Oto
wznowiona publikacja powieści "Narzeczona księcia" nagradzanego
scenarzysty filmowego, Williama Goldmana. Awanturnicza powieść fantasy i
romantyczna historia miłosna w jednym. Jeżeli jeszcze dodamy do tego
błyskotliwy dowcip i kultową ekranizację z plejadą gwiazd, to mamy
prawdziwy międzypokoleniowy bestseller. Książka po raz pierwszy została
opublikowana czterdzieści pięć lat temu.
William
Goldman - scenarzysta takich filmów, jak "Maratończyk", "O jeden most
za daleko", "Misery". Nagrodzony Oscarami za scenariusze do filmów
"Butch Cassidy i Sundance Kid" i "Wszyscy ludzie prezydenta". Napisał
kilka powieści, z jakich największą popularność osiągnęła "Narzeczona
księcia".
W
królestwie Floorenu dorasta zjawiskowo piękna Buttercup, która dzięki
swej urodzie zajmuje coraz wyższe miejsca w rankingu lokalnych i
światowych piękności.
Gdy
wybranek jej serca ginie z rąk okrutnych piratów, Buttercup postanawia
nigdy więcej się nie zakochać. Zgadza się jednak na małżeństwo z
następcą tronu, księciem Humperdinckiem
Tuż
przed ślubem zostaje uprowadzona w tajemniczych okolicznościach.
Porywaczami są włoski rzezimieszek Vizzini, turecki siłacz Fezzik oraz
hiszpański mistrz szpady Inigo Montoya. Ich śladem rusza pościg
niedoszłego pana młodego oraz tajemniczy człowiek w czerni...
Pojedynki
na szpady i umysły, ucieczki i pościgi, sześciopalcy zabójca, Urwiska
Szaleństwa, Ogniste Bagna, Zoo Śmierci, potworne maszyny tortur, wielka
miłość i bezkresna nienawiść, pasja, cuda i szaleństwo. "Narzeczona
księcia" to mistrzowsko skonstruowana baśń o prawdziwej miłości i
wielkiej przygodzie.
William Goldman rozpoczyna swoją książkę od bardzo długiego wstępu. Ma on na celu wmówienie nam, że to nie on jest autorem omawianego dzieła, a S. Morgenstern. On zaledwie skrócił je, do najciekawszych momentów. To wierutna bzdura, ma się rozumieć. Jednakże, tak skrupulatnie napisana, że wiele osób dało się nabrać. Jak się potem okazuje, pisarz wtrąca się podczas całej powieści. Jego wstawki są niesamowicie denerwujące. Sam musiał zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ w pewnej chwili doradza nam je pomijać. I warto to zrobić. Jednakże, jak postąpić z resztą powieści? Fabuła ma swoje chwile, ale nie powalają one na kolana. W większości historia jest nudna i banalnie łatwa do przewidzenia, a reszta wcale nie lepsza. Może zatem wcale nie warto zapoznawać się z dziełem?
W
roku narodzin Buttercup najpiękniejszą kobietę na świecie stanowi
francuska pomywaczka o imieniu Annette. Annette mieszka w Paryżu, w
pałacu Diuka i Diuszesy de Guiche. W roku, w którym Buttercup ma
dziesięć lat, najpiękniejsza kobieta mieszka w Bengalu i stanowi ją
córką majętnego handlarza herbatą. Jej imię brzmi Aluthra, a cerę ma
idealną, smagły odcień, niewidziany w Indiach od osiemdziesięciu lat. W
roku piętnastych urodzin Buttercup najpiękniejszą istotę na ziemi
stanowi niewątpliwie Adela Terrell z Sussexu nad Tamizą. Adela ma
dwadzieścia lat i tak dalece przewyższa pozostałe kobiety, że zdaje się,
iż przez wiele, wiele lat utrzyma palmę pierwszeństwa. Buttercup w
wieku piętnastu lat nie ma o tym pojęcia. A nawet dowiadując się,
uznałaby to za zupełnie niepojęte. Po co ktoś ma przejmować się tym, czy
jest najpiękniejszą kobieta świata? Jaka to różnica, czy się jest
trzecią z najpiękniejszych? Albo szóstą? Buttercup w tej chwili nie
lokuje się bynajmniej tak wysoko. Z ledwością mieści się w pierwszej
dwudziestce, a to głównie z powodu posiadanego potencjału. Buttercup
nienawidzi kąpieli, nie znosi obszarów skóry za uszami, dostaje szału
podczas rozczesywania włosów, więc stara się to robić najrzadziej, jak
może. Jej ulubionymi zajęciami, ukochanymi ponad inne, jest jazda na
koniu i drwienie z parobka. Imię konia brzmi Koń. Buttercup nie wyróżnia
się zanadto bogatą inwencją. Koń przychodzi, jak go zawoła, idzie
zgodnie z jej wskazaniami i robił to, co mu poleci. Parobek również robi
to, co mu rozkaże. W istocie to już raczej mężczyzna, ale od czasu jak
osierocony zatrudnił się u ojca Buttercup, ta nazywała go parobkiem.
Parobku, podaj mi to. Przynieś mi tamto, parobku, prędko leniuchu
biegnij, albo poskarżę się ojcu. Jak każesz. Zawsze odpowiada w ten sam
sposób. Mieszka w szopie obok zagrody dla zwierząt i, wedle matki
Buttercup, utrzymuje tam nienaganny porządek. Jak zdoła zdobyć świece,
często nawet zapoznaje się z książkami. Parobek ma oczy jak morze tuż
przez burzą, ale kogo obchodzą oczy? Ma też jasnozłote włosy, jeśli ktoś
lubi podobne rzeczy. Jest szeroki w barach, ale znów nie tak bardzo. I
ma mięśnie, jednak każda osoba harująca całe dnie je posiada. Jego
idealnie gładką skórę pokrywa opalenizna, lecz to także powód ciężkich
robót, bo kto się nie opali, spędzając cały czas na słońcu? Parobek ma
też piękne zęby, trzeba mu to sprawiedliwie przyznać. Białe i równe,
błyszczące w opalonej buzi. Dziewczęta z wioski stale chodzą za
parobkiem, jak dostarcza mleko, ale to idiotki, które łażą za wieloma
osobami. A on zawsze je ignoruje, bo jak otwiera usta, każda wie że
ładne zęby to wszystko, co posiada; w końcu jest przecież niewiarygodnie
głupi. Och, oczywiście Buttercup, może udawać, że jest inaczej. Może
wyśmiewać się z jego trudności z mową. Wyrzucać sobie zauroczenie
tępakiem. Prawda jednak jest inna. Westley ma głowę na karku. A w środku
mózg równie dobry jak zęby. Powód, dla którego nic nie mówi, nie ma nic
wspólnego z pracą szarych komórek. Nie otwiera ust, ponieważ nie ma nic
do powiedzenia. Pewnego dnia, Buttercup, uświadamia to sobie. Jak
również, że obdarza chłopaka wielkim uczuciem. Ma świadomość, że to dość
nieoczekiwane, bo dotąd wyłącznie drwiła z niego, poniżała i
wyśmiewała, ale kochała już od kilkunastu godzin, z każdą chwilą
mocniej. Godzinę temu sądziła, że kocha bardziej, niż jakakolwiek
kobieta jakiegokolwiek mężczyznę, lecz w pół godziny później wiedziała,
że to, czego doświadczyła przedtem, jest niczym w porównaniu z jej
obecnym uczuciem. Dziesięć minut potem rozumie, że jej wcześniejsza
miłość była jak kałuża wobec rozległego, wzburzonego morza. Jak
postanawia mu powiedzieć o swoich uczuciach, kocha tak mocno, że to, co
miało miejsce dwadzieścia minut temu, w ogóle nie ma znaczenia. Kocha
tak bardzo, że nie ma porównania z tym, co było, jak otwierał jej drzwi.
W jej ciele nie ma miejsca na nic poza nim. Jej ręce kochają chłopaka,
uszy uwielbiają, kolana dygoczą z ogromnej miłości. Pragnie podążać za
nim przez resztę swoich dni. I zrobi to. Będzie dla niego pełzać, jeśli
ten tego zechce. Będzie dla niego milczeć albo śpiewać, jak woli. Jeśli
pozwoli, będzie przynosić mu jedzenie. Bedzie mu się chciało pić, i nic
poza arabskim winem, nie ukoi jego pragnienia? Pójdzie do Arabii, choć
znajduje się ona na drugim końcu świata, przyniesie mu butelkę wina na
drugie śniadanie. Zrobi dla niego, co zdoła, a jeśli czegoś nie będzie
potrafić, będzie nabierać doświadczenia, aż podoła jego pragnieniu.
Będzie zwać go najdroższym, choć dotąd tak się do niego nie zwracała. Po
powiedzeniu tak wielu słów i zdradzeniu obietnic, zrobiła
najodważniejszą rzecz, na jaką się ośmieliła: spojrzała mu prosto w
oczy. Na co ten zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Rozpacz, jaka przez
resztę dnia dotrzymywała Buttercup towarzystwa, zupełnie nie
przypominała żadnej innej. Ma siedemnaście lat, w momencie, jak
mężczyzna, jakiego zna, leżał u jej stóp. I co z tego? Ten jeden raz,
jak tego potrzebowała, okazała się nie dość dobra. Zna się przecież
zaledwie na koniach. Jak więc ma zainteresować ukochanego mężczyznę?
Zapadł już zmierzch, jak usłyszała na korytarzu za drzwiami kroki. I
pukanie. Do.drzwi jej pokoju pukał Westley. Przyszedł się pożegnać. I
nie oznacza to pożegnania, przed pójściem spać. Westley postanowił, że
odejdzie. Z powodu tego, co powiedziała mu dziś rano. Przez tak długi
czas pracował nad swoim ciałem, ponieważ sądził, że spodoba jej się jego
siła. Miał nadzieją, ze któregoś dnia będzie spoglądać w jego kierunku.
Jej widok nieodmiennie sprawiał, że jego serce zaczynało tłuc się o
żebra jak ptak w klatce. Każdego wieczora wizja jej oblicza tuliła go do
snu. Co rano jej obraz jaśniał pod jego powiekami. Od tak dawna
powtarzał jej to głośno, ale ona nie słuchała. Za każdym razem, jak
mówiła: "Parobku, zrób to. Parobku, zrób tamto”, zdawało jej się, że
odpowiada: „Jak każesz”, ale myliła się. Naprawdę mówił: "Kocham cię”,
jednak ona wciąż nie słuchała. Teraz, jak w końcu to zrozumiała, on może
udać się w podróż, w celu zarobienia majątku. Kształcił się w swojej
szopie. Teraz znajdzie sobie pracę, dziesięć godzin na jednej posadzie,
dziesięć na drugiej, i będzie oszczędzał. Jak zarobi już dość, kupi
farmę, zbuduje dom i wielkie, małżeńskie łoże. Wówczas pośle po
Buttercup. Pierwszego ranka po odejściu Westleya, Buttercup stwierdza,
że ma prawo siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą. Ostatecznie
rozstała się ze swoją wielką miłością, więc codzienność nie miała sensu.
Jednak po mniej więcej dwóch sekundach uświadamia sobie, że Westley
wyruszył już w wielki świat i z każdą chwilą znajduje się coraz dalej.
Co będzie, jeśli wpadnie mu w oko jakaś pięknotka, podczas jak ona gnije
w lenistwie? Albo, co gorsza, on dotrze do celu, zdobędzie dwie posady,
zbuduje farmę, przygotuje małżeńskie łoże i pośle po nią, po czym
stwierdzi: "Odsyłam cię do domu. Użalanie się zniszczyło twoją skórę,
wyglądasz brzydko i nieporządnie. Zaraz poślubię Indiankę, która mieszka
niedaleko w tipi i zawsze jest w szczytowej formie”. Toteż, każdego
dnia, zaczyna wstawać wcześnie, o ile to możliwe, o świcie, i
natychmiast rusza do zajęć na farmie. Dopiero po południu, jak dopełni
swoich obowiązków, oddaje się zabiegom upiększającym. Solidna, zimna
kąpiel. Potem, ze wszystkich sił stara się naprawić niedoskonałości
swojego ciała. Szczotkuje włosy. Jej włosy mają barwę jesieni. Jeszcze
nie obcinała ich, więc czesanie musi potrwać, zanim je rozczesze.
Westley bowiem nie widział ich tak czystych i na pewno zdziwi się, jak
sprowadzi ją do siebie. Jej skóra ma odcień zimowej śmietanki, więc
szoruje każdy z jej skrawków aż do połysku. Nie sprawia jej to
przyjemności, ale jej ukochanego zdziwi jej schludność. Wkrótce też
rozpoczyna rozwijać swój potencjał. W dwa tygodnie skacze z dwudziestego
miejsca na piętnaste. Niedługo potem jest już dziewiąta i nadal pnie
się w górę. Na tym poziomie konkurencja jest niewiarygodna, ale dzień po
tym, jak Buttercup osiągnęła dziewiąte miejsce, dostaje długi list od
Westleya. Sama lektura wznosi ją na pozycję ósmą. Albowiem jedna rzecz
sprawia u niej tą odmianę, stale wzrastająca miłość do ukochanego.
Ludzie z zachwytem spoglądają, jak dostarcza mleko co rano. Wielu
spogląda w milczeniu, inni jednak, zagadnąwszy ją, stwierdzają, że
Buttercup jest cieplejsza i milsza niż kiedykolwiek przedtem. Nawet
dziewczęta ze wsi pozdrawiają ją skinieniem dłoni i śmiechem. Zaledwie
rozmowa o jej miłości, powoduje zakłopotanie, jeżeli nie ma się sporo
wolnego czasu. Bo jeśli ktokolwiek zapyta Buttercup o to, jak się miewa
jej miłość, odpowiada. I może mówić przez kilka godzin. Czasami
słuchaczom z trudem przychodzi śledzenie toku jej słów, starają się
jednak, bo przecież Buttercup tak szaleńczo go kocha. I dlatego jego
śmierć bardzo nią wstrząsa. Pozostaje w swoim pokoju przez wiele dni. Z
początku rodzice próbują ją wywabić, jednak bez skutku. W końcu
ograniczają się do stawiania jej pod drzwiami tac z jedzeniem. Ona zaś
od czasu do czasu przegryzła parę kęsów, dość, by pozostać przy siłach. Z
wnętrza pokoju nie dobiegają żadne dźwięki. Płacz lub gorzkie
szlochanie. W dniu, w jakim w końcu wreszcie opuszcza pokój, jej oczy są
suche. Rodzice unoszą wzrok sponad śniadania i wpatrują się w nią w
milczeniu. Matka i ojciec obserwują ją uważnie. Do tej chwili nie
wyglądała lepiej. W momencie, jak zamknęła się w pokoju, była po prostu
nieprawdopodobnie śliczną dziewczyną. Kobieta, która z niego wyszła,
jest odrobinę szczuplejsza, znacznie mądrzejsza, ale o niebo
smutniejsza. Pojmuje istotę cierpienia, a jej wspaniała twarz chowa siłę
charakteru i stłumiony ból. Ma osiemnaście lat. Jest najpiękniejszą
kobietą swego stulecia. I zupełnie ją to nie obchodzi.
Kraina
Floren znajduje się w miejscu położonym pomiędzy przyszłymi państwami:
Szwecją i Niemcami. Teoretycznie rządzi w niej król Lotharon i jego
druga małżonka, królowa. W istocie jednak król stoi jedną nogą nad
grobem, rzadko odróżnia dzień od wieczoru i spędza większość czasu,
mamrocząc do siebie. Jest bardzo starym człowiekiem, każde z organów
jego ciała już dawno odmówiło posłuszeństwa, a podejmowane przezeń
decyzje charakteryzują się na ogół pewną dowolnością, budzącą niepokój
wielu światłych obywateli. W rzeczywistości państwem władał książę
Humperdinck. Jeżeli istniałaby już Europa, byłby w niej najpotężniejszym
człowiekiem. Jednak nawet w obecnej sytuacji nikt w promieniu tysiąca
mil nie pragnie zatargu z księciem. Miłością księcia jest polowanie. Nie
spieszno mu też zanadto do zostania królem. Nawet wojna, w której
osiągnął prawdziwe mistrzostwo, zajmuje w jego istnieniu dalsze miejsce.
Wszystko zajmuje w jego istnieniu dalsze miejsce. Każde z dni, podczas
jakich czegoś nie zabije, uważa za stracone. Jak zaczął zajmować się swą
pasją, zabijał jedynie wielkie zwierzęta: słonie albo pytony. Z czasem
jednak, w miarę jak jego umiejętności rosły, zaczął napawać się także
cierpieniem małych stworzeń. Mógł spędzić radosne popołudnie, ścigając
przez las umykającą polatuchę bądź podążając w dół strumienia za
tęczowym pstrągiem. Jak książę raz już podejmie decyzję i dokona wyboru
ofiary, jest nieugięty. Nigdy się nie męczy, nigdy nie ustępuje, nie zna
głodu ani senności. W szachach śmierci jest światowym arcymistrzem. Z
początku przemierzał cały świat w poszukiwaniu przeciwników. Podróże
jednak zabierają czas, biorąc pod uwagę tempo poruszania się statków i
koni, i długie nieobecności księcia we Florenie zaczynają budzić
powszechny niepokój. Tron zawsze musi mieć swojego następcę i póki żył
ojciec Humperdincka, problem nie istniał. Kiedyś jednak ojciec umrze, a
wtedy książę zostanie królem i będzie musiał wybrać sobie królową, która
zapewni nowego następcę. Książę jednak nie chce przeciętnej
księżniczki. Pragnie dziewczyny, która jest tak piękna, że na jej widok
ludziom będzie zamierał dech w piersiach. Taka osoba, już została
znaleziona.
Postaci,
William Goldman na potrzebę swojej książki, nakreślił co nie miara.
Jednakowoż, zaledwie kilkoro z nich zasługuje na zapamiętanie. To
Buttercup, dwóch zbirów Inigo Montoya i Fezzik, książę Humperdinck, a
także człowiek w czerni. Buttercup nie świeci inteligencją. I choć w
całej książce, nieustannie rozchodzi się o nią, ma najmniej do
powiedzenia. Dwudziestojednoletnia księżniczka znacznie przewyższa
pogrążoną w żałobie osiemnastolatkę. Zniknęła każda niedoskonałość jej
ciała. Jej włosy, niegdyś barwy jesieni, mają nadal taki kolor, ale
wcześniej dbała o nie sama, podczas jak obecnie ma do dyspozycji pięciu
pełnoetatowych fryzjerów. Skóra nadal przypomina zimową śmietankę,
teraz jednak, przy dwóch łaziebnych przypisanych każdej kończynie i
czterech dla tułowia, w pewnym oświetleniu zdaje się otaczać postać
księżniczki miękkim, łagodnym blaskiem. Mimo to Buttercup, nie jest
szczęśliwa. Musząc poślubić księcia, zostać najbogatszą i
najpotężniejszą kobietą w promieniu stu mil, rozdawać gęsi na święta i
dać mu potomka albo zginąć w okropnych męczarniach w bardzo bliskiej
przyszłości, zdecydowała się na to pierwsze. Inigo Montoya dorastał w
Hiszpanii, w górach ponad pagórkami Toledo. Mieści się tam maleńka
wioska Arabella. Tamtejsze powietrze jest zawsze świeże i rześkie. Jest
to jedyną zaletę Arabelli. Wspaniałe powietrze, przejrzyste i świeże.
Poza nim jednak ludzie nie mają tam pracy, po ulicach wałęsają się
bezpańskie stada psów i nie starcza jedzenia. Nawet powietrze, bez
wątpienia jest za gorące w dzień, a za mroźne nocą. Inigo, stale
towarzyszył lekki głód. Nie miał braci ani sióstr, a jego matka zmarła w
połogu. Jednakże, stanowił szczęśliwe dziecko. Dzięki ojcu, Domingo
Montoyia. Zabawnym, kapryśnym, niecierpliwym, roztargnionym mężczyźnie,
jaki się nie uśmiechał. Inigo kochał ojca. Bezgranicznie. Nie istniał po
temu żaden rozsądny powód. Zapewne Domingo także kochał swoje dziecko,
ale na miłość składa się wiele cech, i żadnej z nich nie da się
logicznie objaśnić. Domingo Montoya wyrabiał szpady. Jednakże, pewnego
dnia, na oczach Inigo, zamordowano mężczyznę. Od tamtego czasu, Inigo
szuka człowieka odpowiedzialnego za śmierć ukochanego ojca. Co do
Fezzika. Cóż, Turczynki są sławne z powodu rozmiarów swoich dzieci.
Zaledwie jeden noworodek na świecie, jaki po porodzie ważył jedenaście
kilo, był właśnie owocem południowotureckiej pary. Tureckie rejestry
medyczne odnotowały jedenaścioro dzieci, które w chwili narodzin ważyły
ponad dziesięć kilo. I dziewięćdziesiąt pięć przypadków wagi pomiędzy
siedmioma a dziesięcioma kilogramami. Wszystkie te sto sześcioro
cherubinków zrobiło to, co robią dzieci po narodzinach. Straciło na
wadze. Nie Fezzik. Pierwszego popołudnia utył pół kilo. Ponieważ
przedtem ważył zaledwie siedem, a matka urodziła go dwa tygodnie za
wcześnie, lekarze nie przejmowali się zbytnio. Zdrowy niemowlak podoił
swoją wagę w ciągu mniej więcej sześciu miesięcy, a potroił do
ukończenia roku. Jak Fezzik miał rok, osiągnął czterdzieści dwa kilo. I
wcale nie był grubaskiem. Wyglądał jak zupełnie normalne, zdrowe,
czterdziestokilowe dziecko. Choć, szczerze mówiąc, wcale nie takie
normalne. Jak na roczne dziecko miał za wiele włosów. Jak osiągnął wiek
przedszkolny, musiał się już golić. W tym czasie miał już wzrost
dorosłego człowieka. Dzieci, z początku, obawiały się go śmiertelnie,
ale jak odkryły, jaki z niego tchórz, nie zamierzały przepuścić takiej
sposobności. Ojciec Fezzika bardzo kochał swojego chłopca, dlatego
postanowił nauczać go walki. Starał się mówić spokojnie i łagodnie, bo
chłopiec łatwo wpadał w płacz. Nie stanowiło to łatwego zadania. Książę
Humperdinck jest zbudowany jak beczka. Jego pierś przypomina potężną
baryłkę, nogi ma jak solidne antałki. Choć nie ma wiele wzrostu, jego
masa to ponad sto dwadzieścia kilo. Same twarde, jak skała mięśnie.
Porusza się jak krab, z boku na bok, i zapewne pragnąc zostać tancerzem w
balecie, czekałaby go ponura egzystencja, pełna niekończących się
rozczarowań. Dowiadując się o porwaniu swojej narzeczonej, robi to co
potrafi najlepiej. Rusza na polowanie. Człowiek w czerni nosi okazałe
obuwie z czarnej skóry. Jego spodnie i kurtka również mają kolor czerni.
Maska przypomina swą barwą skrzydło kruka. Jednak najczarniejsze są
błyszczące spod niej oczy. Błyszczące, okrutne i śmiertelnie groźnie. W
książce szlachetne postacie i te mniej szlachetne są bardzo klarownie
odznaczone. Żadna z nich nie zaskakuje. Żadna też nie stanie się mniej
obojętna, niż pozostałe.
Historia
ma miejsce w niezdefiniowanej epoce, gdzieś w okolicach renesansu,
przed Europą, ale po wynalezieniu dżinsów. William Goldman bawi się
stworzoną przez siebie, baśniową krainą. Urozmaicając ją odrobiną magii,
złowieszczymi stworzeniami i miejscami. Jednak nie przesadzając z
nadmierną kreatywnością.
Nieciekawa
historia, bezbarwni bohaterowie i taki sam świat. Jednak, to nie one
zabijają tę książkę. Nie w zupełności. Ostatecznie, swoim sposobem
pisania, robi to sam William Goldman. Opisom tego, jak prezentują się
jego bohaterowie, poświęca zaledwie kilka słów. Tak samo ich uczuciom,
które w danej chwili im akompaniują. W sumie czasami wcale o nich nie
wspomina. Za to potrafi rozwodzić się przez kilkanaście stron nad
historią drugoplanowego bohatera, którą można nakreślić w kilku
zdaniach. Tak samo postępuje z dialogami, które momentami przekształcają
się w monologi. W skrócie: książka Williama Goldmana posiada najwięcej
tego, co powinno zostać potraktowane z umiarem.
"Narzeczona
księcia", autorstwa Williama Goldmana, udowadnia, że czterdzieści pięć
lat temu scenarzyści pisali tak samo marne powieści, jak robią to
obecnie. Jedną zaletą powstania tej książki jest nie tak skiepszczona
ekranizacja, która ukazuje to, co w niej najlepsze.
Dziękuję wydawnictwu Jaguar za egzemplarz recenzencki.