poniedziałek, 24 lutego 2014

"Skorpion: Znamię szatana" - Stephen Desberg, Enrico Marini

Pierwsza część serii historyczno-przygodowej. Komiks ten to połączenie utworów rodzaju "płaszcza i szpady" z sensacją i lekką domieszką fantastyki. Dekadencka szlachta, brawurowe pojedynki na śmierć i życie, niebezpieczne pościgi, piękne kobiety i spisek sięgający szczytów władz - wszystko to znajdziecie w tej serii. Scenariusz napisał Stephen Desberg, a grafiką zajął się Enrico Marini

Stephen Desberg - amerykański scenarzysta, którego kariera rozpoczęła się od przejęcia po Morrisie Tillieux scenariusza do "Tif et Tondu". Współpracował także przy innych seriach, z których wiele cieszyło się dużym powodzeniem. Potem swoich sił próbował w coraz to nowszych produkcjach. W październiku dwutysięcznego roku napisał scenariusz pierwszego tomu serii "Skorpion", wspomaganego oprawą graficzną Enrico Mariniego. 
  
Enrico Marini - jego pierwszy poważny kontakt z komiksem miał miejsce na Festiwalu Komiksu w Sierre, dzięki Konkursowi Młodych Talentów na którym został zauważony i przedstawiony wydawnictwu Alpen Publishers. Właśnie wówczas zaledwie osiemnastoletniemu twórcy powierzono rysowanie pierwszych albumów komiksowych. Ale prawdziwa kariera tego rysownika miała rozpocząć się dopiero w kilka lat później, kiedy to scenarzysta Thierry Smolderen zaproponował mu współpracę przy serii "Cygan". Potem Enrico Marini razem ze scenarzystą Stephenem Desbergiem zrealizował swe dziecięce marzenie - western. Kolejnym komiksem tego duetu stał się "Skorpion", ujawniając talent grafika do rysowania postaci i wnętrz historycznych. 

W siedemnastowiecznym Rzymie bardzo intratnym zajęciem jest sprzedaż relikwii dawno zmarłych świętych. Równocześnie jest to zadanie bardzo niebezpieczne. Ale dla Skorpiona nie ma zadań niemożliwych.

Skorpion to bardzo rozrywkowa osobistość. Lubi obecność kobiet, które zresztą odwzajemniają jego zamiłowania, a także całonocne hulanki w oberżach i podobne temu zajęcia. Jest też dobrym szermierzem i zawadiaką. Jednakże ma jedną wadę: podejście do samego siebie. Ze względu na ponurą przeszłość swojej matki oraz znamię, które nosi na barku, uważa, że nie czeka na niego nic lepszego od potępienia w piekle. Jego wróg, z niewyjaśnionego powodu, to kardynał Trebaldi. Mężczyzna ma wobec niedalekiej przyszłości wielki plan, a Skorpion najwyraźniej musi mu jakoś przeszkadzać, bo każe go zapić pięknej, ale niebezpiecznej egipskiej trucicielce. 

Pochodzenie Kościoła Katolickiego to tragiczny kompromis chrześcijaństwa z otaczającymi go religiami pogańskimi. Zamiast ogłaszania Ewangelii, Dobrej Nowiny i nawracania pogan, Kościół Katolicki „schrystianizował” religie pogańskie i „spoganizował” chrześcijaństwo. Poprzez zatarcie i wymazanie różnic katolicyzm stał się atrakcyjny dla ludzi w Imperium Rzymskim. Przewaga rzymskiego biskupa została stworzona z pomocą rzymskich władców. Rzym, będąc centrum zarządzania Imperium Rzymskiego i będąc miejscem głównego przebywania władców rzymskich, wzrósł w swoim znaczeniu we wszystkich aspektach życia. 

Minął szmat czasu od pojawienia się "Skorpiona: Znamienia szatana" w Polsce, tak więc wiele osób z pewnością ma już wyrobioną opinię na jego temat. Mimo to nie zaszkodzi opisać albumu, części która go jeszcze nie zaznała. Wszakże wciąż pojawiają się kontynuacje historii, a ona sama choć często trudno dostępna, nadal ceni sobie popularność i miewa się naprawdę efektownie względem aktualnie ukazującej się konkurencji. Fabuła może nie wchodzi w skład skomplikowanych, ale niesamowicie wciąga. Pierwsza część rozpoczyna krótki epizod z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Przedstawiciele dziewięciu wielkich rodów zbierają się na naradzie, której celem jest ustalenie sposobu na zachowanie zwierzchnictwa w obliczu upadku imperium. Po krótkim prologu z zamierzchłej przeszłości, następuje przeskok wydarzeń do osiemnastego wieku, gdzie odbiorca zostaje wprowadzony w wir kluczowego postępowania historii. To właśnie tam zostaje ukazana mu postać Skorpiona, którego akurat nogi niosą do starożytnych katakumb. Bohater, wraz ze swoim kompanem zamierza tam odnaleźć kości świętego Alastora, które jako szczątki męczennika mają ogromna wartość.Na początku znaczenie tej krótkiej wstawki może przedstawiać się nieco niejasne, ale wraz z rozwojem akcji oddzielne wątki rozpoczynają się zazębiać i splatać w logiczną całość. Protagoniści zostali świetnie utworzeni. Rozpoczynając od samowolnego, męczonego przeszłością przewodniego bohatera, gardzącej nim trucicielki, znienawidzonego przez oboje kardynała, a kończąc na przedstawicielach ról drugoplanowych, a nawet trzecioplanowych. Scenariuszowi Stephena Desberga trudno cokolwiek zarzucić, nawet jeżeli czasami jego koncepcja jest przewidywalna a momentami zachowanie postaci niezrozumiałe, bądź bez naturalnego dla nich wdzięku. Fabułę prowadzi niezwykle płynnie i umiejętnie. Znakomicie radzi sobie z przerzucaniem wątków z miejsca na miejsce, a stworzona przez niego rzeczywistość fantastycznie odnosi się do realiów historii, choć momentami nie jest pozbawiona wkładu autora. 

Enrico Marini posiada charakterystyczne, znakomite usposobienie tworzenia, w którego ręcznie nakładana kolorystyka bierze nie raz górę nad szkicami. Przejawia się ona mocną, pogodną tonacją, której gamma barw została mocno wyselekcjonowana przez twórcę. Może w większości scen nie nadaje to im naturalności, ale oddanie powieści jako baśni dla nieco starszego grona odbiorców, jak najbardziej do niej pasuje. Tak samo jak metoda przedstawiania scen. Otóż, twórca postanowił, że w scenach na przewodnim planie będą stawiane części otoczenia, potem postaci. Uzyskana efektowność jest rewelacyjna. Oczywiście nie każda chwila tak została przedstawiona. Jednakże niezależnie od położenia lub odległości, szczegółów nie brakuje. Mimo nich, często i tak nie zważa się na widok osiemnastowiecznego miasta. Nie ma ku temu okazji, bo akcja przykuwa całą uwagę oczu. Praca Enrico Mariniego naprawdę jest staranna. Jednakowoż, jeżeli chodzi o postaci, to najwidoczniej brakło mu rozwiązana. Bohaterowie, nie zależnie od położenia i częstotliwości pojawiania się, zostali przełożeni prosto z plansz innego projektu szkicownika. Ludzie zaznajomieni z "Drapieżcami" - doskonale będą wiedzieć o co chodzi. Nie wtajemniczeni nie powinni zaglądać do nadmienionego albumu. Mroczna, pełna przemocy i seksu opowieść o zemście, jakiej dokonuje tajemnicze rodzeństwo nie działa korzystnie na wyobrażenie postaci łagodniejszego i mniej wulgarnego omawianego obecnie dzieła. Mimo to, śmiało można dokonać porównania względem okładek, które doskonale oddają powinowactwo. 

"Skorpion: Znamię szatana" -  Stephena Desberga, Enrico Mariniego to pozycja obowiązkowa dla każdego wielbiciela powieści "płaszcza i szpady". Obecnie komiks można zakupić wyłącznie z drugiej ręki, a nawet wówczas jego cena jest dziesięciokrotnie większa od narzucanej przez księgarnie w dniu przedsięwzięcia premierowego, ale mimo to warto. Co nie zmienia faktu, że albumowi przydałoby się wznowienie.