wtorek, 17 lutego 2015

"Morza Wszeteczne: Morza Wszeteczne" - Marcin Mortka

Wartka akcja, barwne postaci, krwawe jatki i salwy śmiechu! Historie o piratach często zaczynają się w ten sam sposób: kapitan wskutek wyczerpującej walki traci swój statek oraz większość załogi. Zostają tylko ci najwierniejsi. Zaraz, zaraz – czy aby na pewno najwierniejsi, a nie ci mniej zaradni, którzy nie mieli pomysłu, aby zrobić ze sobą coś lepszego? To okazuje się zwykle w toku dalszych przygód. O to audiobook książki "Morza Wszeteczne: Morza Wszeteczne" - Marcina Mortki, z którą zapoznaje odbiorcę Waldemar Barwiński.

polski pisarz literatury fantastycznej i tłumacz języka angielskiego. Absolwent skandynawistyki na wydziale neofilologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Miłośnik i popularyzator RPG, autor wielu artykułów poświęconych tej tematyce w "Portalu” oraz "Magii i Mieczu”. Z zawodu pilot wycieczek zagranicznych (wąska specjalizacja – Islandia) oraz nauczyciel języka angielskiego i norweskiego, dawniej związany z Zespołem Szkół w Pobiedziskach, I Liceum Ogólnokształcącym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. 

Waldemar Barwiński – polski lektor, aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, także dubbingowy. Aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie, gościnnie występuje też w innych teatrach warszawskich. Dużą popularność przyniosły mu role na małym ekranie (seriale: "Sława i chwała", "Dom", "Plebania", "Na dobre i na złe", "Anioł Stróż"). Wcielił się w postać Pawła Pawika w serialu telewizyjnym "Egzamin z życia" oraz mecenasa Barskiego w produkcji TVN-u "Majka". Jego żoną jest Monika Grzybowska.

Kapitan Roland niby znalazł się w podobnej sytuacji, ale jednak nie do końca. Bo czy każda banda piratów, tak jak ta grasująca po Morzach Wszetecznych, rekrutuje się spośród goblinów, półgoblinów, satyrów oraz szamanów, a w dodatku wszystkich tak zaciekłych, bezlitosnych, dzikich i zgoła nie najmądrzejszych? Otóż nie. Takich awanturników jak załoga dość podejrzanego, ale za to wyjątkowo szybko znalezionego nowego statku nazwanego Błędnym Rycerzem nie spotyka się nigdzie indziej niż w okolicach dziwnie wymarłego miasta portowego Necroville.

Trudno co prawda spodziewać się, że rejs pirackim okrętem może być doświadczeniem przewidywalnym, w tym jednak wypadku trzech rzeczy czytelnik może być całkowicie pewien: wartkiej akcji, krwawej jatki i salw śmiechu.


Kapitan Roland, któremu jest dane przewodzić załogą z piekła rodem, jest człowiekiem o dużej dawce czarnego humoru, ogromnej inteligencji, chorobliwej ambicji oraz srogości. Jako człowiek, którego przeklęto, nosi ogromne brzemię. Jednakże to nie przeszkadza mu w prowadzeniu istnie pirackiej egzystencji. Kapitan Roland również nie rzadko przejawia ogromną cierpliwość, bo sekretem raczej nie jest, że istnienia podlegające jego rozkazom, mają skłonności do robienia głupot. Jednym z nich jest Mandragora. Pirat budzi zgrozę, nawet bez swojej broni. To z powodu pamiątki po nieudanej trepanacji. Wierzbak, ten  to potrafi spać zawsze i wszędzie. Ze snu zbudzić go może zderzenie z podłogą, a i to nie zawsze. Baobab to człowiek o czarnej skórze. Oblicze, które ten posiada, również potrafi spowodować ciarki na plecach. Nie chodzi nawet o to, że w miejsce jednego oka, mężczyzna ma  ćwiek, a w drugim często płonie szaleństwo. Rozchodzi się o to, że samą obecnością powoduje ochotę do ucieczki. I słusznie, bo Baobab to szaman o nieprzewidywalnym usposobieniu. Nad poczęciem Strupa lepiej się nie zastanawiać. Zielonkawa skóra sugeruje, że jeden z rodziców to goblin. Ponadto ma on skłonności do gadulstwa oraz nadmiernej histerii. Ognik pluje ogniem. Jest jeszcze Grzmot, Ogopogo i Julia, którego imię nie oznacza wcale płci pięknej. To zaledwie część załogi Rolanda, ale mu bliższa. Sam statek przepełnia zgraja podobnych im mutantów. Zagrożenie, wrogowie? Poza ofertami morza, największymi dla nich zagrożeniami są często oni sami.

I rzekli aniołowie: Im dalej w morze, tym plugastwa więcej. Człek pełen prawości, uczciwości i przykazaniom Wszechmogącym posłuszny powinien każdego dnia z własnymi słabościami walkę staczać, ale nie wolno mu z widnokręgu oczu spuszczać. Tam bowiem skrywa się groza,i stamtąd pojawiają się wszelakie koszmary. Tam mieszkają demony. A ze wszystkich demonów, które docierają do Międzyświata, najgorsza jest Raun, obwołana królową ciemności. Jej plugawa morda tonie w mroku, przez to nikt nie zdołał pojąć rozmiarów jej szpetnego oblicza. Jej oddech cuchnie, więc starcza, że raz usta roztwarza, a gdzieś umiera dziecko niewinne. Mimo to, mówi się, że któregoś dnia stanie na czele hord demonów, a wówczas biada wszystkim, którzy w sprawiedliwości i zgodzie istnieją.

Książek o pirackich dziejach powstało wiele, ale jeszcze nie można mówić o zmęczeniu tematu. Ponadto, pisarze takich historii bez ustanku gonią za uwagą swoich odbiorców, oferując im coraz to nowsze koncepcje. Jeden z nich to nasz rodak, Marcin Mortka. Jego książka, omawiana w tej recenzji, to pewien powiew świeżości, kierowany do osób, które chcą poczuć wiatr w żaglach. Powieść opowiada o kapitanie Rolandzie i załodze. Kapitan Roland, zwany Wywijasem, od zawsze uważał piątek za najbardziej pechowy dzień tygodnia. Pewnego dnia utwierdza się w swojej teorii, bo właśnie wówczas w pirackim porcie Necroville jego okręt, Orlica, zostaje zniszczony, zaś on sam z bandą podwładnych jest zmuszony do odpierania ataku najeźdźcy wspomaganego przez nawiedzonego demona. W ramach rekompensaty za szkodę, Roland rekwiruje potężny liniowiec, Błędnego Rycerza. Już od samego początku z okrętem wydaje się dziać coś nie tak. Jednakże to najmniejszy z problemów, w które wpakował się w ów feralny piątek kapitan Wywijas. Tak oto wilk morski bezwiednie wkręcił się w wojnę, zaś jej konsekwencje mogą dotyczyć losów całego świata. W taki właśnie sposób prezentuje się fabuła pierwszej części serii "Morza Wszeteczne". Następna jest chen, chen daleko, więc jak na razie nie wiadomo nic o jej ostatecznym pojawieniu się w portach zwanych księgarniami. Jednakowoż, jeżeli autor ostatecznie stwierdzi, że napisanie następnego tomu nie ma sensu, to tak naprawdę półki bibliotek moli książkowych wiele stracą. Marcinowi Mortce udało się napisać naprawdę ciekawą historię, nieco zagmatwaną, w której można zapoznać się z unikalną gromadką postaci. Takich dziwaków, to nawet Marvel nie posiada w swojej kolekcji. Kapitan Roland to człowiek, któremu macki wydobywają się z pleców. Szamanem Baobabem najprawdopodobniej rządzi magia. Nie brakuje również koźlonogich i trupów, dla których z jakichś powodów brak miejsca w świecie niebios, jak również piekielnych otchłani. Rzecz jasna, takie szkaradne stworzenia muszą trwać w odpowiedniej dla siebie rzeczywistości. No właśnie, Morza Wszeteczne, miejsce do którego nawet diabeł niechętnie zagląda, a śmierć poniosło tak wielu, że nie istnieje miejsce, do którego można ich kierować. Autorowi udało się wykreować świat, gdzie nie ma ograniczeń. Czarna magia, teleportacja, drzwi pod pokładem statku, które prowadzą na łąki zamieszkiwane przez różnorakie piękności, czemu nie? Najczęściej pisarze wprowadzają pewne ograniczenia do swoich książek, przez co panuje w nich ład, porządek oraz szablonowość względem pozostałych powieści. Jednakże zdaje się, że Marcin Mortka nie miał pohamowań w tworzeniu swojego dzieła, dlatego jest ono tak szczególne. Na nieszczęście odbiorców, to kombinowanie pisarza, wbiło w tom jeden gwóźdź. To niewielkie zagmatwanie, które zostało nadmienione chwilę wcześniej, dla mniej uważnego zainteresowanego zakończeniem książki, może ostatecznie okazać się przeszkodą do niepokonania. Tak też, przed sięgnięciem po lekturę, warto zastanowić się, ile czasu będzie się w stanie jej poświęcić, i w jakich odstępach. To dlatego, że w książce tak wiele się dzieje. Poza niezwalniającą akcją i walkami, powieść Marcina Mortki charakteryzuje nadanie swoim postaciom prawdziwych pirackich cech. Tak, jeżeli ktoś nie lubi przeklinania, aczkolwiek tutaj ma to często zabawną formę, zapoznawania się z tekstem o chędożeniu, sraniu i łupieniu, to książka raczej nie będzie katalogować się z jego gustami. Szczególnie, że autor nie owija w bawełnę, co oznacza, że opis każdego ze zdarzeń, idealnie trafia do makówek odbiorców. 

Waldemar Barwiński to następna osoba, która urodziła się do przedstawiania książek w formie audiobooków. Aktor doskonale gra głosem każdego z bohaterów. Gra, ponieważ nie można nazwać tego inaczej. Każda z postaci posiada swój głos, a raczej tonację głosu Waldemara Barwińskiego. Najlepszym efektem, jaki udało się osiągnąć aktorowi, jest Julia. Ten twór jakiegoś pijanego bóstwa, ma bardziej delikatny głosik, niż dziwka pojawiająca się na początku książki. Tak więc, pierwsze spotkanie z Julią budzi szczere zadowolenie, które bardzo łatwo objawia się uśmiechem na ustach. Znowuż, jeżeli chodzi o samego kapitana Rolanda, to aktor prawdopodobnie jest sobą. Bardzo podobnie również brzmi treść będąca opisami, którą ten przedstawia. O dziwo, mimo że książka nie jest napisana w narracji pierwszoosobowej, a metoda sprawdza się idealnie. Zaskakuje również to, że choć "Morza Wszeteczne: Morza Wszeteczne" - Marcina Mortki nie są słuchowiskiem, to audiobooka można tak właśnie zapamiętać. W takie złudzenie potrafi wprowadzić odbiorcę Waldemar Barwiński, co zapewne w dużej mierze jest zależne do rozmiarów wyobraźni słuchacza.

Choć Marcin Mortka to pisarz, którego głównie kojarzy się z wydawnictwem Fabryka Słów, to serię "Morza Wszeteczne" reprezentuje mniejsza firma, Foksal. Trzeba przyznać, że ta idealnie zwęszyła sposobność na wartościową publikację, nie zależnie od formatu, co budzi ochotę na sięgnięcie po inne oferowane przez nich dzieła.