środa, 23 października 2013

"Kroniki Wardstone: Zemsta czarownicy" - Joseph Delaney

Ten debiut jest świetnym wyborem dla czytelników, którzy szukają wyrafinowanej alternatywy dla książek z serii "Gęsia skórka" R. L. Stine'a - zostało napisane w School Library Journal. Trudno nie zgodzić się z osobą, która umieściła te słowa w miesięczniku, gdyż zawarto w nich niemałe ziarno wiarygodności. Robert Lawrence Stine rzeczywiście pisał takie właśnie powieści. 

Kariera Josepha Delaney'a rozpoczęła się od napisania pierwszej z trzynastu części "Kronik Wardstone". Stworzył ją najpierw pod pseudonimem J. K Haderack, a potem obdarzył swoim prawdziwym nazwiskiem. Dzieło zostało oparte na rzeczywistych doświadczeniach i wspomnieniach, jakie autor oraz bliscy mu ludzie miewali w młodości. Dla pisarstwa Joseph Delaney zrezygnował ze stanowiska pedagoga. Decyzje tą uważa za słuszną i ma ku temu powód. Pierwsza ekranizacja stworzona na postawie serii ma pojawić się w nadchodzącym roku. 

Problem farmerów, posiadających licznych męskich potomków, polega na posłaniu każdego syna do terminu. Gospodarstwa nie można dzielić na każdego, bo z pokolenia na pokolenie coraz bardziej stawałoby się mniejsze, aż znikło całkowicie. Ojciec będąc w takiej sytuacji, musi często powoływać się na dawne długi wdzięczności i przyjaźnie. Najgorsza praca przypada najmłodszemu synowi, bo podczas nadejścia jego czasu, wszystkie długi zostają dawno wykorzystane, a przyjaźń nadwyrężona. Thomas Ward to siódme dziecko, człowieka któremu także przypadło siódme miejsce w kolejce po rodzinną spuściznę.  Jednakże w przeciwieństwie do ojczulka, jemu nie przypada praca farmera, ale zawód stracharza.


Liczba siedem to liczba uważana za mistyczną, wyróżniającą się bogatą symboliką. W wielu mitologiach i religiach świata oznacza całości, dopełnienie,  związek czasu i przestrzeni. W zawodzie stracharza również odnosi wielkie znaczenie. Stracharzem może się stać jedynie siódmy syn siódmego syna. Reguła ta nie ominęła Johna Gregory'ego i nie ominie jego ucznia, Thomasa Jasona Warda. Fach stracharza wymaga odwagi, dobrego serca i pieczołowitości. Zobowiązuje również do egzystowania w osamotnieniu, patrzenia na niechęć ludzi, spoglądania na ich skrzywione z obrzydzenia twarze. John Gregory codziennie to ignoruje, jednakowoż jego uczeń dopiero musi nauczyć się tak istnieć, toteż mistrz szczędzi mu srogości oraz skąpi pochwał. Oprócz tego pragnie przestrzegania wyznaczonych przez niego zasad, a jedna z nich to: brak zaufania dla dziewcząt, szczególnie noszących szpiczaste trzewiki. Głównie z powodu przytłaczającej samotności, ale również z wdzięczności, Thomas Ward złamał tą zasadę. Poznał Alice Dean. Będąca w mniej więcej jego wieku, z miłą twarzyczką, nosząca czubate buciki, wpakowała go w nie lada ambaras. Trudno uwierzyć, że potem stała się jego przyjaciółką, jednakże zanim to się wydarzyło, przyczyniła się do poznania przez niego kilkorgu członków towarzystwa, do którego przynależała. Na nich składała się Koścista Lizzie zmagająca się z magią krwi i kości, uwięziona w ogrodzie stracharza Mateczka Malkin, oraz Kieł najbrzydsze stworzenie z jakim Thomas miał okazję się mierzyć. Mimo licznych trudów i niebezpieczeństw, Thomas Ward został nieodwracalnie powiązany z swoim mistrzem, bo nie posiada już rodzinnego domu, do którego przynależał. 
  
Chipenden to wioska niedaleko której znajduje się letni dom stracharza, jak również od niedawna schronienie jego ucznia. Mistrz mieszka tam od pierwszego dnia wiosny, aż do początku jesieni. Domem opiekuje się bogin oswojony przez stracharza, który sprząta i dla niego gotuje. Wokół budynku znajduje się trzy częściowy ogród. W jednym z fragmentów stracharz trzyma w dołach boginy i wiedźmy. Poza granicami tegoż azylu, świat żyje stałym tempem. Ludzie są przesądni, wiedźmami rządzi zło, obojętność, ale czasem dobro, a boginy psocą i przybierają różnorodną formę. 

Autor nie wyjaśnia dlaczego tak dużą rolę odgrywa w jego twórczości liczba siedem. Jednakże może to mieć coś wspólnego z Grecją i Irlandią, które pojawiają się na przełomie kolejnych tomów, jak również z których historii i legend czerpie koncepcje. Wszak, to właśnie dla tych dwóch państw, liczba ta odgrywała dużą rolę w kulturze, jak również legendach i wierzeniach. Druga strona medalu to fakt, że siódemka ogólnie używana jest bardzo często w fantastyce, a motyw siódmego syna to aż nadużycie, więc żadnego porównania może nie być. To jednak wątpliwe, biorąc pod uwagę, że na przełomie wieków tych krajów, odnaleźć można odpowiedniki pasujące do postaci z książki. Mniejsza nawet o to, bo nie liczba jest najważniejsza, ale osoba do której się odnosi, której oczami czytelnik śledzi całą historię. No właśnie, Thomas Jason Ward, bohater to troszkę zdziecinniała, ale nieco bystrzejsza wersja swoich rówieśników. Heros nie miał jeszcze okazji dorosnąć, toteż powieść napisana w jego imieniu robi wrażenie błahej. Takich samych cech nie można przypisać innym postaciom, ani światowi wykreowanemu przez Josepha Delaney'a. Ten, okrutnie przypomina o najstraszniejszych okropieństwach, jakich dopuszczali się ludzie naszego świata dawniej, ale również teraz, Toteż za to należą się pisarzowi gromkie brawa. Nie tylko za przypomnienie, że człowiek posiada mroczną stronę wiedźm, ale również za pomysłowość w ich więzieniu. Z przykrością trzeba jednak stwierdzić, że na tym pomysłowość autora się skończyła. Czarownice, widma i boginy, to jedyne stworzenia, których można uświadczyć w pierwszej części "Kronik Wardstone", i choć występują w różnych odmianach, stanowią ubogą grupkę. Boleśnie niedostatecznie urodzajna jest też cała pozostała treść. Schemat można przewidzieć, więc fabuła szybko zaczyna się nudzić i męczyć. Nie pomaga również ubogie słownictwo pisarza. Joseph Delaney często wykorzystuje te same wyrażenia, przybliża ciągle te same wspomnienia z przeszłości głównego bohatera oraz często zaprzecza sam sobie. Dla przykładu: mistrz Thomasa Warda ma zielone źrenice oczu, potem szare, aż w końcu znowu zielone. Sam uczeń często wychodzi z błędnych wniosków, choć jego mistrz dosłownie chwile wcześniej uświadomił mu, że jest inaczej. Podczas zapoznawania się z twórczością mężczyzny, nikt nie zazna też dokładnych opisów, toteż niczego na sto procent nie można być pewnym, a już na pewno stałego oddania danej chwili. 

"Kroniki Wardstone: Zemsta czarownicy" - Josepha Delaney'a wyglądem prezentuje się, jak pamiętnik, co zgadza się z treścią zawartą we wnętrzu. Duża czcionka, grube kartki od razu sugerują, że to pozycja dla młodszych odbiorców, a po zapoznaniu się z zawartością wątpliwości ku temu być nie powinno. Ta, oprócz samego teksu, posiada ilustracje, zdobiące początek każdego rozdziału. Fikuśne obrazeczki są bardzo ładne, choć czasami zdarza się, że lekko odstępują od rzeczywistości wykreowanej przez piszącego.

Będąc brzdącem często siadałam przed telewizorem, żeby zobaczyć "Gęsią Skórkę", która była właśnie zekranizowaniem powieści Roberta Lawrence Stine. Seria mnie nie przerażała, czasami nudziła, ale większość jej fragmentów wspominam dobrze. Tak samo prezentuje się sytuacja pierwszej części "Kronik Wardstone". Fabuła nie jest straszna, momentami nudna, a pod koniec czytania wierciłam się, chcąc ją mieć jak najszybciej za sobą, jednakże posiadała ona ciekawe kawałki. Troszeczkę czuje się oszukana, ze względu na obietnice, których naczytałam się, zanim rozpoczęłam lekturę. Oczekiwałam czegoś bardziej strasznego. Aczkolwiek, to dopiero debiut początkującego autora, mającego swoje lata, więc wypada być wyrozumiałym, szczególnie, że fabuła tragicznie się nie przedstawia. Josephowi Delaney'owi dam drugą szansę, sięgając po kontynuację, ale jeszcze nie teraz.

Ogólnie "Kroniki Wardstone: Zemsta czarownicy" - Josepha Delaney'a pozostawiają posmak niedopracowania debiutującego pisarza. Słowa polecające, umieszczone na pierwszej stronie tomu, które zwiastują przerażającą historię i nie zaspokojoną chęć na kolejne części nawet u dorosłych, w rzeczywistości pokutują tam przez ludzi, którzy najprawdopodobniej nawet nie przeczytali powieści. Pozycja prosperuje do młodszych czytelników, którzy w niej zasmakują, może nawet poczują muśnięcie strachu.