Merlin,
przedstawiany najczęściej w legendach o królu Arturze. Starszy jegomość
z długą szarą brodą i szpiczastą czapką, pałający się magią lub
pradawną, zapomnianą wiedzą. Taki właśnie obraz ukazuje się nam przed
oczami, kiedy słyszymy to imię. Merlin jednak nie zawsze był stary,
musiał przecież posiadać kiedyś matkę, ojca, przeszłość. Nigdy nie
zastanawiało was skąd się wziął? Cóż, mnie owszem i autora książki
zatytułowanej ”Merlin. Księga I Nieznane lata” też.
Thomas
Archibald Barron pisząc ”The Merlin Effect”, powieść, która bada pewien
wątek legendy arturiańskiej, szybko przekonał się, że jest to coś co
zaczyna powoli kochać. ”Kiedy ciągnąłem za nitkę, ona ciągnęła za przeciwną stronę”
- pisze sam twórca. Niebawem więc powstała cała seria książek o
młodości opiekuna Artura. Wedle samego twórcy starzec na pewien okres
czasu nie bez przyczyny zniknął z kart ksiąg, legend, pieśni, a nawet
świata. Merlin nie mógł być znany, kiedy był chłopcem, gdyż w ogóle nie
stąpał po ziemi, którą znamy my. Musicie przyznać, że taka teoria
otworzyła przed Barronem wiele możliwości do wykorzystania.
T.
A. Barron rzeczywiście w pierwszym tomie wykorzystuje wszelkie możliwe
sposoby wyobraźni, aby ubarwić swoją teorię o młodości druida. W książce
dominuje wiele kreatywnych stworzeń, postaci, ludzi oraz bajkowe
otoczenie. Pisarz posługuje się dużą wiedzą o mitach, legendach i
starych wierzeniach. Czytając ”Nieznane lata” spotkamy się nie raz z
wzmiankami o Olimpie, Prometeuszu, a nawet poznamy legendy powstania Stonehench.
Do tego książka nie miesza w historiach tej postaci innych autorów, ona
je uzupełnia. Tak wiele, a jednak brakuje pokazu fajerwerków, które
dałyby czytelnikowi wiele niezapomnianych wrażeń.
Emrys
wyrzucony przez morze, budzi się na zupełnie nieznanej mu plaży.
Chłopiec nie pamięta nic z swojej przeszłości i nie wie też kim jest.
Jedyną osobą, która przy nim jest i na dodatek twierdzi, że jest jego
matką to Branwen. Młoda kobieta, która przez kolejne lata otacza go
opieką, posiada niesamowitą wiedzę leczniczą, jak i potrafi snuć piękne
opowieści. Jednak mimo jej dobroci i cierpliwości chłopiec nie wierzy,
że są spokrewnieni. Przyszły Merlin w wieku dwunastu lat postanawia
opuścić wioskę, w której oboje zamieszkali. Mniemany syn Branwen chce
znaleźć swój prawdziwy dom i dowiedzieć się kim naprawdę jest oraz był.
Zanim jednak przyjdzie czas na ostateczne rozstanie z swoją dobrodziejka
Emrys przejdzie kilka ważnych prób. Utrata wzroku, rozwijającej się
magicznej mocy nie powstrzymują go jednak przed podróżą i dotarciem do
Fincayry, gdzie wszystko się rozpoczęło. Dopiero tam na chłopca czekają
prawdziwe przeciwności losu.
Przez nieznane lata młodości Merlina w wykonaniu T. A. Barrona przechodzi się, jak przez nudną, szkolną lekturę, którą czyta się na przymus. Aby docenić to dzieło trzeba najpierw przejść do jego końca, a zanim to nastąpi czytelnik zniechęci się i odłoży książkę, szczególnie, że jest ona dedykowana raczej młodszym osobom.
Do
znudzenia się tą powieścią głównie przyczyniają się strasznie długie
opisy. Autor skupił się na otoczeniu, które bardzo szybko się zmienia.
Opisy kształtów, barw, smaków są nieco nużące w momencie, kiedy nie ma
praktycznie nic o samym głównym bohaterze i jego towarzyszach. Aby
dowiedzieć się czegoś o ich wyglądzie musimy trochę poczekać, gdyż
zostaje nam on przedstawiony z rozwojem wydarzeń. W ten właśnie sposób
T. A. Barron utracił w swojej książce to co najważniejsze i nie
przekazał czytelnikowi najistotniejszych rzeczy, którą są dla niego,
jako czytającego, ważne.
Drugą
rzeczą, która męczy przy czytaniu jest całokształt fabuły. ”Nieznane
lata” są nie grubą książką, ale bardzo, bardzo obfitą w treść… i może tą
treść posiada nawet zbyt obfitą. Książka wygląda tak, jakby piszący ją
Barron miał mnóstwo pomysłów, ale nie umiał się zdecydować, który z
nich umieścić na kartkach tomu, przez co umieścił wszystkie. Emrys
podczas swojej podróży najpierw jest na plaży, potem w gęstym
tropikalnym lesie, aż w końcu stoi na ziemiach bezkresnych, jałowych
równin. Tak samo jest z mieszkańcami świata, który zwiedza. Rozmawia z
jednym, potem drugim, trzecim. Ktoś mu pomaga, zdradza go, ściga. Z kimś
walczy, a potem ten sam wróg znowu wraca, po chwilę tryumfu lub kolejny
łomot. Na dłuższą metę trochę ciężko się to ogarnia.
Inaczej
jest z ostatnimi rozdziałami, czyli jak to w książkach fantasty bywa,
kulminacyjną walką ostateczną. W ten moment powieści autor włożył wiele
serca. Nie ma się już wrażenia, że jakieś opisy są zbędne, albo ich
brak. Dla końca tej książki warto przejść całą niezależnie od tego jaka
by była. Zakończenie ”Merlin: Księga I. Nieznane lata” jest po prostu
piękne i obwieszcza lepszy drugi tom.
Twórczość
T. A. Barron o młodości Merlina zapowiadała się troszkę lepiej, kiedy
czytało się opis z tyłu okładki. Pierwszy tom z wielu, które pewnie
niebawem pokażą się w księgarniach, jest jak film z lat
siedemdziesiątych dla kinomaniaka nowego pokolenia. Osoby starsze
dostrzegą w tej książce piękną baśń, których nie pisze się teraz dla
tego przedziału wiekowego, znowu młodsi czytelnicy, dla których ta
książką jest przeznaczona mogą odczuć brak dynamiki, zbędnej przemocy i
seksu, które tak często widujemy w książkach.
Po
”Merlina” radziłabym nie sięgać osobą na przykład dwunastoletnim. Ta
powieść będzie odpowiednia dla dorosłych, którzy chcą poczuć się znowu
jak dzieci i dla ich pociech, którym mogą ją czytać na dobranoc. Pełnych
kolorów, niesamowicie baśniowych snów nie braknie.
Dziękuję wydawnictwu G+J za egzemplarz recenzencki.