środa, 30 października 2019

"Cykl Inkwizytorski: Ja, inkwizytor. Przeklęte krainy" - Jacek Piekara

Inkwizytor Mordimer Madderdin wraca po czterech latach! "Cykl Inkwizytorski: Ja, inkwizytor. Przeklęte krainy" to już trzynasta książka ukazująca inkwizytorski świat autorstwa Jacka Piekary. 

Jacek Piekara – polski pisarz, urodzony w Krakowie. Jeden z najpopularniejszych autorów książek fantastycznych. Prowokujący. Zaskakujący. Potrafi rozbawić, zbulwersować, dotknąć do żywego. Dawniej dziennikarz i redaktor czasopism o grach komputerowych, takich jak "Świat Gier Komputerowych”, "Gambler”, "Click!”, "GameRanking”, a także redaktor naczelny czasopisma "Fantasy”. Studiował psychologię i prawo na Uniwersytecie Warszawskim.  Fanatyk historii, wytrawny kucharz i miłośnik adrenaliny. 

Życie warto poświęcać tylko dla Boga. Bo kiedy Bóg woła, to odpowiadam: "jestem!", nie patrząc i nie zważając czy wzywa mnie dla chwały czy dla męczeństwa.    

Kraina, gdzie plenią się herezja i pogaństwo, a inkwizytorzy nazywani są "rzymskimi diabłami". Kraina biednego, otępiałego ludu i toczących wieczne wojny okrutnych książąt. Kraina niezmierzonych puszcz i mokradeł - królestwa demonów i kolebki czarnej magii.

To tutaj inkwizytor Mordimer Madderdin zawrze chwiejne przymierze z tymi, którym nie ufa, których nienawidzi lub którymi pogardza. Uczyni to, by nie stracić życia, miłości oraz nieśmiertelnej duszy.
Zgodnie z zapewnieniami autora, znajomość żadnej z wcześniejszych książek nie jest potrzebna do poznania Mordimera Madderdina. Co prawda spotkacie go w nietypowym otoczeniu i niezwykłych okolicznościach, ale nic nie szkodzi. Pozycja jest idealna do rozpoczęcia zapoznawania się ze  światem alternatywnego renesansu. Przynajmniej tak twierdzi Jacek Piekara.

Historia zawarta w książce rozpoczyna się w chwili, jak inkwizytor Mordimer Madderdin zostaje porzucony przez swoich kompanów. Zostawili oni swojego druha na łaskę i niełaskę dzikiej księżnej, która mieszka w komnatach obitych złotą blachą, a jada drewnianą kopyścią z drewnianej misy. W kraju obłąkanych kapłanów, pomylonych wiedźm i otępiałego ludu, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać. Złorzecząc, wbiją  mu widły w plecy lub rozłupią  głowę siekierą, albo błogosławiąc, padną mu do stóp. Porzucili niczym starego, bezzębnego psa, a on zaledwie mógł patrzeć z murów, jak kawalkada inkwizytorów oraz żołnierzy odjeżdża na zachód. Do Nowogrodu, a potem do Cesarstwa. Z dala od niego, człowieka, jaki im ufał, chronił własną piersią i uratował. I tak oto teraz będzie wyglądać codzienność inkwizytora. Jak chłopca na posyłki albo psa mającego przybiegać na każde gwizdnięcie właściciela. Pozostawionego na usługach peczorskiej księżnej. Księżnej, która własnego męża kazała uwięzić w żelaznej klatce i wywiesić za bramę fortecy, gdzie skonał z głodu, pragnienia i zimna. Nie trzeba wielkiej mądrości, by dojść do wniosku, iż nie jest to kobieta zdolna polubić sprzeciwiającego się jej rozkazom cudzoziemca. Cudzoziemca, który w dodatku w Cesarstwie piastował godność inkwizytora, a więc na jej ziemiach jest zaledwie znienawidzonym przybyszem, którego wynikająca z powagi urzędu władza kończy się jakieś trzy tysiące mil od granic księstwa. Taki los spotkał właśnie jego, inkwizytora. Sługę Bożego i absolwenta najuczeńszej, najczcigodniejszej i najsławniejszej Akademii Inkwizytorium. Inkwizytora, szkolonego w modlitwie oraz znajomości świętych ksiąg. Uczonego do walki z najpodlejszymi szatańskimi pomiotami, edukowanego w sztuce rozpoznawania czarnej magii i rozprawiania się z tymi, którzy tej magii używali. Posługującego się biegle mieczem i sztyletem, jak również znającego się na wykrywaniu i stosowaniu trucizn. Tak prezentuje się smutna prawda. Jednakże Mordimera Madderdina nauczono także postępowania z ludźmi i zjednywania sobie stronników. Takim też sposobem może jest obecnie psem księżnej, ale nie minie wiele czasu, a ona zostanie jego suką jadzącą mu z ręki. Przynajmniej właśnie takim przekonaniem może się pocieszać, jak również  usilnie zmierzać do takiego rozwiązania z właściwą dla.jego charakteru bystrością oraz ostrożnością. 

Takim też sposobem, dane nam jest powrócić do uniwersum, w jakim Jezus Chrystus wpierw oddał się na cierpienie i pośmiewisko, a następnie złamał krzyż swej męki i w bitewnej, świętej chwale wkroczył do Jerozolimy, zapewniając triumf wszystkim ludziom, którzy poszli za Jego śladem i przykładem. W nim przychodzi nam towarzyszyć Mordimerowi Madderdinowi w podróży na sam kraniec Europy, pod góry Uralu nazywane Kamieniami. Znajduje się on w krainie ciągnących się na wieleset kilometrów puszcz i trzęsawisk, gdzie ludzka cywilizacja jest zaledwie niedawnym i niezbyt jeszcze dobrze umocowanym gościem. To miejsce, w którym istnieje pradawna magia, jakiej trudno szukać w cywilizowanym Cesarstwie. Ponadto jest to siedlisko intryg, wojen, zwad i zamachów, miejsce okrucieństwa przeplatanego podłością i doprawionego nienawiścią. 

W swojej najnowszej książce Jacek Piekara ukazuje nam Mordimera Madderdina w innej roli niż zazwyczaj. Jako pionka, nie figurę. Psa stróżującego barbarzyńskiej władczyni. Nie jest chroniony potęgą instytucji, ale wręcz przeciwnie, otoczony nienawiścią. Nie ściga heretyków i odstępców jako przedstawiciel prawowiernej większości, lecz sam znajduje się w prześladowanej mniejszości. I może nam się nie podobać taki przebieg zdarzeń. Szczególnie że położenie, w jakim znalazł się mężczyzna, zmusza go do uległości, jak również działań przeciwko własnej naturze. Ale trzeba się do tego przyzwyczaić. Ponieważ księżna Ludmiła jest sprawiedliwą władczynią, ale nie zamierza za przysłużenie się jej interesom, nagradzać inkwizytora powrotem do domu. Ponadto sam Jacek Piekara zapowiedział następną książkę, której akcja także  będzie miała miejsce na Rusi, więc nic nie sugeruje, że jego protagonista ma niebawem ją opuścić. Takim też sposobem pisarz coraz bardziej oddala się od zwieńczającej całą fabułę książki, która została obiecana nam dawno temu. Pozwólcie, że jednak, zamiast rozwodzić się nad rozpiętością, jaką nieoczekiwanie przybrała seria przez ostatnie lata, skupimy się na najnowszej jej odsłonie, bo przecież o nią tu się rozchodzi. Poza byciem przymuszonym do odegrania roli zwyczajnego sługi Mordimer Madderdin dodatkowo oferuje świadczenia wołcha. Oznacza to, że poprzez cielesne swawole z wybraną dla niego kobietą, ma możliwość doznawania wizji. Jeżeli jednak spodziewajcie się opisów pełnych emocjonalnych uniesień, to się zawiedziecie. Jacek Piekara jest dość powściągliwym twórcom,  jeżeli chodzi o takie wizualizacje. Zamiast nich, jest nam dane doświadczać wiele scen przechadzek, rozmów i konnych przejażdżek, które mają na celu ukazanie nam dzikich zwyczajów kraju, w jakim pisarz umieścił swojego protagonistę. Poza nimi, jak również spełnianiem żądań swojej nowej przełożonej, Mordimer Madderdin zaledwie stacza walkę z komarami, która na peczorskich mokradłach jest równie potrzebna światu, jak walka z herezją oraz czarnoksięstwem. Takim sposobem przeminie nam znaczna część historii. Spokojnie i mało ciekawie. Ostatecznie, pomalutku dociera ona do rozwiązania. Jak pewnie już sami domyślacie się, jej przewodnią nicią jest jedna z wizji, jakiej doświadcza przewodni bohater. To najciekawsza część całej książki, ale dotrwanie do niej kosztuje dużo cierpliwości. Jacek Piekara też nie zamierza umilać nam oczekiwania na ostateczne rozwiązanie opowieści. Pisarz nie dość, że umieścił swojego bohatera w dość specyficznym dla niego otoczeniu, to na dodatek postanowił, że ten nieustannie będzie dawał upust swojemu niezadowoleniu. To też człowiek, jaki zawsze uważał się za pokornego sługę, umiejącego przetrwać wiele dni o chlebie i wodzie, stał się strasznym upierdliwcem. Co ważniejsze, pisarz ma tendencję do powielania informacji, które przekazał nam w swoich poprzednich książkach. To taka przywara jego twórczości, do której stali czytelnicy dawno się już przyzwyczaili. Jednakże w omawianej książce robi to nagminnie. Sami zdecydujcie, co jest bardziej denerwujące. 

Trudno zgodzić się z zapewnieniami pisarza. Jeśli nie znacie jeszcze inkwizytora Mordimera Madderdina, prawowiernego chrześcijanina, Sługi Bożego i młota na czarownice, to musicie wiedzieć, że obecnie  nie jest on w najlepszej formie. Podobnie jak jego stwórca. Jacek Piekara niejednokrotnie oferował nam lepsze odsłony jego zmagań ze złem.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam mimo potencjalnych spojlerów, bo waham się nad lekturą tego cyklu, i teraz nie bardzo wiem co mam myśleć. Bo piszesz, że autor w nie najwyższej formie, ale to znaczy chyba, że wcześniej było lepiej. Chyba się w końcu zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Moje recenzje są długie, ale nie ma w nich spojlerów.
      Co do książek, to jak najbardziej warto się z nimi zapoznać. Po prostu od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że rozpoczynając z nimi przygodę, autorowi bardziej zależało na oryginalności swoich dzieł.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń