać. Już na początku, pierwsze objawione dziecię nocy, którego głód ludzkiej posoki był przynajmniej gargantuiczny, nie potrafiło dać sobie rady z nieskomplikowanym mruczkiem. Walka z dachowcem była pobudzająca do śmiechu i dawała transparentny widok na koncepcję pisarki. Pierwsze wrażenie potwierdziło również spotkanie z lokalną społecznością. Wyrostki dorastające wśród brzęku uderzanych o siebie mieczy, wystrzeliwanych z kuszy bełtów oraz parskających koni raczej nie powinni znać tak lekkich określeń jak: spoko, wyluzuj, luz, ok. A jednak znają, i kiedy jeszcze nienaturalna walka o nierównych siłach poprawia nastrój, to już jest troszkę żałosne i nurtujące. Pozostawiając na drugim planie zachowanie bohaterów, na próżno można szukać reformy w ich stosunkach, przebiegu zdarzeń i klimacie tworzonego świata. To pierwsze zmienia się niemalże bezpodstawnie. Drugie i trzecie jest mocno niedopracowane. Autorka w jednym tomie umieściła wiele aspektów swoich pomysłów, ale nie rozwinęła żadnego. Można się jedynie domyślać, jak wyglądała wojna miedzy klanami lub ćwiczenia, jakimi została poddana główna postać. Historia wymyślonej przez nią rzeczywistości też jest chaotyczna, nie wyjaśniona do końca. Niektóre cechy jej charakterystyczności można było śledzić przedtem w twórczości australijskich i brytyjskich autorów książek dla młodzieży. Poza tymi wielkimi i licznymi wadami, które odbierają przyjemność z poznawania publikacji, jest jeszcze jedna, całkowicie dobijająca dzieło. Styl twórczy Agnieszki Kiełbus. Twórczyni dysponuje bardzo skąpym słownictwem. Często można złapać ją na używaniu tych samych określeń, a nawet przepisywaniu całych linijek. Książce nie pomaga również lekkie i młodzieżowe podejście. Jakiekolwiek zalety debiutu są bardzo trudne do odszukania. Widoczny jak na dłoni jest jedynie jeden. Pisarka potrafi zwodzić czytelnika. Jej próby pełzną jednak na niczym, gdyż bohater, który okazuje się zdrajcą nie odgrywa w fabule dużej roli i pozostaje zupełnie obojętny odbiorcy.

Podobnie jak zawartość, wygląd tomu nie olśniewa. Obrazek, który został umieszczony na okładce to istna płaszczyzna. Na dodatek nie bardzo odwzorowuje wygląd głównej bohaterki. Scena nie jest też adekwatna do rzeczywistości z treści o czym przekona się każdy, kto dotrwa do końca powieści. To jednak najmniejszy problem całokształtu, o czym też przekonają się wszyscy zainteresowani.

Moją uwagę dzieło zawdzięcza jedynie dwóm rzeczą. Pierwszą był obowiązek recenzencki względem wydawnictwa oraz czytelników. Wszak musiałam przeczytać tom do końca, jeśli miałam cokolwiek o nim napisać. Cały czas też liczyłam na jakąkolwiek poprawę. Drugim była zwykła, czysta ciekawość. Nie tyczyła się ona jednak biegu fabuły książki, ale podobieństw, które w niej znajdowałam względem wcześniej wymienionych pomysłodawców. Najwięcej powiązań dotyczyło debiutu Trudi Canavan i Justina Sompera. Jeden z fragmentów umieszczonych w tomie jest aż wręcz za bardzo podobny do twórczości mężczyzny. Wątpię więc, że autorka nie zapoznała się z twórczością obu osób, zanim postanowiła spisać swoją ale wierzę, że błąd popełniła nie świadomie. 

Agnieszka Kiełbus zamierza kontynuować serię, jeżeli ta będzie miała dogodne zarobki. W innym przypadku byłaby to godna poparcia decyzja, jednak patrząc na całokształt pierwszego tomu, trudno o słowa poparcia. Sytuacji pierwszej części nie poprawi nic, oprócz całkowitej korekty, a na to już troszeczkę za późno. Po "Anna Ventura: Przeznaczenie" mogą sięgnąć czytelnicy niewymagający zbyt wiele od dzieł, przed którymi zasiadają. Nie należy go jednak polecać każdemu, niezależnie od wieku, bo i takie opinie w sieci krążą. Są one mylnie uzasadnione, gdyż prawie pod koniec Anna o mały włos nie zostaje zgwałcona. Każdy ma świadomość, że w dobie Internetu dzieciaki mają dostęp do przeróżnych informacji, ale może lepiej nie uświadamiać im zbyt wcześnie norm świata, który zamieszkują oraz tych, które obecnie goszczą w niemalże każdej pozycji literackiej.


Dziękuję wydawnictwu Novae Res za egzemplarz recenzencki.