poniedziałek, 16 grudnia 2013

"Legenda Drizzta: Ojczyzna" - Robert Anthony Salvatore

"Dungeons & Dragons" to najpopularniejsza i uważana za prekursora gatunku fabularna gra fantasy zaprojektowana przez Gary'ego Gygaxa i Dave'a Arnesona. Publikacja jest również szeroko uznawana za początek nowoczesnych gier RPG i co więcej, całego przemysłu role-playing. Przez lata swojego istnienia rozrywka nie mogła nie odnaleźć się w kulturze popularnej a także kontrowersji, które przyniosły grze rozgłos. Szczególnie dużą popularnością cieszyła się afera, która fałszywie odwoływała się do szatanizmu i samobójstw. Jednakże nie przeszkodziło to wielu twórcom w inspirowaniu się fabułą, na postawie której powstała ekranizacja, darmowa gra MMORPG oraz kilkanaście serii książek.

Robert Anthony Salvatore jest jednym z najbardziej płodnych pisarzy gatunku, jednak znany przede wszystkim z powieści osadzonych w świecie "Dungeons & Dragons" i "Gwiezdnych Wojen". Autor studiował na uniwersytecie w Fitchburgu. Zainteresował się fantastyką po przeczytaniu "Władcy Pierścieni" - J. R. R Tolkiena. Niewielka część jego twórczości trafiła do naszego kraju.

Drizzt, młody książę z szlacheckiego domu, dorasta w niegodziwościach przesiąkniętego okrucieństwem i złem środowiska mrocznych elfów, świecie swych pobratymców. Mając honor nie przystający do pozbawionego zasad społeczeństwa, Drizzt staje przed dylematem. Czy potrafi żyć w świecie, który odrzuca prawość?

Piąte stulecie jej życia dobiegało właśnie końca, a elfy drowy, nawet młode, nie są szczególnie płodne. Briza urodziła się, gdy Malice miała zaledwie sto lat, ale przez następne czterysta lat na świat przyszło tylko pięcioro dzieci. Nawet to niemowlę, Drizzt, było niespodzianką, a Malice wątpiła, czy kiedykolwiek jeszcze da życie nowej istocie. Ojcem dziecka  stał się fechmistrz Menzoberranzan, Zaknafein. Nie stanowi to wielkiego znaczenia. Egzystencja Zaknafeina trwa już niemal od czterystu lat, więc mężczyzna dobrze orientuje się w zwyczajach i postanowieniach swoich ambitnych współbratymców. Był on kolejnym partnerem Malice, jednym z wielu i nikim więcej. Kiedyś Malice z nim skończy albo odeśle go z powrotem w szeregi zwykłych wojowników, odbierając mu prawo do nazwiska Do'Urden. Po narodzinach dziecka, opieka nad nim spadła na jego starszą siostrę, Viernę. Przez pięć długich lat Vierna poświęcała każdą chwilę na opiekę nad maleńkim Drizztem. W społeczeństwie drowów czas ten polegał bardziej na indoktrynacji niż niańczeniu. Dziecko musiało nauczyć się porozumiewać i poruszać, ale oprócz tego wprowadzało się je w zasady, które utrzymywały razem ich rasę. W przypadku chłopca, jego siostra musiała spędzić długi czas na przypominaniu mu o podrzędnej roli męskiej części ludu. Drizzt Do'Urden nawet jako dziecko, nie uległ zdeprawowaniu. Możliwe, że stało się tak dzięki w miarę łagodnym metodom jego opiekunki. Wszak, chłopiec mógł trafić w ręce okrutniejszej ze sióstr. Briza Do'Urden interesowała się jego wychowywaniem, a uważano ją za najokrutniejszą z członkiń domu. Jako wojownik , wykazując szczególne zamiłowanie do walki, Drizzt Do'Urden poznał prawdziwą gorycz rzeczywistości, w której przyszedł na świat. Im więcej miał lat, otaczające go zło i bezsens jego ludu stawał się dla niego coraz bardziej dotkliwszą raną w jego sercu. Znowuż, wzrastające umiejętności przyprawiały go o rosnące grono wrogów i przykrych doświadczeń. Mimo wszystkich przeciwności Drizzt wiedział, że ma jedną towarzyszkę, na której mu zależy - Guenhwyvar. 

Gwiazdy nigdy nie zdobią tego świata swoim poetyckim blaskiem, a słońce nie dociera do niego z swoimi promieniami ciepła i życia. To Podmrok, tajemny świat pod tętniącą życiem powierzchnią Zapomnianych Krain, którego niebem jest nieczuły kamień, a ściany pokazują obojętność śmierci. Istnieją w nim oazy życia, miasta równie duże, jak te na powierzchni. Miejsca te nie są jednak bezpieczne i tylko głupiec mógłby je za takie uważać. Są domem dla najbardziej niegodziwych ras w Zapomnianych Krainach, przede wszystkim duergarów, kuotoa oraz drowów. To tam mieści się Menzoberranzan, pomnik nieziemskiego oraz śmiertelnego piękna, który jest częścią duszy elfów drowów. Miasto jest doskonałe w swojej formie, żaden kamień nie pozostał w nim nie zmieniony. Jednakże to poczucie porządku i kontroli to tylko pozorność, oszustwo, które skrywa chaos i niegodziwość serc mrocznych elfów. Podobnie jak ich miasta są one piękne, smukłe i delikatne, ale jeżeli przyjrzeć się bliżej, spod ich niepokojących, ostrych rysów wyziera nienawiść. 

Omawiana pozycja na początku, zanim czytelnik dorwie się do samej twórczości autora, informuje, że tom może stać się prawdziwym skarbem pośród innych książek. Takim skarbem, którego wielokrotne czytanie ciągle sprawia jednakową przyjemność, jeżeli nie większą. Rzeczywistość napisanych słów, jednak marnie odnosi się do inwencji twórczej pisarza Roberta Anthony'ego Salvatore. W rzeczywistości pierwsza część "Legenda Drizzta" odcina kupon od znanej marki, z której świata się wywodzi. Oczekiwania potencjalnego pretendenta sięgającego po powieść, szybko zostaną zmiażdżone. Owszem, powieść obiecuje gamę perspektyw rzadko wykorzystywanych przez twórców, jednak tam, gdzie wyobraźnia autora powinna śmigać na całego, widnieje czarna dziura. Sami bohaterowie nie stają się bliżsi czytającemu pod koniec akcji, bardziej niżeli byli na jej początku. Z nich wszystkich, tylko dwójka odznacza się nieco mniej marnie. Stosunki Drizzt Do'Urden i Zaknafein Do'Urden, ich niedostosowanie do świata, dostrzeganie braku jego racjonalności, robią z nich bardziej szczególnych, jak również są powodami, dla których chce się dokończyć lekturę, jednak rewelacji nie ma. Robert Anthony Salvatore największą uwagę poświęcił, nawet nie światowi, a strukturze społecznej, jaką tworzą mroczni elfowie. Toteż cała powieść wygląda jak plansza z pionkami. Jedne zajmują coraz wyższe stanowiska, inne z ich powodu są usuwane. Ponadto, autor podczas tworzenia teksu bardzo rzadko posługiwał się rozleglejszymi opisami, pewnie dlatego, że wiele faun i flor jego twórczości przypomina wykreowaną przez J. R. R. Tolkiena, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie rozgrywki planszowej. Na koniec zniesmaczenia dodaje marna dbałość modernizację tekstu. Przez błahą pomyłkę autora, pojedyncze zdanie mówi, że Drizzt Do'Urden niegdyś odgrywał role kochanka Malice Do'Urden - kazirodztwo. 

Wygląd pojedynczej książki z serii "Legend Drizzta" nie imponuje. Na półce swoją moc nabiera dopiero większa grupa tomów, jeżeli rozchodzi się o tego autora, bo świat Zaginionych Krain nie zakańcza się na jego twórczości. Tomiki są małe i delikatne. Charakteryzują się tą samą cechą, co inne pozycje gatunku w latach wydania oryginału: można zmieścić je do większej kieszeni, ale po takim potraktowaniu nie będą już wyglądać tak samo. 

Podobają mi się słowa umieszczone na początku tomu. Może w moim postrzeganiu omawianej książki nie odnajdują odniesienia, ale mimo to są prawdziwe. Jeżeli niebawem znajdziecie je na blogu, będą zapożyczone właśnie z tego tytułu. Dla mnie osobiście skarbem okazała się siedmiotomowa seria Justina Sompera: "Wampiraci", ale pisałam to już wielokrotnie. Co do samej "Legendy Drizzta: Ojczyzna" - Roberta Anthony'ego Salvatore to sięgając po nią sugerowałam się latami wydania oryginalnej wersji. Powszechnie wiadomo, że dawna fantastyka w porównaniu z obecną, często wypada lepiej, jednakże ta pozycja jest wyjątkiem.

Autorów piszących książki na podstawie wcześniej wykorzystanych pomysłów charakteryzują zawsze te same czynniki: brak doświadczenia w kunszcie pisarskim i nie posiadanie własnej koncepcji twórczej. "Legenda Drizzta: Ojczyzna" - Roberta Anthony'ego Salvatore nie różni się od innych dzieł będących odnogami popularnych marek. Owszem, można spotkać wiele pochlebnych opinii na temat dzieła, ale szczerze: to co działało dawniej, nie będzie tak samo oddziaływać na dzisiejszego odbiorcę, szczególnie mającego za sobą nie jedną eksplorację wyimaginowanego świata. Pozycja może za to okazać się darem z nieba dla zagorzałego fana rozgrywek "Dungeons & Dragons", do których się odnosi.