wtorek, 7 lutego 2012

"Nowa Fantastyka - 353" (02/2012)

Dla każdego wielbiciela książek, nowy miesiąc to okazja na zaopatrzenie się w nowe książki. Wielbiciele fantastyki mają o tyle łatwiej, że specjalnie dla nich powstał miesięcznik, który nie tylko ułatwia im wybór najlepszych dla nich powieści, ale również ukazuje świeże nowinki ze świata twórców fantasy, a jego redaktorzy często też rozmawiają z wieloma z nich. Ta recenzja dotyczy drugiego numeru, bieżącego roku. 

W pierwszym artykule najnowszej odsłony "Nowej Fantastyki" możemy przeczytać o licznych, ale i tak nie dorównującym liczbie produkcji innych gatunków filmów, które powstały w przeciągu ostatnich kilku lat. Autor artykułu, nie ukrywa, że w tym małym gronie i tak brakuje świeżych pomysłów, które zadziwiłyby oglądającego i wzbudziły w nim godny podziwu zachwyt. Filmy, które są wspominane w tekście, odniosły wielki sukces. Większość z nich obdarowano Oscarami, co oczywiście nie znaczy, że musimy znać wszystkie z nich. Pewnie każdy wśród tej licznej rodzinki znajdzie ekranizację o której jeszcze nie słyszał, i która zapewne będzie godna poświęcenia jego wolnego czasu. Ja ze swojej strony polecam artykuł, bo wymienione w nim filmy, to często piękne, pełne przygód baśnie, przypominające czasy z dzieciństwa.

Na następny plan "Nowej Fantastyki: 02/2012" poszły smoki. "Smoki niebanalne" - nosi tytuł artykuł i rzeczywiście prezentowane w nim stwory są niebanalne. Oprócz ciekawych rysunków, scen z filmów, czy książek lub komiksów znajdziemy w dziele autora ciekawy tekst. Względem niego możemy porównać, jak toczyła się historia smoków. Od tego pierwszego do wykorzystywanych w teraźniejszej fantastyce. Po przeczytaniu artykułu, jeżeli wcześniej do tego nie doszliście, zauważycie, że smoki tak naprawdę od pewnego czasu są takie same. W zasadzie zawsze były, bo schemat towarzyszący tworzeniu pierwszego, po minionych latach, nadal jest ten sam. 

"Azyl dla kiepskich filmów", czyli jak to wytwórni Asylum nie wychodzi tworzenie ciekawych i pokazowych dzieł wielkiego ekranu. Trzeba przyznać rację redaktorowi, bo często sami byliśmy świadkami, jak to przy małym budżecie powstawały wspaniałe dzieła. Według twórcy artykułu, wytwórnia Asylum nie ma ani funduszy, ani godnych pochlebstwa twórców. Cóż, to czy zgodzicie się z piszącym tekst, czy nie, zależy od was. Przyznaję, że z wymienionych ekranizacji, znam tylko jedną i nie przypadła mi ona zbytnio do gustu, choć pewnie wielu zachwyciła. A poza tym,czy ktoś wiedział , że powstała druga część "Titanica"? 

Następnymi artykułami miesięcznika są nowości z polskich teatrów, gdzie na zakurzonych deskach stają monstra, które powinny być od dawna na emeryturze oraz nie krótki tekst o pisarzach piszących książki fantasy, ale zupełnie się do tego nie przyznających. Oba artykuły budzą kontrowersję i wiele tematów do dyskusji. Również warto je przeczytać. 

"Nowa Fantastyka" na luty dwutysięcznego dwunastego roku prezentuje nam inne dzieła, twórców które nigdy wcześniej nie zostały opublikowane.To pisarze nieznani, dopiero rozpoczynający swoją przygodę z klawiaturą, choć po zapoznaniu się z poziomem niektórych prezentowanych tekstów trudno jest mówić o osobach początkujących. Oprócz tego czeka na nas jeszcze kilka tekstów znanych pisarzy, co powoduje, że tym razem dzieła wydrukowane na szarym papierze, znajdujące się w samym środku "Nowej Fantastyki" liczą sobie prawie pięćdziesiąt stron. 

Następnie czeka na nas kilka wyczerpujących recenzji komiksów i filmów, między innymi "Kota w butach", który nie jest już tak sławny, jak wtedy, kiedy występował w trio ze słynnym zielonym ogrem i rozgadanym osłem. 

"Nowa Fantastyka" na luty prezentuje się troszkę inaczej, niż styczniowy numer, ale wcale nie gorzej. W tym, jak i poprzednim numerze, można znaleźć wiele interesujących artykułów. Z wszystkich, które tu wymieniłam, mnie osobiście nie zaciekawiły dwa ostatnie, ale ogólnie jestem szczerze zadowolona z numeru. Zmiany, które zostały wprowadzone w styczniowym numerze dalej dominują w miesięczniku. "Nowa Fantastyka" nadal powinna zainteresować młodszych odbiorców, jak i tym bardziej starszych czytelników. Miesięcznik jest wart swojej ceny.