piątek, 16 marca 2018

"Narzeczona księcia" - William Goldman

Oto wznowiona publikacja powieści "Narzeczona księcia" nagradzanego scenarzysty filmowego, Williama Goldmana. Awanturnicza powieść fantasy i romantyczna historia miłosna w jednym.  Jeżeli jeszcze dodamy do tego błyskotliwy dowcip i kultową ekranizację z plejadą gwiazd, to mamy prawdziwy międzypokoleniowy bestseller. Książka po raz pierwszy została opublikowana czterdzieści pięć lat temu.

William Goldman - scenarzysta takich filmów, jak "Maratończyk",  "O jeden most za daleko", "Misery". Nagrodzony Oscarami za scenariusze do filmów "Butch Cassidy i Sundance Kid" i "Wszyscy ludzie prezydenta". Napisał kilka powieści, z jakich największą popularność osiągnęła "Narzeczona księcia".

W królestwie Floorenu dorasta zjawiskowo piękna Buttercup, która dzięki swej urodzie zajmuje coraz wyższe miejsca w rankingu lokalnych i światowych piękności. 

Gdy wybranek jej serca ginie z rąk okrutnych piratów, Buttercup postanawia nigdy więcej się nie zakochać. Zgadza się jednak na małżeństwo z następcą tronu, księciem Humperdinckiem

Tuż przed ślubem zostaje uprowadzona w tajemniczych okolicznościach. Porywaczami są włoski rzezimieszek Vizzini, turecki siłacz Fezzik oraz hiszpański mistrz szpady Inigo Montoya. Ich śladem rusza pościg niedoszłego pana młodego oraz tajemniczy człowiek w czerni...

Pojedynki na szpady i umysły, ucieczki i pościgi, sześciopalcy zabójca, Urwiska Szaleństwa, Ogniste Bagna, Zoo Śmierci, potworne maszyny tortur, wielka miłość i bezkresna nienawiść, pasja, cuda i szaleństwo. "Narzeczona księcia" to mistrzowsko skonstruowana baśń o prawdziwej miłości i wielkiej przygodzie.

William Goldman rozpoczyna swoją książkę od bardzo długiego wstępu. Ma on na celu wmówienie nam, że to nie on jest autorem omawianego dzieła, a S. Morgenstern. On zaledwie skrócił je, do najciekawszych momentów. To wierutna bzdura, ma się rozumieć. Jednakże, tak skrupulatnie napisana, że wiele osób dało się nabrać. Jak się potem okazuje, pisarz wtrąca się podczas całej powieści. Jego wstawki są niesamowicie denerwujące. Sam musiał zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ w pewnej chwili doradza nam je pomijać. I warto to zrobić. Jednakże, jak postąpić z resztą powieści? Fabuła ma swoje chwile, ale nie powalają one na kolana. W większości historia jest nudna i banalnie łatwa do przewidzenia, a reszta wcale nie lepsza. Może zatem wcale nie warto zapoznawać się z dziełem?

W roku narodzin Buttercup najpiękniejszą kobietę na świecie stanowi francuska pomywaczka o imieniu Annette. Annette mieszka w Paryżu, w pałacu Diuka i Diuszesy de Guiche. W roku, w którym Buttercup ma dziesięć lat, najpiękniejsza kobieta mieszka w Bengalu i stanowi ją córką majętnego handlarza herbatą. Jej imię brzmi Aluthra, a cerę ma idealną, smagły odcień, niewidziany w Indiach od osiemdziesięciu lat. W roku piętnastych urodzin Buttercup najpiękniejszą istotę na ziemi stanowi niewątpliwie Adela Terrell z Sussexu nad Tamizą. Adela ma dwadzieścia lat i tak dalece przewyższa pozostałe kobiety, że zdaje się, iż przez wiele, wiele lat utrzyma palmę pierwszeństwa. Buttercup w wieku piętnastu lat nie ma o tym pojęcia. A nawet dowiadując się, uznałaby to za zupełnie niepojęte. Po co ktoś ma przejmować się tym, czy jest najpiękniejszą kobieta świata? Jaka to różnica, czy się jest trzecią z najpiękniejszych? Albo szóstą? Buttercup w tej chwili nie lokuje się bynajmniej tak wysoko. Z ledwością mieści się w pierwszej dwudziestce, a to głównie z powodu posiadanego potencjału. Buttercup nienawidzi kąpieli, nie znosi obszarów skóry za uszami, dostaje szału podczas rozczesywania włosów, więc stara się to robić najrzadziej, jak może. Jej ulubionymi zajęciami, ukochanymi ponad inne, jest jazda na koniu i drwienie z parobka. Imię konia brzmi Koń. Buttercup nie wyróżnia się zanadto bogatą inwencją. Koń przychodzi, jak go zawoła, idzie zgodnie z jej wskazaniami i robił to, co mu poleci. Parobek również robi to, co mu rozkaże. W istocie to już raczej mężczyzna, ale od czasu jak osierocony zatrudnił się u ojca Buttercup, ta nazywała go parobkiem. Parobku, podaj mi to. Przynieś mi tamto, parobku, prędko leniuchu biegnij, albo poskarżę się ojcu. Jak każesz. Zawsze odpowiada w ten sam sposób. Mieszka w szopie obok zagrody dla zwierząt i, wedle matki Buttercup, utrzymuje tam nienaganny porządek. Jak zdoła zdobyć świece, często nawet zapoznaje się z książkami. Parobek ma oczy jak morze tuż przez burzą, ale kogo obchodzą oczy? Ma też jasnozłote włosy, jeśli ktoś lubi podobne rzeczy. Jest szeroki w barach, ale znów nie tak bardzo. I ma mięśnie, jednak  każda osoba harująca całe dnie je posiada. Jego idealnie gładką skórę pokrywa opalenizna, lecz to także powód ciężkich robót, bo kto się nie opali, spędzając cały czas na słońcu? Parobek ma też piękne zęby, trzeba mu to sprawiedliwie przyznać. Białe i równe, błyszczące w opalonej buzi. Dziewczęta z wioski stale chodzą za parobkiem, jak dostarcza mleko, ale to idiotki, które łażą za wieloma osobami. A on zawsze je ignoruje, bo jak otwiera usta, każda wie że ładne zęby to wszystko, co posiada; w końcu jest przecież niewiarygodnie głupi. Och, oczywiście Buttercup, może udawać, że jest inaczej. Może wyśmiewać się z jego trudności z mową. Wyrzucać sobie zauroczenie tępakiem. Prawda jednak jest inna. Westley ma głowę na karku. A w środku mózg równie dobry jak zęby. Powód, dla którego nic nie mówi, nie ma nic wspólnego z pracą szarych komórek. Nie otwiera ust, ponieważ nie ma nic do powiedzenia. Pewnego dnia, Buttercup, uświadamia  to sobie. Jak również, że obdarza chłopaka wielkim uczuciem. Ma świadomość, że to dość nieoczekiwane, bo dotąd wyłącznie drwiła z niego, poniżała i wyśmiewała, ale kochała już od kilkunastu godzin, z każdą chwilą mocniej. Godzinę temu sądziła, że kocha bardziej, niż jakakolwiek kobieta jakiegokolwiek mężczyznę, lecz w pół godziny później wiedziała, że to, czego doświadczyła przedtem, jest niczym w porównaniu z jej obecnym uczuciem. Dziesięć minut potem rozumie, że jej wcześniejsza miłość była jak kałuża wobec rozległego, wzburzonego morza. Jak postanawia mu powiedzieć o swoich uczuciach, kocha tak mocno, że to, co miało miejsce dwadzieścia minut temu, w ogóle nie ma znaczenia. Kocha tak bardzo, że nie ma porównania z tym, co było, jak otwierał jej drzwi. W jej ciele nie ma miejsca na nic poza nim. Jej ręce kochają chłopaka, uszy uwielbiają, kolana dygoczą z ogromnej miłości. Pragnie podążać za nim przez resztę swoich dni. I zrobi to. Będzie dla niego pełzać, jeśli ten tego zechce. Będzie dla niego milczeć albo śpiewać, jak woli. Jeśli pozwoli, będzie przynosić mu jedzenie. Bedzie mu się chciało pić, i nic poza arabskim winem, nie ukoi jego pragnienia? Pójdzie do Arabii, choć znajduje się ona na drugim końcu świata, przyniesie mu butelkę wina na drugie śniadanie. Zrobi dla niego, co zdoła, a jeśli czegoś nie będzie potrafić, będzie nabierać doświadczenia, aż podoła jego pragnieniu. Będzie zwać go najdroższym, choć dotąd tak się do niego nie zwracała. Po powiedzeniu tak wielu słów i zdradzeniu obietnic, zrobiła najodważniejszą rzecz, na jaką się ośmieliła: spojrzała mu prosto w oczy. Na co ten zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Rozpacz, jaka przez resztę dnia dotrzymywała Buttercup towarzystwa, zupełnie nie przypominała żadnej innej. Ma siedemnaście lat, w momencie, jak mężczyzna, jakiego zna, leżał u jej stóp. I co z tego? Ten jeden raz, jak tego potrzebowała, okazała się nie dość dobra. Zna się przecież zaledwie na koniach. Jak więc ma zainteresować ukochanego mężczyznę? Zapadł już zmierzch, jak usłyszała na korytarzu za drzwiami kroki. I pukanie. Do.drzwi jej pokoju pukał Westley. Przyszedł się pożegnać. I nie oznacza to pożegnania, przed pójściem spać. Westley postanowił, że odejdzie. Z powodu tego, co powiedziała mu dziś rano. Przez tak długi czas pracował nad swoim ciałem, ponieważ sądził, że spodoba jej się jego siła. Miał nadzieją, ze któregoś dnia będzie spoglądać w jego kierunku. Jej widok nieodmiennie sprawiał, że jego serce zaczynało tłuc się o żebra jak ptak w klatce. Każdego wieczora wizja jej oblicza tuliła go do snu. Co rano jej obraz jaśniał pod jego powiekami. Od tak dawna powtarzał jej to głośno, ale ona nie słuchała. Za każdym razem, jak mówiła: "Parobku, zrób to. Parobku, zrób tamto”, zdawało jej się, że odpowiada: „Jak każesz”, ale myliła się. Naprawdę mówił: "Kocham cię”, jednak ona wciąż nie słuchała. Teraz, jak w końcu to zrozumiała, on może udać się w podróż, w celu zarobienia majątku. Kształcił się w swojej szopie. Teraz znajdzie sobie pracę, dziesięć godzin na jednej posadzie, dziesięć na drugiej, i będzie oszczędzał. Jak zarobi już dość, kupi farmę, zbuduje dom i wielkie, małżeńskie łoże. Wówczas pośle po Buttercup. Pierwszego ranka po odejściu Westleya, Buttercup stwierdza, że ma prawo siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą. Ostatecznie rozstała się ze swoją wielką miłością, więc codzienność nie miała sensu. Jednak po mniej więcej dwóch sekundach uświadamia sobie, że Westley wyruszył już w wielki świat i z każdą chwilą znajduje się coraz dalej. Co będzie, jeśli wpadnie mu w oko jakaś pięknotka, podczas jak ona gnije w lenistwie? Albo, co gorsza, on dotrze do celu, zdobędzie dwie posady, zbuduje farmę, przygotuje małżeńskie łoże i pośle po nią, po czym stwierdzi: "Odsyłam cię do domu. Użalanie się zniszczyło twoją skórę, wyglądasz brzydko i nieporządnie. Zaraz poślubię Indiankę, która mieszka niedaleko w tipi i zawsze jest w szczytowej formie”. Toteż, każdego dnia, zaczyna wstawać wcześnie, o ile to możliwe, o świcie, i natychmiast rusza do zajęć na farmie. Dopiero po południu, jak dopełni swoich obowiązków, oddaje się zabiegom upiększającym. Solidna, zimna kąpiel. Potem, ze wszystkich sił stara się naprawić niedoskonałości swojego ciała. Szczotkuje włosy. Jej włosy mają barwę jesieni. Jeszcze nie obcinała ich, więc czesanie musi potrwać, zanim je rozczesze. Westley bowiem nie widział ich tak czystych i na pewno zdziwi się, jak sprowadzi ją do siebie. Jej skóra ma odcień zimowej śmietanki, więc szoruje każdy z jej skrawków aż do połysku. Nie sprawia jej to przyjemności, ale jej ukochanego zdziwi jej schludność. Wkrótce też rozpoczyna rozwijać swój potencjał. W dwa tygodnie skacze z dwudziestego miejsca na piętnaste. Niedługo potem jest już dziewiąta i nadal pnie się w górę. Na tym poziomie konkurencja jest niewiarygodna, ale dzień po tym, jak Buttercup osiągnęła dziewiąte miejsce, dostaje długi list od Westleya. Sama lektura wznosi ją na pozycję ósmą. Albowiem jedna rzecz sprawia u niej tą odmianę, stale wzrastająca miłość do ukochanego. Ludzie z zachwytem spoglądają, jak dostarcza mleko co rano. Wielu spogląda w milczeniu, inni jednak, zagadnąwszy ją, stwierdzają, że Buttercup jest cieplejsza i milsza niż kiedykolwiek przedtem. Nawet dziewczęta ze wsi pozdrawiają ją skinieniem dłoni i śmiechem. Zaledwie rozmowa o jej miłości, powoduje zakłopotanie, jeżeli nie ma się sporo wolnego czasu. Bo jeśli ktokolwiek zapyta Buttercup o to, jak się miewa jej miłość, odpowiada. I może mówić przez kilka godzin. Czasami słuchaczom z trudem przychodzi śledzenie toku jej słów, starają się jednak, bo przecież Buttercup tak szaleńczo go kocha. I dlatego jego śmierć bardzo nią wstrząsa. Pozostaje w swoim pokoju przez wiele dni. Z początku rodzice próbują ją wywabić, jednak bez skutku. W końcu ograniczają się do stawiania jej pod drzwiami tac z jedzeniem. Ona zaś od czasu do czasu przegryzła parę kęsów, dość, by pozostać przy siłach. Z wnętrza pokoju nie dobiegają żadne dźwięki. Płacz lub gorzkie szlochanie. W dniu, w jakim w końcu wreszcie opuszcza pokój, jej oczy są suche. Rodzice unoszą wzrok sponad śniadania i wpatrują się w nią w milczeniu. Matka i ojciec obserwują ją uważnie. Do tej chwili nie wyglądała lepiej. W momencie, jak zamknęła się w pokoju, była po prostu nieprawdopodobnie śliczną dziewczyną. Kobieta, która z niego wyszła, jest odrobinę szczuplejsza, znacznie mądrzejsza, ale o niebo smutniejsza. Pojmuje istotę cierpienia, a jej wspaniała twarz chowa siłę charakteru i stłumiony ból. Ma osiemnaście lat. Jest najpiękniejszą kobietą swego stulecia. I zupełnie ją to nie obchodzi.

Kraina Floren znajduje się w miejscu położonym pomiędzy przyszłymi państwami: Szwecją i Niemcami. Teoretycznie rządzi w niej król Lotharon i jego druga małżonka, królowa. W istocie jednak król stoi jedną nogą nad grobem, rzadko odróżnia dzień od wieczoru i spędza większość czasu, mamrocząc do siebie. Jest bardzo starym człowiekiem, każde z organów jego ciała już dawno odmówiło posłuszeństwa, a podejmowane przezeń decyzje charakteryzują się na ogół pewną dowolnością, budzącą niepokój wielu światłych obywateli. W rzeczywistości państwem władał książę Humperdinck. Jeżeli istniałaby już Europa, byłby w niej najpotężniejszym człowiekiem. Jednak nawet w obecnej sytuacji nikt w promieniu tysiąca mil nie pragnie zatargu z księciem. Miłością księcia jest polowanie. Nie spieszno mu też zanadto do zostania królem. Nawet wojna, w której osiągnął prawdziwe mistrzostwo, zajmuje w jego istnieniu dalsze miejsce. Wszystko zajmuje w jego istnieniu dalsze miejsce. Każde z dni, podczas jakich czegoś nie zabije, uważa za stracone. Jak zaczął zajmować się swą pasją, zabijał jedynie wielkie zwierzęta: słonie albo pytony. Z czasem jednak, w miarę jak jego umiejętności rosły, zaczął napawać się także cierpieniem małych stworzeń. Mógł spędzić radosne popołudnie, ścigając przez las umykającą polatuchę bądź podążając w dół strumienia za tęczowym pstrągiem. Jak książę raz już podejmie decyzję i dokona wyboru ofiary, jest nieugięty. Nigdy się nie męczy, nigdy nie ustępuje, nie zna głodu ani senności. W szachach śmierci jest światowym arcymistrzem. Z początku przemierzał cały świat w poszukiwaniu przeciwników. Podróże jednak zabierają czas, biorąc pod uwagę tempo poruszania się statków i koni, i długie nieobecności księcia we Florenie zaczynają budzić powszechny niepokój. Tron zawsze musi mieć swojego następcę i póki żył ojciec Humperdincka, problem nie istniał. Kiedyś jednak ojciec umrze, a wtedy książę zostanie królem i będzie musiał wybrać sobie królową, która zapewni nowego następcę. Książę jednak nie chce przeciętnej księżniczki. Pragnie dziewczyny, która jest tak piękna, że na jej widok ludziom będzie zamierał dech w piersiach. Taka osoba, już została znaleziona.

Postaci, William Goldman na potrzebę swojej książki, nakreślił co nie miara. Jednakowoż, zaledwie kilkoro z nich zasługuje na zapamiętanie. To Buttercup, dwóch zbirów Inigo Montoya i Fezzik,  książę Humperdinck, a także człowiek w czerni. Buttercup nie świeci inteligencją. I choć w całej książce, nieustannie rozchodzi się o nią,  ma najmniej do powiedzenia. Dwudziestojednoletnia księżniczka znacznie przewyższa pogrążoną w żałobie  osiemnastolatkę. Zniknęła każda niedoskonałość jej ciała. Jej włosy, niegdyś barwy jesieni, mają nadal taki kolor, ale wcześniej dbała o nie sama, podczas jak obecnie ma do dyspozycji pięciu pełnoetatowych fryzjerów. Skóra nadal przypomina  zimową śmietankę, teraz jednak, przy dwóch łaziebnych przypisanych każdej kończynie i czterech dla tułowia, w pewnym oświetleniu zdaje się otaczać postać księżniczki miękkim, łagodnym blaskiem. Mimo to Buttercup, nie jest szczęśliwa. Musząc poślubić księcia, zostać najbogatszą i najpotężniejszą kobietą w promieniu stu mil, rozdawać gęsi na święta i dać mu potomka albo zginąć w okropnych męczarniach w bardzo bliskiej przyszłości, zdecydowała się na to pierwsze. Inigo Montoya dorastał w Hiszpanii, w górach ponad pagórkami Toledo. Mieści się tam maleńka wioska Arabella. Tamtejsze powietrze jest zawsze świeże i rześkie. Jest to jedyną zaletę Arabelli. Wspaniałe powietrze, przejrzyste i świeże. Poza nim jednak ludzie nie mają tam pracy, po ulicach wałęsają się bezpańskie stada psów i nie starcza jedzenia. Nawet powietrze, bez wątpienia jest za gorące w dzień, a za mroźne nocą. Inigo, stale towarzyszył lekki głód. Nie miał braci ani sióstr, a jego matka zmarła w połogu. Jednakże, stanowił szczęśliwe dziecko. Dzięki ojcu, Domingo Montoyia. Zabawnym, kapryśnym, niecierpliwym, roztargnionym mężczyźnie, jaki się nie uśmiechał. Inigo kochał ojca. Bezgranicznie. Nie istniał po temu żaden rozsądny powód. Zapewne Domingo także kochał swoje dziecko, ale na miłość składa się wiele cech, i żadnej z nich nie da się logicznie objaśnić. Domingo Montoya wyrabiał szpady. Jednakże, pewnego dnia, na oczach Inigo, zamordowano mężczyznę. Od tamtego czasu, Inigo szuka człowieka odpowiedzialnego za śmierć ukochanego ojca. Co do Fezzika. Cóż, Turczynki są sławne z powodu rozmiarów swoich dzieci. Zaledwie jeden noworodek na świecie, jaki po porodzie ważył jedenaście kilo, był właśnie owocem południowotureckiej pary. Tureckie rejestry medyczne odnotowały jedenaścioro dzieci, które w chwili narodzin ważyły ponad dziesięć kilo. I dziewięćdziesiąt pięć przypadków wagi pomiędzy siedmioma a dziesięcioma kilogramami. Wszystkie te sto sześcioro cherubinków zrobiło to, co robią dzieci po narodzinach. Straciło na wadze. Nie Fezzik. Pierwszego popołudnia utył pół kilo. Ponieważ przedtem ważył zaledwie siedem, a matka urodziła go dwa tygodnie za wcześnie, lekarze nie przejmowali się zbytnio. Zdrowy niemowlak podoił swoją wagę w ciągu mniej więcej sześciu miesięcy, a potroił do ukończenia roku. Jak Fezzik miał rok, osiągnął czterdzieści dwa kilo. I wcale nie był grubaskiem. Wyglądał jak zupełnie normalne, zdrowe, czterdziestokilowe dziecko. Choć, szczerze mówiąc, wcale nie takie normalne. Jak na roczne dziecko miał za wiele włosów. Jak osiągnął wiek przedszkolny, musiał się już golić. W tym czasie miał już wzrost dorosłego człowieka. Dzieci, z początku, obawiały się go śmiertelnie, ale jak odkryły, jaki z niego tchórz, nie zamierzały przepuścić takiej sposobności. Ojciec Fezzika bardzo kochał swojego chłopca, dlatego postanowił nauczać go walki. Starał się mówić spokojnie i łagodnie, bo chłopiec łatwo wpadał w płacz. Nie stanowiło to łatwego zadania. Książę Humperdinck jest zbudowany jak beczka. Jego pierś przypomina potężną baryłkę, nogi ma jak solidne antałki. Choć nie ma wiele wzrostu, jego masa to ponad sto dwadzieścia kilo. Same twarde, jak skała mięśnie. Porusza się jak krab, z boku na bok, i zapewne pragnąc zostać tancerzem w balecie, czekałaby go ponura egzystencja, pełna niekończących się rozczarowań. Dowiadując się o porwaniu swojej narzeczonej, robi to co potrafi najlepiej. Rusza na polowanie. Człowiek w czerni nosi okazałe obuwie z czarnej skóry. Jego spodnie i kurtka również mają kolor czerni. Maska przypomina swą barwą skrzydło kruka. Jednak najczarniejsze są błyszczące spod niej oczy. Błyszczące, okrutne i śmiertelnie groźnie. W książce szlachetne postacie i te mniej szlachetne są bardzo klarownie odznaczone. Żadna z nich nie zaskakuje. Żadna też nie stanie się mniej obojętna, niż pozostałe. 

Historia ma miejsce w niezdefiniowanej epoce, gdzieś w okolicach renesansu, przed Europą, ale po wynalezieniu dżinsów. William Goldman bawi się stworzoną przez siebie, baśniową krainą. Urozmaicając ją odrobiną magii, złowieszczymi stworzeniami i miejscami. Jednak nie przesadzając z nadmierną kreatywnością.

Nieciekawa historia, bezbarwni bohaterowie i taki sam świat. Jednak, to nie one zabijają tę książkę. Nie w zupełności. Ostatecznie, swoim sposobem pisania, robi to sam William Goldman. Opisom tego, jak prezentują się jego bohaterowie, poświęca zaledwie kilka słów. Tak samo ich uczuciom, które w danej chwili im akompaniują. W sumie czasami wcale o nich nie wspomina. Za to potrafi rozwodzić się przez kilkanaście stron nad historią drugoplanowego bohatera, którą można nakreślić w kilku zdaniach. Tak samo postępuje z dialogami, które momentami przekształcają się w monologi. W skrócie: książka Williama Goldmana posiada najwięcej tego, co powinno zostać potraktowane z umiarem.

"Narzeczona księcia", autorstwa Williama Goldmana, udowadnia, że czterdzieści pięć lat temu scenarzyści pisali tak samo marne powieści, jak robią to obecnie. Jedną zaletą powstania tej książki jest nie tak skiepszczona ekranizacja, która ukazuje to, co w niej najlepsze. 
 
Dziękuję wydawnictwu Jaguar za egzemplarz recenzencki.