Między światłem a ciemnością. "Dwór cierni i róż: Dwór mgieł i furii" to druga, jeszcze mroczniejsza i bardziej zmysłowa odsłona bestsellerowej serii, amerykańskiej pisarki Sarah J. Maas .
Sarah J. Maas - autorka urodziła się w Nowym Jorku. Od dziecka przepadała za bajkami, baletem, muzyką filmową i wręcz kochała się w filmowym Hanie Solo. Do tego należy dodać, że szczególnie upodobała sobie silne, samodzielne i charakterne bohaterki, co odzwierciedla się w jej twórczości. Nie stroni także od dużej ilości herbaty, a w czasie wolnym od pisania, zajmuje się odkrywaniem zabytków oraz malowniczych krajobrazów Pensylwanii, gdzie obecnie mieszka wraz z mężem i psim towarzyszem. W ostatnich latach wspięła się naprawdę wysoko w drabinie literatury fantastycznej.
Anna Szawiel - absolwentka Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, Szkoły Muzycznej II stopnia w Białymstoku oraz Wydziału Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do wszystkiego snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeństwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.
Według filozofii bibliofili, powieść następująca po pierwszej części książki, zawsze prezentuje się najsłabiej spośród całego zbioru. Jednak niektóre dzieła są odstępstwem. Bez wątpienia zalicza się do nich "Dwór cierni i róż: Dwór mgieł i furii", autorstwa Sarah J. Maas. Ponieważ kontynuacja ma niewiele wspólnego z poprzedzającą ją historią. Fabuła jest zabawniejsza, ale też mroczniejsza i bardziej brutalna, a przede wszystkim mocniej dopracowana. Nadal można z łatwością przewidzieć przebieg najważniejszych zdarzeń. Dodatkowo niektóre z nich są kompletnie niepotrzebne, bo nie mają znaczenia dla całości. Jak mnóstwo scen seksu, jakich powieś młodzieżowa mieć nie powinna.
Minęło wiele dni. Wiele dni przystosowywania się do nieśmiertelnego ciała, do świata próbującego posklejać się z powrotem w całość z kawałków pozostałych po działaniach Amaranthy. Siła nieśmiertelnych to dla Feyry, bardziej przekleństwo niż dar. Przez kilka dni po powrocie z dwór pod Górą zgniatała i wyginała każde z elementów zastaw i każde ze sztućców, jakich dotknęła. Notorycznie potykała się nieprzyzwyczajona do dłuższych i zwinniejszych nóg. W końcu Alis nakazała usunąć z jej komnat cenniejsze z przedmiotów, najbardziej gderając, jak przewróciła stolik z osiemsetletnim wazonem. Strzaskała też nie jedne, nie dwoje, ale pięcioro szklanych drzwi, niespecjalnie za mocno je zatrzaskując. Czas od powrotu, to także nieustanne noce, podczas jakich zwraca zawartość żołądka do ustępu, ściskając kurczowo jego chłodne brzegi, starając się narobić jak najmniej hałasu. Zaledwie miesiąc oświetla jej skulone ciało, targane kolejnymi cichymi spazmami nudności. Tamlin nawet się nie porusza, jak jego ukochana zbudza się z koszmarów. Jak nie potrafi odróżnić mroku panującego w sypialni od nieskończonej ciemności lochów Amaranthy, jak zalewający ją zimny pot zdaje jej się krwią zamordowanych przez nią fae, rzuca się w stronę ustępu. To dla Tamlina to zrobiła. To dla niego ochoczo obróciła siebie i swoją nieśmiertelną duszę w ruinę. A teraz ma wieczność, na pogodzenie się ze swoim postanowieniem. Niebawem miną dwa miesiące od oświadczyn Tamlina. Dwa miesiące wypełnione żmudnymi ustaleniami dotyczącymi dobierania kwiatów, strojów, potraw i rozsadzenia gości. Niedawno zdołała trochę odsapnąć dzięki uroczystościom z okazji przesilenia zimowego, chociaż oznaczało to, że zamiast koronek i jedwabi musiała oglądać wieńce i girlandy z gałęzi zimozielonych drzewek. Ale przynajmniej podarowało jej to nieco spokoju od planowania wesela. Celowo nawet nie wspomina komukolwiek, że dzień jej urodzin przypada właśnie na najdłuższą noc roku. Starcza, że musi stać przed zebranymi dworzanami i pomniejszymi fae, podczas jak Tamlin wznosi liczne toasty i wygłasza przemowy pochwalne. Podarków też dostała dość, a zapewne jeszcze wiele więcej dostanie w dniu ślubu. Nie potrzebuje tak wielu przedmiotów. Teraz zaledwie pół miesiąca dzieli ich od ceremonii. Kolacja po kolacji, formalne koktajle, pikniki, polowania. Jest przedstawiana i przekazywana z rąk do rąk. Twarz ją boli od nieustannego przyklejonego dzień i noc uśmiechu. Nienawidzi jasnych sukien, które są jej codziennym ubiorem, ale nie ma serca to powiedzieć Tamlinowi. Nie, ponieważ zakupił jej ich tak wiele. Nie, jak wygląda na tak szczęśliwego, jak ją w nich widzi. Czeka na wesele ze zniecierpliwieniem, bo po nim nie będzie musiała stanowić uprzejmej, z nikim nie będzie musiała rozmawiać, a nawet kiwnąć. Może jednak jest w błędzie. Tamlin jest księciem. Ona będzie jego żoną. Są pewne tradycje i oczekiwania, jakim musi uczynić zadość. Jakim każde z nich musi uczynić zadość, dla pokazania światu, że zaleczyli ranę zadaną przez Amaranthę, i stoją zjednoczeni, gotowi zniszczyć każdego wroga. I tak przez całą wieczność. Tamlin znosi to wszystko spokojnie i cierpliwie, jak przyczajony drapieżnik. Raz po raz zapewnia ją, że celem wszystkich przyjęć jest wprowadzenie jej na jego dwór i danie podwładnym powodu do świętowania. Zarzeka się, że nienawidzi tego wszystkiego równie mocno jak ona, i że tak naprawdę jedyną osobą, której to sprawia przyjemność, jest Lucien. Choć czasem nawet jego można złapać na szczerzeniu zębów w szerokim uśmiechu. Feyra jest silna, ale jeśli nie wydostanie się z rezydencji, jeśli nie spędzi dnia na robieniu czegokolwiek innego niż rozporządzanie pieniędzmi Tamlina i przyjmowanie uniżonych hołdów to oszaleje. W domu nie czeka na nią nic poza planowaniem wesela, ponieważ Alis nie zgadza się, na jej udział w pozostałych pracach. Nie robi tego z uwagi na to, kim jest dla Tamlina, kim ma się dla niego stać, ale ze względu na to, co zrobiła dla niej, dla jej siostrzeńców i dla całego Prythianu. Cała służba zachowuje się w ten sposób. Niektórzy wciąż łkają z wdzięcznością, jak przechodzą obok niej w korytarzach. Jeśli zaś rozchodzi się o malowanie, to nie sięgała po pędzel od dawna. W sumie, to od powrotu weszła do swojego studia malarskiego, zaledwie raz. Opuściła je po kilku chwilach, więcej tam nie wracając. Jak twierdzi Iantha, Feyra nie ma bladego pojęcia, jak trudne jest dla Tamlina, choćby pozwolenie jej na opuszczenie terenów pałacowych. Jest pod większą presją, niż jej się zdaje. Panicznie boi się, że może znowu zastać ją w rękach jego wrogów. I oni też zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą, że jeśli będą chcieli mieć nad nim pełną władzę, muszą dotrzeć do niej. Ponadto Tamlin uważa, że w dniu, w jakim ubierze swoje spodnie i tuniki, obwiesi się bronią, jak biżuterią, posłałaby w kraj wyraźne przesłanie. Nosi więc suknie i pozwalała Alis układać sobie włosy. Tak wiele czasu ma przed sobą. Czekają ją całe wieki istnienia. Całe wieki z Tamlinem. Może kiedyś w końcu poradzi sobie sama ze sobą. A może nie. Podczas chwili słabości, poza miesiącem, nieustannie nie opuszcza jej, jeszcze jedna rzecz. Na lewej dłoni, zawijasy ciemnego atramentu tatuażu, pokrywające palce, nadgarstek i przedramię aż do łokcia zdają się wchłaniać mrok z każdego pomieszczenia, w jakim się znajduje. Oko umieszczone na środku dłoni sprawia wrażenie, jakby nieprzerwanie ją obserwowało. Spokojne i przebiegłe, jak u kota. Jego pionowa źrenica w mroku jest zauważalnie szersza, niż w ciągu dnia. Nietrudno o wrażenie, że dostosowuje się do oświetlenia, jak w normalnym oku. Rhysand jeszcze w żaden sposób się z nią nie skontaktował. Nie odezwał się nawet słowem. Nie śmiała zagadnąć Tamlina, Luciena lub kogokolwiek innego; obawiając się, że może w ten sposób spowodować wstawienie się księcia Dworu Nocy, w jakiś sposób przypomnieć mu o nieprzemyślanym targu, którego dobiła z nim pod Górą. Siedem dni z nim z każdego miesiąca w zamian za ocalenie jej od śmierci. Jeśli Rhysand w jakiś cudowny sposób o tym zapomniał, ona nie potrafi. Ani Tamlin, ani Lucien, ani ktokolwiek poza nimi. Nie w sytuacji, jak jej rękę pokrywa ten tatuaż. Nawet jeśli Rhysand na sam koniec właściwie nie okazał się jej wrogiem. Nadal stanowi wroga Tamlina. I każdego innego dworu. Ponadto niewielu zdołało przekroczyć granice Dworu Nocy i powrócić. Na dobrą sprawę nikt nie wie, co się znajduje na północnych krańcach Prythianu. Góry, ciemność, gwiazdy i śmierć. Cóż, niebawem ma się dowiedzieć. Ponieważ Tamlin może kontrolować każde z jej dni, nie pozwalać opuszczać jej domu, jednakże, jak podczas ceremonii zaślubin, za jej plecami rozlega się grzmot, a następnie wrzaski przerażenia, nie może nic zrobić.Przez mrok rozwiewający się niczym dym na wietrze pojawia się postać Rhysanda wygładzającego klapy czarnej marynarki. Nikogo nie powinno to dziwić. Przecież Rhysand uwielbia przedstawienia, a granie Tamlinowi na nerwach wyniósł do miana sztuki.Rhysand, książę Dworu Nocy, staje obok nich. Ciemność wycieka z niego i rozprasza się w otaczającym go powietrzu, tak jak atrament rozmywa się w wodzie. Dotarł na ceremonię, w celu przypomnienia drogiej Feyrze o ich umowie.Tamlin dobrze wie, co się stanie, jeśli spróbuje naruszyć warunki traktatu. Rhysand podarował Feyrze długi czas wolności. Teraz zabiera ją ze sobą, a on nie może nic na to poradzić. Na dodatek Rhysand ma świadomość, dzięki łączącej ich więzi, dzięki rzuconemu na nią urokowi wie, że właśnie miała na oczach całego dworu, odmówić ukochanemu małżeństwa.
Dwór Nocy ma ziemie rozleglejsze od jakiejkolwiek z pozostałych krain Prythianu. Wszędzie dookoła są nagie, ośnieżone wzgórza. Nie ma tam osad, ani miast. Fae, jakim zostało dane zamieszkiwać te ziemie, są rozproszeni po władztwie. Istnieją tak, jak im się podoba, robiąc to co im się podoba. Na te ziemie nieczęsto wpuszcza się kogoś z zewnątrz, a jeśli już jakaś osoba tam trafi, rzadko wraca w całości. Nawet wówczas, wspomnienia takiego osobnika są pomieszane. To z powodu Velaris, Miasta Blasku Gwiazd. Miasta, zbudowanego dla marzycieli, pięknego w ciągu dnia, ale przeznaczonego do podziwiania po zmroku, które od wieków jest sekretem. Obmurowania Velarris są dobrze strzeżone i nikt nie zdołał się przez nie przedrzeć. Nikt o wrogich zamiarach nie wejdzie do tego Velarris. Wokół miasta, niczym wieczni straże, wzrastają wzgórza o płaskich szczytach i czerwonych zboczach. Otaczają Velaris łukiem, aż do miejsca, w jakim rzeka płynie w ich cieniu. Na północy, na drugim brzegu rzeki, inne wzgórza okalają miasto, sprawiając, że jest ono jeszcze bardziej niedostępne.
W "Dworze cierni i róż: Dworze mgieł i furii", Sarah J. Maas powraca do czworga wcześniejszych bohaterów. Jednak żadne nie jest takie, jak podczas poprzedniego spotkania. Feyra nie potrafi poradzić sobie ze zdarzeniami z nie tak dalekiej przeszłości. Jest na skraju upadku i nikt na dworze Tamlina, tego nie dostrzega, albo nie chce dostrzec. Tamlin, starając się odbudować swoje królestwo, podąża ścieżką, jaką lata temu pokazał mu ojciec. Jednocześnie ukazując swoją mroczniejszą i bezwzględną stronę. Zaledwie Lucien pozostaje taki sam. Księcia rozdziera wierność i wdzięczność do Tamlina, za udzieloną mu lata temu pomoc, a współczucie wobec jego ukochanej. Nową postacią na horyzoncie jest Iantha. Kapłanka, a także szlachcianka fae i przyjaciółka Tamlina z dzieciństwa, która zaoferowała swoją pomoc w przygotowywaniu wesela. I która postanowiła wielbić ich, tak jak nowo narodzone bóstwa, pobłogosławione przez sam Kocioł. Wśród fae kapłanki nadzorują przebieg ceremonii i rytuałów, spisują historię i podania, a także doradzają swoim suwerenom w sprawach ważkich i błahych. Jeżeli znowuż chodzi o Rhysanda, to w jego przypadku trudno mówić o przemianie, choć jest on wielkim zaskoczeniem, a dla wielu osób może okazać się rozczarowaniem. Otóż, Rhysand od wieków zataja swoją prawdziwą osobowość. Pozwolił Amarancie i całemu światu trwać w przekonaniu, że z rozkoszą rządzi Dworem Koszmarów. To kłamstwo, mające na celu chronić to, co najważniejsze. Dodatkowo Rhysand kocha swój lud i swoją rodzinę. Zdoła zamienić się w prawdziwego potwora, jeśli tego będzie trzeba, do ich ochraniania. Rodziną Rhysanda są członkowie jego wewnętrznego kręgu. Kasjan, Azriel, Amrena i Mor. Krąg jest podzielony na szczeble. Kasjan dowodzi armiami Rhysanda. Nie ma żadnej niesamowitej umiejętności, poza nadzwyczajną umiejętnością zabijania. Jest bękartem, nikim, pod każdym względem. Azriel to jego naczelny szpieg. To na niego trzeba uważać, bo jest jak nóż w mroku. Zarówno Kasjan, jak Azriel są właścicielami kamieniami, które zwie się syfonami. W nich skupia się ich moc podczas bitew. Ilyrowie wykształcili moc dającą im przewagę w walce. Syfony filtrują tę pierwotną siłę i pozwalają Kasjanowi, jak również Azrielowi przekształcić ją w coś bardziej subtelnego i zróżnicowanego. W tarcze i broń, strzały i włócznie. Syfony pozwalają magii być zwinną i precyzyjną na polu bitwy, kiedy jej naturalny stan skłania się do czegoś o wiele bardziej brutalnego i nieokrzesanego, potencjalnie niebezpiecznego, gdy walczysz w zwarciu gwałtownego ludu, wiecznie dążącego do konfliktu. Jednakże zaledwie głupiec może pomyśleć, że jego bracia są najgroźniejszymi drapieżnikami w ich kręgu. Amrena. Jej obowiązki jako prawej ręki Rhysanda, obejmują doradzanie mu, stanowienie chodzącej biblioteki i wykonywanie za niego brudnej roboty. Rhysand poprosił ją o to zaraz po zasiądnięciu na tronie. Ale stanowiła jego sojuszniczkę, może nawet przyjaciółkę, dużo wcześniej. Wygląda na fae wysokiego rodu, ale coś innego czai się pod jej skórą. Jest najstarsza wśród nich. Jest nawet starsza od Velaris. Zuchwała i wesoła Mor jest trzecia po księciu. Dba o odpowiednie relacje między Dworem Koszmarów a Dworem Snów. Zarządza zarówno Velaris, jak i miastem w skale. Jest tą, którą Rhysand wezwie, jak armia zawiedzie, a Kasjan i Azriel polegną. Ponadto, zaledwie ona jest jedyną osobą czystej krwi w ich gronie. Ponieważ sam Rhysand jest w połowie Ilyrem, co w świecie fae wysokiego rodu czystej krwi jest tożsame z byciem bękartem. Jednak, to robi z niego najpotężniejszego księcia w historii Prythianu. Nowe zestawienie postaci robi o wiele lepsze wrażenie, niż poprzednie. Szczególnie, że każde z nich ma za sobą niebanalną, łączącą ich przeszłość.
Pierwsza odsłona świata powieści została przez pisarkę potraktowana po macoszemu, Sarah J. Maas teraz nadrabia wcześniejsze niedomówienia, wręcz zalewając nas informacjami. Co działo się z mieszkańcami dworu Tamlina, przez minione pięćdziesiąt lat? Jak dokładniej prezentują się jego ziemie? Jaki stosunek książęta mają do swoich małżonek? Na takie, ale też inne zagadnienia, autorka udziela odpowiedzi. Rozszerza również historię Prythianu. Pokazuje nam też jego nowe miejsca. Jednakże, najważniejsze z nich, jak Dwór Nocy i sama Hybernia, nadal zostają dla nas tajemnicą. Ponadto pojawia się dużo nowych sprzeczności i niedomówień, które prowadzą do następnych zagadnień.
Jednakże w twórczości Sarah J. Maas nadal najważniejsze są relacje postaci. Wśród nich, chwile przepełnione seksem, które budzą niesmak i speszenie. Autorka niektóre postaci traktuje z większą czułością, niż inne, więc nie trudno odgadnąć, które dla historii są ważniejsze. Dialogi, jakie te prowadzą ze sobą, nieczęsto są po prostu banalne, a ich zachowanie teatralne. Dodatkowo wiele ich działań, trudno racjonalnie uzasadnić. Tak samo, jak skakanie pisarki po miejscach nakreślonego przez nią świata, jakich dokładniejsze omówienie, a nawet zastosowanie, nie zostaje nam przedstawione. Jak na autorkę, która ma za sobą kilka książek, Sarah J. Maas ma bardzo nieustabilizowane pióro. Naprawdę nie tego odbiorca spodziewa się po powieści autora z takim stażem
Anna Szawiel miło zaskakuje. Poprzednim razem jej głos, jako przewodniej protagonistki, słuchało się miło, ale zaledwie przez krótki czas. Teraz prezentuje się on o wiele lepiej. W "Dworze cierni i róż: Dworze mgieł i furii" pojawia się więcej żeńskich postaci, więc ma większe pole do popisu. W przypadku śmiałej Mor, albo tajemniczej Amreny, Anna Szawiel spełnia się naprawdę świetnie. Na nieszczęście słuchacza, reszta pozostaje bez zmian. Postaciom męskim nadal brakuje powabu i nieustannie brzmią one podobnie do siebie. Za to wszelakie plugastwa w jej odzwierciedleniu, powodują że audiobooka chce się porzucić. Ostatecznie Anna Szawiel niekoniecznie nadaje się do przedstawiania tego rodzaju książek.
"Dwór cierni i róż: Dwór cierni i róż" i "Dwór cierni i róż: Dwór mgieł i furii" to dwa różne dzieła. Reprezentujące twórczość Sarah J. Maas na zupełnie odmiennym poziomie. Jeżeli spodobała się wam pierwsza część, drugą pewnie też polubicie. Ponieważ Sarah J. Maas, może nie jest najbardziej utalentowana, ale jej twórczość ma w sobie pewną magię. Są nimi bohaterowie i ich świat, jakich nie trudno polubić. Jednak poznawanie historii w formie audiobooka, nadal nie jest warte polecenia.
Sarah J. Maas - autorka urodziła się w Nowym Jorku. Od dziecka przepadała za bajkami, baletem, muzyką filmową i wręcz kochała się w filmowym Hanie Solo. Do tego należy dodać, że szczególnie upodobała sobie silne, samodzielne i charakterne bohaterki, co odzwierciedla się w jej twórczości. Nie stroni także od dużej ilości herbaty, a w czasie wolnym od pisania, zajmuje się odkrywaniem zabytków oraz malowniczych krajobrazów Pensylwanii, gdzie obecnie mieszka wraz z mężem i psim towarzyszem. W ostatnich latach wspięła się naprawdę wysoko w drabinie literatury fantastycznej.
Anna Szawiel - absolwentka Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, Szkoły Muzycznej II stopnia w Białymstoku oraz Wydziału Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do wszystkiego snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeństwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.
Według filozofii bibliofili, powieść następująca po pierwszej części książki, zawsze prezentuje się najsłabiej spośród całego zbioru. Jednak niektóre dzieła są odstępstwem. Bez wątpienia zalicza się do nich "Dwór cierni i róż: Dwór mgieł i furii", autorstwa Sarah J. Maas. Ponieważ kontynuacja ma niewiele wspólnego z poprzedzającą ją historią. Fabuła jest zabawniejsza, ale też mroczniejsza i bardziej brutalna, a przede wszystkim mocniej dopracowana. Nadal można z łatwością przewidzieć przebieg najważniejszych zdarzeń. Dodatkowo niektóre z nich są kompletnie niepotrzebne, bo nie mają znaczenia dla całości. Jak mnóstwo scen seksu, jakich powieś młodzieżowa mieć nie powinna.
Minęło wiele dni. Wiele dni przystosowywania się do nieśmiertelnego ciała, do świata próbującego posklejać się z powrotem w całość z kawałków pozostałych po działaniach Amaranthy. Siła nieśmiertelnych to dla Feyry, bardziej przekleństwo niż dar. Przez kilka dni po powrocie z dwór pod Górą zgniatała i wyginała każde z elementów zastaw i każde ze sztućców, jakich dotknęła. Notorycznie potykała się nieprzyzwyczajona do dłuższych i zwinniejszych nóg. W końcu Alis nakazała usunąć z jej komnat cenniejsze z przedmiotów, najbardziej gderając, jak przewróciła stolik z osiemsetletnim wazonem. Strzaskała też nie jedne, nie dwoje, ale pięcioro szklanych drzwi, niespecjalnie za mocno je zatrzaskując. Czas od powrotu, to także nieustanne noce, podczas jakich zwraca zawartość żołądka do ustępu, ściskając kurczowo jego chłodne brzegi, starając się narobić jak najmniej hałasu. Zaledwie miesiąc oświetla jej skulone ciało, targane kolejnymi cichymi spazmami nudności. Tamlin nawet się nie porusza, jak jego ukochana zbudza się z koszmarów. Jak nie potrafi odróżnić mroku panującego w sypialni od nieskończonej ciemności lochów Amaranthy, jak zalewający ją zimny pot zdaje jej się krwią zamordowanych przez nią fae, rzuca się w stronę ustępu. To dla Tamlina to zrobiła. To dla niego ochoczo obróciła siebie i swoją nieśmiertelną duszę w ruinę. A teraz ma wieczność, na pogodzenie się ze swoim postanowieniem. Niebawem miną dwa miesiące od oświadczyn Tamlina. Dwa miesiące wypełnione żmudnymi ustaleniami dotyczącymi dobierania kwiatów, strojów, potraw i rozsadzenia gości. Niedawno zdołała trochę odsapnąć dzięki uroczystościom z okazji przesilenia zimowego, chociaż oznaczało to, że zamiast koronek i jedwabi musiała oglądać wieńce i girlandy z gałęzi zimozielonych drzewek. Ale przynajmniej podarowało jej to nieco spokoju od planowania wesela. Celowo nawet nie wspomina komukolwiek, że dzień jej urodzin przypada właśnie na najdłuższą noc roku. Starcza, że musi stać przed zebranymi dworzanami i pomniejszymi fae, podczas jak Tamlin wznosi liczne toasty i wygłasza przemowy pochwalne. Podarków też dostała dość, a zapewne jeszcze wiele więcej dostanie w dniu ślubu. Nie potrzebuje tak wielu przedmiotów. Teraz zaledwie pół miesiąca dzieli ich od ceremonii. Kolacja po kolacji, formalne koktajle, pikniki, polowania. Jest przedstawiana i przekazywana z rąk do rąk. Twarz ją boli od nieustannego przyklejonego dzień i noc uśmiechu. Nienawidzi jasnych sukien, które są jej codziennym ubiorem, ale nie ma serca to powiedzieć Tamlinowi. Nie, ponieważ zakupił jej ich tak wiele. Nie, jak wygląda na tak szczęśliwego, jak ją w nich widzi. Czeka na wesele ze zniecierpliwieniem, bo po nim nie będzie musiała stanowić uprzejmej, z nikim nie będzie musiała rozmawiać, a nawet kiwnąć. Może jednak jest w błędzie. Tamlin jest księciem. Ona będzie jego żoną. Są pewne tradycje i oczekiwania, jakim musi uczynić zadość. Jakim każde z nich musi uczynić zadość, dla pokazania światu, że zaleczyli ranę zadaną przez Amaranthę, i stoją zjednoczeni, gotowi zniszczyć każdego wroga. I tak przez całą wieczność. Tamlin znosi to wszystko spokojnie i cierpliwie, jak przyczajony drapieżnik. Raz po raz zapewnia ją, że celem wszystkich przyjęć jest wprowadzenie jej na jego dwór i danie podwładnym powodu do świętowania. Zarzeka się, że nienawidzi tego wszystkiego równie mocno jak ona, i że tak naprawdę jedyną osobą, której to sprawia przyjemność, jest Lucien. Choć czasem nawet jego można złapać na szczerzeniu zębów w szerokim uśmiechu. Feyra jest silna, ale jeśli nie wydostanie się z rezydencji, jeśli nie spędzi dnia na robieniu czegokolwiek innego niż rozporządzanie pieniędzmi Tamlina i przyjmowanie uniżonych hołdów to oszaleje. W domu nie czeka na nią nic poza planowaniem wesela, ponieważ Alis nie zgadza się, na jej udział w pozostałych pracach. Nie robi tego z uwagi na to, kim jest dla Tamlina, kim ma się dla niego stać, ale ze względu na to, co zrobiła dla niej, dla jej siostrzeńców i dla całego Prythianu. Cała służba zachowuje się w ten sposób. Niektórzy wciąż łkają z wdzięcznością, jak przechodzą obok niej w korytarzach. Jeśli zaś rozchodzi się o malowanie, to nie sięgała po pędzel od dawna. W sumie, to od powrotu weszła do swojego studia malarskiego, zaledwie raz. Opuściła je po kilku chwilach, więcej tam nie wracając. Jak twierdzi Iantha, Feyra nie ma bladego pojęcia, jak trudne jest dla Tamlina, choćby pozwolenie jej na opuszczenie terenów pałacowych. Jest pod większą presją, niż jej się zdaje. Panicznie boi się, że może znowu zastać ją w rękach jego wrogów. I oni też zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą, że jeśli będą chcieli mieć nad nim pełną władzę, muszą dotrzeć do niej. Ponadto Tamlin uważa, że w dniu, w jakim ubierze swoje spodnie i tuniki, obwiesi się bronią, jak biżuterią, posłałaby w kraj wyraźne przesłanie. Nosi więc suknie i pozwalała Alis układać sobie włosy. Tak wiele czasu ma przed sobą. Czekają ją całe wieki istnienia. Całe wieki z Tamlinem. Może kiedyś w końcu poradzi sobie sama ze sobą. A może nie. Podczas chwili słabości, poza miesiącem, nieustannie nie opuszcza jej, jeszcze jedna rzecz. Na lewej dłoni, zawijasy ciemnego atramentu tatuażu, pokrywające palce, nadgarstek i przedramię aż do łokcia zdają się wchłaniać mrok z każdego pomieszczenia, w jakim się znajduje. Oko umieszczone na środku dłoni sprawia wrażenie, jakby nieprzerwanie ją obserwowało. Spokojne i przebiegłe, jak u kota. Jego pionowa źrenica w mroku jest zauważalnie szersza, niż w ciągu dnia. Nietrudno o wrażenie, że dostosowuje się do oświetlenia, jak w normalnym oku. Rhysand jeszcze w żaden sposób się z nią nie skontaktował. Nie odezwał się nawet słowem. Nie śmiała zagadnąć Tamlina, Luciena lub kogokolwiek innego; obawiając się, że może w ten sposób spowodować wstawienie się księcia Dworu Nocy, w jakiś sposób przypomnieć mu o nieprzemyślanym targu, którego dobiła z nim pod Górą. Siedem dni z nim z każdego miesiąca w zamian za ocalenie jej od śmierci. Jeśli Rhysand w jakiś cudowny sposób o tym zapomniał, ona nie potrafi. Ani Tamlin, ani Lucien, ani ktokolwiek poza nimi. Nie w sytuacji, jak jej rękę pokrywa ten tatuaż. Nawet jeśli Rhysand na sam koniec właściwie nie okazał się jej wrogiem. Nadal stanowi wroga Tamlina. I każdego innego dworu. Ponadto niewielu zdołało przekroczyć granice Dworu Nocy i powrócić. Na dobrą sprawę nikt nie wie, co się znajduje na północnych krańcach Prythianu. Góry, ciemność, gwiazdy i śmierć. Cóż, niebawem ma się dowiedzieć. Ponieważ Tamlin może kontrolować każde z jej dni, nie pozwalać opuszczać jej domu, jednakże, jak podczas ceremonii zaślubin, za jej plecami rozlega się grzmot, a następnie wrzaski przerażenia, nie może nic zrobić.Przez mrok rozwiewający się niczym dym na wietrze pojawia się postać Rhysanda wygładzającego klapy czarnej marynarki. Nikogo nie powinno to dziwić. Przecież Rhysand uwielbia przedstawienia, a granie Tamlinowi na nerwach wyniósł do miana sztuki.Rhysand, książę Dworu Nocy, staje obok nich. Ciemność wycieka z niego i rozprasza się w otaczającym go powietrzu, tak jak atrament rozmywa się w wodzie. Dotarł na ceremonię, w celu przypomnienia drogiej Feyrze o ich umowie.Tamlin dobrze wie, co się stanie, jeśli spróbuje naruszyć warunki traktatu. Rhysand podarował Feyrze długi czas wolności. Teraz zabiera ją ze sobą, a on nie może nic na to poradzić. Na dodatek Rhysand ma świadomość, dzięki łączącej ich więzi, dzięki rzuconemu na nią urokowi wie, że właśnie miała na oczach całego dworu, odmówić ukochanemu małżeństwa.
Dwór Nocy ma ziemie rozleglejsze od jakiejkolwiek z pozostałych krain Prythianu. Wszędzie dookoła są nagie, ośnieżone wzgórza. Nie ma tam osad, ani miast. Fae, jakim zostało dane zamieszkiwać te ziemie, są rozproszeni po władztwie. Istnieją tak, jak im się podoba, robiąc to co im się podoba. Na te ziemie nieczęsto wpuszcza się kogoś z zewnątrz, a jeśli już jakaś osoba tam trafi, rzadko wraca w całości. Nawet wówczas, wspomnienia takiego osobnika są pomieszane. To z powodu Velaris, Miasta Blasku Gwiazd. Miasta, zbudowanego dla marzycieli, pięknego w ciągu dnia, ale przeznaczonego do podziwiania po zmroku, które od wieków jest sekretem. Obmurowania Velarris są dobrze strzeżone i nikt nie zdołał się przez nie przedrzeć. Nikt o wrogich zamiarach nie wejdzie do tego Velarris. Wokół miasta, niczym wieczni straże, wzrastają wzgórza o płaskich szczytach i czerwonych zboczach. Otaczają Velaris łukiem, aż do miejsca, w jakim rzeka płynie w ich cieniu. Na północy, na drugim brzegu rzeki, inne wzgórza okalają miasto, sprawiając, że jest ono jeszcze bardziej niedostępne.
W "Dworze cierni i róż: Dworze mgieł i furii", Sarah J. Maas powraca do czworga wcześniejszych bohaterów. Jednak żadne nie jest takie, jak podczas poprzedniego spotkania. Feyra nie potrafi poradzić sobie ze zdarzeniami z nie tak dalekiej przeszłości. Jest na skraju upadku i nikt na dworze Tamlina, tego nie dostrzega, albo nie chce dostrzec. Tamlin, starając się odbudować swoje królestwo, podąża ścieżką, jaką lata temu pokazał mu ojciec. Jednocześnie ukazując swoją mroczniejszą i bezwzględną stronę. Zaledwie Lucien pozostaje taki sam. Księcia rozdziera wierność i wdzięczność do Tamlina, za udzieloną mu lata temu pomoc, a współczucie wobec jego ukochanej. Nową postacią na horyzoncie jest Iantha. Kapłanka, a także szlachcianka fae i przyjaciółka Tamlina z dzieciństwa, która zaoferowała swoją pomoc w przygotowywaniu wesela. I która postanowiła wielbić ich, tak jak nowo narodzone bóstwa, pobłogosławione przez sam Kocioł. Wśród fae kapłanki nadzorują przebieg ceremonii i rytuałów, spisują historię i podania, a także doradzają swoim suwerenom w sprawach ważkich i błahych. Jeżeli znowuż chodzi o Rhysanda, to w jego przypadku trudno mówić o przemianie, choć jest on wielkim zaskoczeniem, a dla wielu osób może okazać się rozczarowaniem. Otóż, Rhysand od wieków zataja swoją prawdziwą osobowość. Pozwolił Amarancie i całemu światu trwać w przekonaniu, że z rozkoszą rządzi Dworem Koszmarów. To kłamstwo, mające na celu chronić to, co najważniejsze. Dodatkowo Rhysand kocha swój lud i swoją rodzinę. Zdoła zamienić się w prawdziwego potwora, jeśli tego będzie trzeba, do ich ochraniania. Rodziną Rhysanda są członkowie jego wewnętrznego kręgu. Kasjan, Azriel, Amrena i Mor. Krąg jest podzielony na szczeble. Kasjan dowodzi armiami Rhysanda. Nie ma żadnej niesamowitej umiejętności, poza nadzwyczajną umiejętnością zabijania. Jest bękartem, nikim, pod każdym względem. Azriel to jego naczelny szpieg. To na niego trzeba uważać, bo jest jak nóż w mroku. Zarówno Kasjan, jak Azriel są właścicielami kamieniami, które zwie się syfonami. W nich skupia się ich moc podczas bitew. Ilyrowie wykształcili moc dającą im przewagę w walce. Syfony filtrują tę pierwotną siłę i pozwalają Kasjanowi, jak również Azrielowi przekształcić ją w coś bardziej subtelnego i zróżnicowanego. W tarcze i broń, strzały i włócznie. Syfony pozwalają magii być zwinną i precyzyjną na polu bitwy, kiedy jej naturalny stan skłania się do czegoś o wiele bardziej brutalnego i nieokrzesanego, potencjalnie niebezpiecznego, gdy walczysz w zwarciu gwałtownego ludu, wiecznie dążącego do konfliktu. Jednakże zaledwie głupiec może pomyśleć, że jego bracia są najgroźniejszymi drapieżnikami w ich kręgu. Amrena. Jej obowiązki jako prawej ręki Rhysanda, obejmują doradzanie mu, stanowienie chodzącej biblioteki i wykonywanie za niego brudnej roboty. Rhysand poprosił ją o to zaraz po zasiądnięciu na tronie. Ale stanowiła jego sojuszniczkę, może nawet przyjaciółkę, dużo wcześniej. Wygląda na fae wysokiego rodu, ale coś innego czai się pod jej skórą. Jest najstarsza wśród nich. Jest nawet starsza od Velaris. Zuchwała i wesoła Mor jest trzecia po księciu. Dba o odpowiednie relacje między Dworem Koszmarów a Dworem Snów. Zarządza zarówno Velaris, jak i miastem w skale. Jest tą, którą Rhysand wezwie, jak armia zawiedzie, a Kasjan i Azriel polegną. Ponadto, zaledwie ona jest jedyną osobą czystej krwi w ich gronie. Ponieważ sam Rhysand jest w połowie Ilyrem, co w świecie fae wysokiego rodu czystej krwi jest tożsame z byciem bękartem. Jednak, to robi z niego najpotężniejszego księcia w historii Prythianu. Nowe zestawienie postaci robi o wiele lepsze wrażenie, niż poprzednie. Szczególnie, że każde z nich ma za sobą niebanalną, łączącą ich przeszłość.
Pierwsza odsłona świata powieści została przez pisarkę potraktowana po macoszemu, Sarah J. Maas teraz nadrabia wcześniejsze niedomówienia, wręcz zalewając nas informacjami. Co działo się z mieszkańcami dworu Tamlina, przez minione pięćdziesiąt lat? Jak dokładniej prezentują się jego ziemie? Jaki stosunek książęta mają do swoich małżonek? Na takie, ale też inne zagadnienia, autorka udziela odpowiedzi. Rozszerza również historię Prythianu. Pokazuje nam też jego nowe miejsca. Jednakże, najważniejsze z nich, jak Dwór Nocy i sama Hybernia, nadal zostają dla nas tajemnicą. Ponadto pojawia się dużo nowych sprzeczności i niedomówień, które prowadzą do następnych zagadnień.
Jednakże w twórczości Sarah J. Maas nadal najważniejsze są relacje postaci. Wśród nich, chwile przepełnione seksem, które budzą niesmak i speszenie. Autorka niektóre postaci traktuje z większą czułością, niż inne, więc nie trudno odgadnąć, które dla historii są ważniejsze. Dialogi, jakie te prowadzą ze sobą, nieczęsto są po prostu banalne, a ich zachowanie teatralne. Dodatkowo wiele ich działań, trudno racjonalnie uzasadnić. Tak samo, jak skakanie pisarki po miejscach nakreślonego przez nią świata, jakich dokładniejsze omówienie, a nawet zastosowanie, nie zostaje nam przedstawione. Jak na autorkę, która ma za sobą kilka książek, Sarah J. Maas ma bardzo nieustabilizowane pióro. Naprawdę nie tego odbiorca spodziewa się po powieści autora z takim stażem
Anna Szawiel miło zaskakuje. Poprzednim razem jej głos, jako przewodniej protagonistki, słuchało się miło, ale zaledwie przez krótki czas. Teraz prezentuje się on o wiele lepiej. W "Dworze cierni i róż: Dworze mgieł i furii" pojawia się więcej żeńskich postaci, więc ma większe pole do popisu. W przypadku śmiałej Mor, albo tajemniczej Amreny, Anna Szawiel spełnia się naprawdę świetnie. Na nieszczęście słuchacza, reszta pozostaje bez zmian. Postaciom męskim nadal brakuje powabu i nieustannie brzmią one podobnie do siebie. Za to wszelakie plugastwa w jej odzwierciedleniu, powodują że audiobooka chce się porzucić. Ostatecznie Anna Szawiel niekoniecznie nadaje się do przedstawiania tego rodzaju książek.
"Dwór cierni i róż: Dwór cierni i róż" i "Dwór cierni i róż: Dwór mgieł i furii" to dwa różne dzieła. Reprezentujące twórczość Sarah J. Maas na zupełnie odmiennym poziomie. Jeżeli spodobała się wam pierwsza część, drugą pewnie też polubicie. Ponieważ Sarah J. Maas, może nie jest najbardziej utalentowana, ale jej twórczość ma w sobie pewną magię. Są nimi bohaterowie i ich świat, jakich nie trudno polubić. Jednak poznawanie historii w formie audiobooka, nadal nie jest warte polecenia.