czwartek, 13 września 2018

"Kroniki Riyrii: Wieża koronna" - Michael J. Sullivan

"Wieża koronna", to pierwsza książka serii "Kroniki Riyrii", która poprzedza skrzącą się od przygód i akcji historię duetu niezwykłych złodziei, Royce’a i Hadriana, zapoczątkowaną przez Michaela J. Sullivana w 2008 roku.

Michael J. Sullivan -  amerykański pisarz fantastyki i science fiction. Autor zaczął pisać książki, ponieważ chciał pomóc swojej cierpiącej na dyslektyzm córce. Obecnie jest twórcą trzech serii. Opublikowanych w czterdziestu krajach, "Odkryć Riyrii". "Kronik Riyrii". Jak również "The First Empire", która jeszcze nie ukazała się w naszym kraju.

Dwóch mężczyzn, którzy się nienawidzą. Jedna niewykonalna misja. Narodziny legendy.

Hadrian Blackwater, wojownik, który nie ma o co walczyć, zostaje zmuszony do współpracy z Royce’em Melbornem, złodziejem i zabójcą, który nie ma nic do stracenia. Wynajęci przez starego czarodzieja wspólnie muszą ukraść skarb, którego nikt inny nie zdoła dosięgnąć. Wieża Koronna to niezdobyta budowla, pozostałość z największej fortecy, jaką kiedykolwiek wzniesiono i skarbiec najcenniejszych przedmiotów w królestwie. Jednak nie o złoto czy klejnoty chodzi czarodziejowi i jeśli tylko sprawi, że dwaj bohaterowie nie pozabijają się, to być może zdołają zdobyć dla niego upragniony skarb.
"Kroniki Riyrii: Wieża Koronna”, to pierwsza część serii, poprzedzająca zdarzenia z  debiutanckiej serii "Odkrycia Riyrii”, autorstwa Michaela J. Sullivana. Jeśli wolicie poznawać historię w chronologicznym porządku, zacznijcie od tej książki, ponieważ, lektura nie zdradza niczego z późniejszych zdarzeń. Ponadto zapoznawanie się z nią nie wymaga znajomości historii zawartej w "Odkryciach Riyrii”. Jednakże, jak zaznacza sam autor, "Kroniki: Riyrii” zostały przemyślane tak, by czytać je po "Odkryciach Riyrii”, więc fani cyklu natrafią na ukryte niespodzianki, które można docenić, znając zaledwie całość historii. To nie są żadne kluczowe zwroty w akcji, ale drobne dodatki dla zorientowanych.

Dla wielu osób, omawiana książka to ponowne spotkanie z parą dobrze znanych bohaterów. Inni dopiero teraz będą mieli sposobność ich poznać. Hadrian Blackwater i Royce Melborn. W przyszłości nierozłączni przyjaciele, obecnie najwięksi wrogowie. Hadrian Blackwater to człowiek pełen wielkoduszności, radosnego usposobienia i naiwności, którego zmordowała nieczułość ludzi. Podróżował, chcąc zaznać wolności. Dostając list od czarnoksiężnika Arcadiusa, z wiadomością o śmierci rodziciela,  postanawia powrócić. Jego wiedza na temat nieznajomego, jaki z rzadka odwiedzał ojca, ogranicza się do wspomnień z dzieciństwa. Pojawiał się nieoczekiwanie, zatrzymywał się na kilka dni, a potem odchodził, często bez słowa pożegnania. Robił magiczne sztuczki ciesząc dzieciaki ze wsi. Sprawiał, że kwiatki znikały, a świece zapalały się od machnięcia ręki. Raz oznajmił, że spowodował deszcz, chociaż tego dnia na niebie zgromadziło się wiele chmur. Hadrian zawsze lubił staruszka o siwej brodzie i w okularach na nosie. Mówiącego łagodnie i bardziej przyjaznego, niż jego ojciec. Jak Hadrian miał sześć lat, tuż po śmierci jego matki, Arcadius odwiedził ich po raz ostatni. Teraz, chcąc dowiedzieć się, o co ojciec poprosił czarnoksiężnika na łożu śmierci, musi się z nim spotkać. Royce Melborn to dosłowne przeciwieństwo Hadriana Blackwatera, które bez skrupułów doprowadza do rozlewu krwi. Nie łatwo się zaprzyjaźnia i nie ułatwia zaprzyjaźnienia się ze sobą innym. Toleruje zaledwie jedną osobę, Arkadiusa. Znajdują się w impasie. Posiadają niespotykane umiejętności. Jednakże żadne z nich nie jest gotowe w pojedynkę stawić czoła światu. Razem mają jakieś szanse. Poza duetem przewodnich bohaterów, Michael J. Sullivan przedstawia nam również poczynania Gwen. Postaci drugoplanowej, ale bardzo ważnej dla późniejszego rozwoju historii. Gwen obiecała umierającej matce, że zamieszka w Medfor. Obiecała, że będzie podróżować, aż tam dotrze. Miała w nim zostać i czekać na mężczyznę, o jakim nie ma żadnych informacji. Gwen udało się po części spełnić obietnicę. Jednak czuje, że dłużej już sobie nie poradzi. Musi coś zmienić w swoim istnieniu, mu się ratować. Podobnie, jak Hadrian Blackwater i Royce Melborn, sama nie poradzi sobie przeciw całemu światu, ale posiadając wsparcie, owszem. Jollin jest najstarsza. Rose jest najmłodsza, ma około czternastu lat. Mae jest najdrobniejsza, delikatna jak ptaszek. Etta nie jest ślicznotką. Ma roztrzaskaną twarz i brak jej dwóch zębów. Christy i Abby mogą uchodzić za krewne, tak są do siebie podobne. Każda pochodzi z Medfordu, albo z pobliskiej wsi lub gospodarstwa. Żadna z nich przez całe swoje istnienie nie pokonała więcej, niż parę mil. Poza Gwen, która pochodzi z innego świata. Jednakże to one pomogą jej zacząć od nowa, na ich własnych zasadach.

W tej części serii, pisarz zabiera nas w podróż do Avryn, centralnego i najpotężniejszego kraju z czterech państw Apeladornu, znajdującego się pomiędzy Trentem i Delgosem. Medfordu, będącego stolicą Melengaru. Uniwersytetu w Sheridanie, prestiżowej instytucji naukowej znajdującej się w Ghencie. Ostatecznie do Wieży Koronnej, siedziby patriarchy i Kościoła Nyphrona, najwyższej budowli wzniesionej przez człowieka, jaka się zachowała. Godząc się na tę podróż, jedni fundują sobie bilet na zwiedzanie znanych sobie miejsc, inni wręcz przeciwnie.

Fabuła "Kronik Riyrii: Wieży koronnej" rozkręca się bardzo powoli. Zanim Hadrian Blackwater i Royce Melborn zostają sobie przedstawieni, przemija znaczna część książki. Wówczas, jeżeli spodziewacie się krótkich spięć z ich udziałem,  które będę wzbudzać uśmiech, to czeka was małe rozczarowanie. Ponieważ te są na poziomie podlotków. Trudno też dowiedzieć się czegokolwiek nowego o przewodnich bohaterach, jeżeli zna się poprzednie książki z uniwersum. Nieco inaczej sprawa miewa się w wątku Gwen i jej dziewcząt, jakim autor wcześniej nie miał okazji poświęcić wiele czasu. I choć, w nim również nie ma sensu oczekiwać jakiegoś niesamowitego zwrotu akcji, to momentami jest on bardziej interesujący, niż przewodni motyw. Można spodziewać się, że po takim czasie Michael J. Sullivan będzie w stanie nadać swojemu pisarstwu nieco więcej polotu. Jednak nie. W jego twórczości wciąż drzemie niespożytkowany potencjał. Ponadto, warsztat pisarski autora, nadal potrzebuje dopracowania. Pomimo napisania tak wielu książek, Michael J. Sullivan nadal potrafi poświęcić wiele stron zdarzeniom, które nie mają dla całości historii wielkiego znaczenia. Ta nielogiczność w jego twórczości, objawia się też podczas przedstawiania wszelakich postaci i miejsc. To momentami odbiera powieści klimat.

Michael J. Sullivan zgodnie z swoja obietnicą, przedstawia nam w omawianej książce mało istotne dla całości uniwersum zdarzenia, ale łaskoczące ckliwość swoich wcześniejszych odbiorców. To właśnie ci, co jakiś czas natkną się na wcześniej spotkaną postać, albo poznane dawniej miejsce, które w przyszłości historii, będą mięć większe znaczenie. Dla nich, znajdowanie takich drobnostek, będzie siłą napędową tej książki. Reszcie pozostanie  dobra, lekka i relaksująca lektura na jeden wieczór. 

Dziękuję serwisowi Alimero za egzemplarz recenzencki.

 https://alimero.com/pl/site/#/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz