Mimo faktu, że to już piąty tom serii "Wampiraci" wydany w Polsce, nie można uznać książki za popularną. Niestety, ale seria nadal nie otrzymuje braw na jakie zasługuje. Wiele osób po prostu czyta jedynie początek "Demonów oceanu", który nie zapowiada się rewelacyjnie. Po niezbyt zachwycającym starcie większość czytelników odkłada tom, nie szturmując jego stron dalej. Inni znowu szukają ciekawszych serii, omijając tą, która jak najbardziej zasługuje na całkowitą uwagę wielbicieli dobrych wrażeń.
Pisząc tę recenzję jestem świeżo po zakończeniu lektury i w skrócie mam do powiedzenia tylko jedno: Justin Somper nie zawodzi, bo jak mogłoby być inaczej? Poprzednie części serii zostały pochłonięte przeze mnie, jedna książka, po drugiej. Na ten tom musiałam czekać długie miesiące, może więc dlatego wzbudził on we mnie takie wrażenia? Nie będę was okłamywać. Po zakończeniu powieści "Wampiraci: Imperium nocy" zapłakałam szczerymi, gorzkimi łzami. Nawet teraz napływają mi one pod powieki. Wszystko to z powodu tego, że piąty tom (najprawdopodobniej przedostatni) jest tak niesamowicie wzruszający. Dotychczas łzy nad zakończoną książką wzbudziła u mnie tylko ostatnia cześć sławionego "Harry'ego Pottera". "Wampiraci: Imperium nocy", nie są ostatnim tomem, a jednak żałuję i to bardzo, że książka była taka krótka.
Grace i Connor znają już przykrą prawdę o swoim ojcu, to jednak nie jest największy problem bliźniąt. Żądza krwi, która powoli zaczyna władać ich ciałami zdaje się zwyciężać. Głóg jest tak potężny, że momentami, aż trudny go opanowania. Tymczasem Sidorio i Lady Lola postanawiają wcielić swój plan w życie. Dwójka najokrutniejszych wampiratów pływających po oceanach, postanawia stworzyć Imperium nocy. Grace i Connor zostają zaproszeni przez Sidoria na jego i małżonki statki. Mężczyzna chce, aby bliźnięta, które w przyszłości mogą stać się bardzo potężnymi zwierzchnikami poznały drugi świat, świat prawdziwych wampirów. Ku zdziwieniu wszystkich dziewczyna i chłopak muszą przyjąć zaproszenia, ale tylko po to, aby szpiegować poczynania wroga. Nikt jednak nie jest w stanie powiedzieć, jaki wpływ będzie miała obecność wampiratów na tę dwójkę. Rodzeństwo boi się środowiska w jakim musi przebywać, jednak u Grace większy strach budzi Obsydian Darke. Najnowszy członek załogi Sidoria, jest zimny i z samej postawy okrutniejszy od samego przywódcy buntowników. Znowu kapitan Nokturna nie wraca na statek. Darcy i Lorcan karmieni zapewnieniami Mash Zu, że niebawem ich drogi przywódca powróci, przestają mu wierzyć. Dwójka przyjaciół Grace postanawia zacząć działać na własną rękę w obawie, że Mistrz ich zbywa bojąc się powiedzieć prawdę.
Rzucę może najpierw nieco światła na okładkę "Imperium nocy". Niestety, ale pod tym względem i ilustracji, książka przedstawia się fatalnie. W poprzednich częściach mieliśmy okazję zobaczyć wygląd nowych postaci z fabuły, tym razem widzimy scenę. Przykro jest to przyznać, ale z części na część obiema tymi rzeczami jest coraz gorzej. Ani okładka książki, ani przedstawiona scena nie ma nic wspólnego z fabułą. Oczywiście mogliśmy trafić gorzej, gdyż patrząc na inne wydania "Wampiratów" i znając ich fabułę można się przekonać, że rysunki nawet nie przedstawiają postaci według ich opisów. Tak jakby ilustratorzy nie czytali nic z książki. W polskim wydaniu nie jest tragicznie, ale mogłoby być lepiej.
Fabuła książki jest jak zwykle świetna. Na początku miałam nieco do zarzucenia autorowi, jednak potem wszystko rozpoczęło się rozjaśniać. "Wampiraci: Imperium nocy" to zupełnie coś innego, niż poprzednie części serii. Autor powieści pokazuje nam nowe rzeczy, otwiera umysły na nowy świat, który uległ wielkim zmianom. Ze zmianami środowiska, które nastąpiły zmieniły się również postacie. Bohaterowie książki, Ci główni, jak i drugoplanowi wydorośleli. Styl pisania autora również uległ wielkim zmianom, co ujawnia nam samo rozpoczęcie piątego tomu. Justin Somper dysponuje teraz jeszcze bardziej bogatym słownictwem, a jego styl okazuje się być jeszcze przyjemniejszy w odbiorze. Myśleliście, że lepiej już nie będzie? A jednak jest. Jedyny zgrzyt, to polskie tłumaczenie. Osoba, która przekładała z oryginalnego języka, czyli angielskiego, zmieniła się. Edyta Skrobiszewska to nie to samo co Piotr W. Cholewa, który przełożył dla nas wszystkie pozostałe tomy. Tłumaczka niestety momentami gubi się lub ukazuje nam szczegóły postaci, które nie mogły mieć u nich miejsca, chodzi mi na przykład o wygląd, albo nazwy statków. W jednym akapicie postacie walczą na okręcie o nazwie Tygrys, znowu w następnym na Diablo. No to jak to w końcu jest? Niestety, ale te małe szkopuły mogą wyprowadzić czytelnika z równowagi. Sama często wracałam do poprzednich kartek, aby sprawdzić czy czegoś nie pominęłam.
Twórca "Imperium nocy" dał mi wiele do przemyślenia, co jednak nie zmienia faktu, że poczynania niektórych postaci, wcale mnie nie zaskoczyły. Moje podejrzenia po prostu się sprawdziły z czego jestem bardzo dumna. Na dzień dzisiejszy uważam, że książka jest o wiele, wiele lepsza od takich serii jak chodźmy "Harry Potter", czy filmowa adaptacja "Piratów z Karaibów". A przecież to właśnie te tytuły kształtują naszą kulturę i dają nam niezapomnianą rozrywkę na wiele godzin. Mimo wszystko to dla "Wampiratów" oddałabym wszystkie książki, które posiadam w swoim nie małym zbiorze.
Na koniec chciałabym coś podkreślić, bo już wiele razy przesyłaliście do mnie pytania o "Martwą głębie", a to świetna okazja, aby zacząć ten temat i być może zakończyć go raz na zawszę. "Wampiraci: Martwa głębia" to dodatkowe opowiadanie, wcześniej nie opublikowane w żadnej z książek autora. Powieść wcześniej wydawała się mało ważna, bo wyjaśniała kawałeczek z trzeciej części, teraz jednak to się zmieniło. Warto zainwestować w tą cieniutką książeczkę, bo jedna z postaci pokazuje się w "Imperium nocy". Ta postać najprawdopodobniej będzie też w "Wojnie nieśmiertelnych" - ostatnim tomie, zdarzenia z wydanego osobno opowiadania pisarza, mogę być bardzo ważne.