wtorek, 23 lipca 2013

"Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" - Brent Weeks

Cztery lata temu, debiutujący Brent Weeks udowodnił, że do rozległego gatunku jakim jest fantastyka, zamierza wprowadzić świeżą i nienowatorską koncepcję. Teraz godność mężczyzny jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych, a zblazowani tuzinkowością ukochanej kategorii konsumenci, sięgają po jego twórczość bez zastanowienia. "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" nie jest pod żadnym względem wyjątkiem. Autor ponownie dowodzi szelmostwa, kreatywności i inwencji twórczej swojego umysłu, dodatkowo wypierając się niedoskonałości oraz komplikacji momentami nawiedzających jego poprzednie dzieła.

Brent Weeks, jak sam wyznał, chciał zostać pisarzem odkąd skończył trzynaście lat. Zanim jednak przeszedł na pełnoetatowe pisarstwo, przez krótki czas zajmował się nauczaniem i barmaństwem. Autor nie ma kotów ani nie nosi kucyka, ale za to jego trylogia "Anioł Nocy" została przetłumaczona na dziesięć języków. 

Podczerwień, czerwień, oranż, żółć, zieleń, błękit i nadfiolet to kolory, które rządzą Siedmioma Sarapiami, ale tylko jedna osoba potrafi nimi wszystkimi władać, Najwyższy Lord Pryzmat Gavin Guile. Dla społeczeństwa jest cesarzem, jednak tylko nieliczni wiedzą, kto tak naprawdę pociąga za sznurki. Tak samo, jak tylko on ma świadomość tajemnic, które jak ma nadzieję, nigdy nie wyjdą na światło dzienne. Mimo wszystko, to dzięki niemu kruchy pokój jeszcze istnieje, a grożąca wszystkim wojna jest tymczasem jedynie zagrożeniem niknącym wśród wielu bardziej ważniejszych gier religijno-politycznych. Utrzymywanie tego ustroju ma jednak swoją cenę, którą jest czas, a Gavinowi Guile nie pozostało go wiele. 

Niespodziewanie na głowę Najwyższego Lorda Pryzmata spada nieoczekiwany problem: ojcostwo. Spłodzony szesnaście lat temu bękart, mieszkał wraz z matką w zabitym dechami miasteczku, teraz jednak kobieta postanowiła, że nadszedł moment spotkania ojca z synem. Tego nie było w planach Gavina. Pojawienie się potomka, nawet z nieprawego łoża, zmienia wiele i bardzo dużo komplikuje. 


Reprezentant Orholama, boga Siedmiu Sarapii, nawet w niego nie wierzący. Cesarz, nie będący przy zwierzchnictwie. Człowiek będący Pryzmatem, któremu nie było to pisane. Gavin Guile jest przedstawicielem kłamstw oraz złudzeń. Ten trzydziestoośmio letni mężczyzna jest jednak być może jednym z najlepszych ludzi o najwyższym stopniu, uwielbieniu i nienawiści, jaki trafił się swoim sługom. I cokolwiek o nim nie powiedzieć, zawsze będzie lepszym człowiekiem niż jego brat, Dazen Guile, który zginął szesnaście lat temu. Dazen i Gavin Guile dawno temu byli najbliższymi sobie osobami, jednak zazdrość i mocarstwo umiejętności zmieniło obydwu, na zawsze. W pewnym sensie ich wzajemna nienawiść do siebie wzięła się od kobiety, Karris Białodąb. Minione zdarzenia wprowadziły zmiany i w jej stosunkach. Swego czasu potulna córka ojca, teraz niezależna członkini Czarnej Gwardii, słuchająca jedynie rozkazów przełożonych. Kobieta będąca w stanie oddać życie za Gavina Guile, ale też nienawidząca go z całego serca. Jedną z osób, przed którą odpowiada gwardzistka jest dowódca Żelazna Pięść. Ten mocno zbudowany mężczyzna z szorstkim usposobieniem to wojenna legenda, a jednocześnie przyjaciel Karris Białodąb, Gavina Guile i jego potomka, Kipa. Piętnastoletni chłopiec, o zwyczajnym imieniu, bez żadnych dodatkowych mian określających jego cechy oraz bez szczególnego pochodzenia, jest synem najpotężniejszego człowieka na ziemi. Od momentu, gdy Pryzmat zgodził się objąć go opieką, przed młokosem będą wyrastali sami wrogowie oraz przyjaciele, którzy wcale nimi nie będą. Na szczęście chłopcu będzie towarzyszyć również Liv Danavis, jedyna mieszkanka miejsca, z którego ten się wywodzi i jedyna osoba znająca go zanim stał się tym, kim teraz jest. To właśnie ta starsza od niego o dwa lata dziewczyna, przez najbliższy okres będzie jego wsparciem, nawet w sytuacjach mrożących krew w żyłach, jak i nauczycielką. Narastająca presja, jarzmo konfliktu zbrojnego oraz przemoc, zbliżą do siebie dzieci i ojców, dawnych przyjaciół, ale też i wcześniejszych wrogów, nie wspominając już o podziałach, które powstaną. 

Siedem Sarapii to bardzo rozległa domena, a szesnaście lat temu otoczyła ją pożoga zimnokrwistej walki. Zdarzenia, które w tym czasie miały miejsce zapisały się w historii jako Wojna Przyzmatów. Przez dwóch braci w niektórych miejscach ziemia już na zawsze ma pozostać jałowa, miasteczka na długo pozostawione bez mężczyzn, a niektórzy na  zawsze zniewoleni. To jednak minęło i teraz, po szesnastu latach, największym miastem-państwem jest Chromeria. W tym uosobieniu umiejętności krzeszącego luksyn społeczeństwa, mieszka zwycięski Najwyższy Lord Pryzmat. Wszystko co otacza najwspanialszego oraz jego poddanych, ma coś wspólnego z krzeszeniem. Otóż, sam status mieszkańca stanowią jego umiejętności. Władający jednym zabarwieniem zostaje monochromatą, dwoma dichromatą, a trzema lub większą liczbą, polichromatą. Umiejętności władania luksynem nie dają jednak nieśmiertelności, a mają intensywne działanie na właściciela. Tak wiec, jeżeli nie urodziłeś się wyjątkowy, żyjesz dłużej, jednak twoja egzystencja nie jest wiele warta. 

Porównań pomiędzy "Czarny Pryzmatem", a czterema poprzednimi dziełami, które ujrzały światło dzienne na skutek swojego autora, trudno uniknąć. Jednakowoż można wyliczyć je na palcach jednej kończyny górnej, więc nawet skrupulatni czytelnicy i czytelniczki nie powinni być wyposażeni w szereg nieprzychylnych reprymend po całkowitym zapoznaniu się z tomem. Wobec tego, oprócz paru dyferencji fabularnych, ta odsłona twórczości Brenta Weeksa sumarycznie w żaden sposób nie przypomina poprzednich odsłon. W następstwie rozpoczęcia nowej serii, autor zmajstrował całą strukturę świata z własną kompetencją polityczną, religijną, społeczną oraz strukturalną. I już przez wzgląd na tą otoczkę twórca zapracował sobie na czołobitność. To jednak nie wszystko, gdyż przewodnią właściwością powieści nie jest rzeczywistość, ale zewnętrzna prezencja i wewnętrzna osobowość figur, którą te zamieszkują. Mężczyźnie ponownie udało się wykreować bohaterów o silnym nacechowaniu, którymi szczególnie odznacza się docelowy Gavin Guile. To właśnie jego oczami, oraz  czterech pozostałych postaci, przeglądamy zdarzenia mające miejsce w Siedmiu Sarapiach. Podczas doznań, które kosztujemy w czasie czytania, na niczym spełzają wszelakie przypuszczenia i spekulacje, jakich nie zabraknie z powodu zakrytych kart przez pisarza. Twórca bardzo skrupulatnie bawi się losami swoich podopiecznych, zaskakując odbiorców na każdym kroku. Nie od razu przedstawione elementy, oryginalne, nie spotykane wcześniej pomysły nie każdemu przypadną du gustu, więc twórczość może okazać się dobrą próbą cierpliwości i otwartości na nowe koncepcje. W "Powierniku Światła: Czarny Pryzmat" - Brent Weeks ukazuje bardziej natężoną twórczość, niż wcześniej, a jednak to dzieło jest łatwiejsze w przyswajaniu, niż poprzednio wymieniona trylogia i jej część dodatkowa. Przychylne ku temu może być to, że pisarz jest jeszcze lepszy w tym co robi. I choć błędów poprzednich odsłon teraz już nie zaświadczymy, pojawiło się kilka nowych potknięć. Najbardziej natarczywą pochylnią w teraźniejszym sposobie pisania autora jest nadmierne używanie myślników oraz potężnie długie zdania. W drugiej połowie tomu to pierwsze zanika, jednak drugie będzie nam towarzyszyć przez cały czas trwania czytania. 

Gwoździem do trumny, technicznej strony książki, jest też polska odsłona pozycji. "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" - Brenta Weeksa dostał poddany mało dokładnej korekcie lub wcale jej nie doświadczył. Wersja jest pełna większych lub mniejszych błędów. 

Do zewnętrznego wydania nie można mieć zastrzeżeń. Wizerunek mrocznego i tajemniczego oblicza satrapy zostało doskonale odzwierciedlone na okładce tomu. Szkoda tylko, że wolumin nie został wydany w twardej oprawie. Takie rozwiązanie sprzyjałoby jego ciężarowi, ale byłoby też trwalsze, na co dzieło jak najbardziej zasługuje. 

Kupując "Czarny Pryzmat" - Brenta Weeksa byłam pełna obaw. Czytając trylogię "Anioła Nocy" nie wszystko było dla mnie klarowne, nawet po ukończeniu przygody. Książki zyskały moje uznanie bardziej za grono autorytetów, niż strukturę świata. Z tą odsłoną było zupełnie inaczej. Jestem kompletnie oczarowana tym, co skomponował autor. Przyznam, że na początku czytanie szło mi bardzo opornie, jednak potem spędzałam przed tekstem całe dni, od poranków do późnych wieczorów rozkoszując się dawką ekstazy, jaką podarował mi pisarz. 

Mimo kilku wad i słabej opieki korekcyjnej, "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" to pozycja zasługująca na ocenę celującą. A sam jej autor, Brent Weeks, to jasne światełko wśród dyletantów, którzy nie robią nic, poza multiplikacją istniejących już szablonów. Oby to jasne światełko prędko nie wygasło, gdyż z roku na rok jest ich coraz mniej, a przecież to właśnie fantastyka słynęła niegdyś z nietuzinkowości.