poniedziałek, 21 listopada 2011

"Odkrycia Riyrii: Królewska krew. Wieża elfów" - Michael J. Sullivan

Michael J. Sullivan to nowy, debiutujący na polskim rynku autor, którego wydawanie książek podjęło się wydawnictwo Prószyński i S-ka. Pierwsza powieść amerykańskiego pisarza, zatytułowana ”Królewska krew” znalazła wielkie uznanie wśród czytelników, to też pisarz postanowił kontynuować swoje dzieło. Powyższy tytuł rozpoczyna epicką serię, liczącą sześć tomów o przygodach oryginalnego duetu złodziei. Królewska krew. Wieża elfów” to dwa tomy, które w naszym kraju zostały wydane w jednej książce. Taka postać rzeczy powoduje, że czytelnik kupujący książkę zyskuje podwójnie, a naprawdę warto, bo jak się okazuje przygody Royce’a Melborne’a i Hadriana Blackwatera to niesamowita gratka dla wielbicieli fantasty. 

Duet Riyira to dość wyjątkowa para złodziei. Mężczyźni nie przynależą do żadnej Gildii. Nie słuchają również niczyich rozkazów, a prosząc ich o przysługę, nigdy nie można być pewnym, czy samemu nie zostanie się obrobionym i wystrychniętym na dudka. Każdemu jednak, nawet najlepszemu złodziejaszkowi, kiedyś podwinie się noga. Kolejne zlecenie, na pierwszy rzut oka banalnie łatwe, okazało się tak naprawdę śmiertelną pułapką. Royce i Hadrian wplątani w zabójstwo króla, zawierają układ z jego córką. W zamian za uprowadzenie jej brata i przyprowadzenie go do tajemniczego więzienia, księżniczka pomaga im zbiec z królewskich lochów. Po długiej podróży z uciążliwym monarchą, okazuje się, że zorganizowanie przez siostrę jego porwania , mogło być jedynie pretekstem do objęcia tronu. 

Dwa lata po wielkiej przygodzie z księciem, a obecnym królem, Riyira znowu powraca z wielkim hukiem. Royce i Hadrian są sławni na wiele królestw. Opowiadania o dwóch szlachetnych złodziejach, krążą w każdym mieście, do którego przybędą, nikt jednak nie wie, że to oni uratowali władcę oraz mieszkańców przed wielkim rozłamem i władzą tyrana. 

Dwójka przyjaciół przyjmuje zlecenie biednej dziewczyny, która szuka ratunku dla swojego ojca. W taki właśnie sposób Royce i Hadrian odnajdują Wierzę Elfów, ale to już dalsza historia… 
Michael J. Sullivan na pierwszy rzut oka nie stworzył niczego oryginalnego. Złodzieje na planie głównym, jako przebojowi bohaterowie, to już powszechny wzór w książkach fantastycznych, a jednak. Wchodząc głębiej w powieść czytelnik może się przekonać, że pozory często mylą, a to, co może się wydawać już przeżytkiem, zawsze przez kogoś o świeżym pomyśle zostanie wybite na wyższy poziom. Royce i Hadrian należą właśnie do takich postaci, które mimo powszechnego fachu są całkowicie oryginalne i mogą dla wielu być wzorem cnót. Dwaj bohaterowie zaskakują na każdym kroku swoją pomysłowością, dowcipem oraz inteligentnymi, przemyślanymi dialogami. 

Choć jednak autor w swojej powieści umieścił duet, podczas czytania nie można nie zauważyć, że bardziej w tyle zostaje Royce, a Hadrian wychodzi naprzeciw niego. „Królewska krew” jest powieścią wielowątkową, więc czasami również postacie drugoplanowe przysłaniają główne. Ten schemat zmienia się nieco w ”Wierzy elfów”, gdzie pan Sullivan postanawia rzucić nieco więcej światła na samego Royce oraz innych bohaterów, którzy dotychczas nie mili okazji na większe zaistnienie. 

Świat obu tomów, to nic wielkiego, ani niespotykanego. Otoczenie i miejsce akcji można zaliczyć do klasycznych. Mamy królestwo oraz sprawiedliwego władcę nękanego własnymi problemami, bogatą szlachtę i biednych ludzi, mieszkających gdzie popadnie, w ubogich dzielnicach lub wsiach. Oryginalną odmianą za to jest towarzysząca przez cały czas tajemnica. Michael J. Sullivan nie od razu ukazuje przed odbiorcami swojej książki całokształt świata, który stworzył. O tym, jakie stworzenia zostały przez niego umieszczone w powieści, dowiadujemy się w trakcie czytania. Wnikając głębiej w powieść rozwikłujemy wraz z jej bohaterami zagadkę dotyczącą walki o tron – jej rozstrzygnięcia często zaskakują. 

”Królewska krew. Wieża elfów”, to książka, której nie wszystkie rozdziały buzują oryginalnością. Często można by przyczepić się do autora, że ten korzystał ze znanych już wątków innych twórców, jednak nawet wtedy pisarzowi udaje się zaskoczyć czytającego i wyjść bez szwanku z nasuwających się oskarżeń. Nie można jednak tego powiedzieć podczas czytania drugiej części książki. Michael J. Sullivan postanowił w ”Wierzy elfów” kontynuować wcześniej napoczęty wątek dotyczący stopniowego potęgowania władzy kościoła. Pozycja należy do kategorii fantasty, więc bogowie, jak i ich wyznawcy zostali stworzeni na potrzeby książki. Autor budując hierarchę przedstawicieli władzy kościelnej często się gubi, a przy tym i nieco męczy czytelnika. W niektórych momentach można również zauważyć zapożyczenia z mitologii Greckiej, jak i zbieżność przeszłości z przyszłością niektórych postaci. Mimo to książka jak najbardziej pozostaje oryginalnym dziełem, jak najbardziej fantastyczno – przygodowym. Walka, tajemnice, przyjaźń i pięknie opisane sceny, lekkim stylem autora, powodują, że „Królewska krew. Wieża elfów” to wręcz obowiązkowa pozycja dla każdego fantasty poszukującego powieści bez zbędnej erotyki i przemocy.

Dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka oraz portalowi Valkiria za egzemplarz recenzencki.