Pierwsza część znakomitej serii, duńskiego króla
fantastyki, Kennetha B. Andersena, opowiadającej o wielkiej wojnie na samym dnie
piekieł. Pełna czarnego humoru, wyrazistych bohaterów, przewrotna
opowieść o tym, jak przerobić anioła na diabła i dlaczego nie da się
tego zrobić.
Kenneth Boegh Andersen - obecnie najbardziej cieszący się popularnością pisarz w Danii, którego specjalizacją jest literatura młodzieżowa. Na rodzimym rynku legendarność jego serii dorównuje przygodom o Harrym Potterze. Jakiś czas temu autor całkowicie zrezygnował z kariery nauczyciela, by oddać się pisaniu książek. Zamiana na klawiaturę okazała
się korzystna – seria "Wielka wojna diabłów” to hit, który
zmusił do czytania nawet najbardziej opornych nastolatków.
Filip Engell to tak dobra osoba, że nawet seniorom zbiera się na mdłości. Tak więc, nie powinien trafić do piekła. Jednakże znalazł się w nim. Prosto przed tronem samego króla drogi ciemności. Na miejscu okazało się, że władca nie czuje się ostatnio najlepiej i pilnie potrzebuje dziedzica.
Lucyfer szybko zdaje sobie sprawę, że musiała zajść jakaś koszmarna pomyłka, bo nastolatek kompletnie się do przewidzianej roli nie nadaje. Mimo to, nie może pozwolić sobie na wybrzydzanie. Czas nagli, więc diabeł ze wszystkich sił stara się przeciągnąć chłopaka na stronę zła. Nie wiadomo tylko, czy szybciej wykończą go postępujące dolegliwości, czy nieznośnie słodkie zachowanie podopiecznego.
Filip Engell to miłe, uczynne, sumienne, otwarte, nie kłamiące, dobre dla zwierząt, zawsze odrabiające lekcje, pomagające w domu dziecko. Takie usposobienia uchodzą na powierzchni, ale pod nią prowadzą do kłopotów. Szatan doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Staranne uczesanie, idealnie dobrane ubranie, oraz pewność siebie widoczna w oczach, nie stłumią coraz bardziej odznaczających się objawów postępującej przypadłości. Niezależnie od nieporozumienia, diabeł musi zrobić z chłopaka godnego następcę tronu. To znowuż okazuje się skomplikowaną sprawą, bo przemiana nastolatka przechodzi w nim bardzo wolno, a jemu nie pozostało dużo czasu. Momentami uprzedni anioł odnosi wrażenie, że młodzieniec trafił do czeluści jego rzeczywistości w celu doprowadzenia go do szaleństwa. Napaści furii, jakie miewa, musi znosić sierściuch, którego ten jest właścicielem. Mimo wielu niedogodności, kot nie obwinia nikogo za nie, bo sprowadzenie nie tego delikwenta co trzeba, spoczywa głównie na jego barkach. Toteż, choć mówiącego kocura trudno nazwać przyjacielem, do pewnego czasu to najbliższa Filipowi istota. Dopiero później, podczas rzeczywistego zagrożenia, pojawia się Satina. Prześliczna diablica, której umiejętności dosłownie olśniewają, pokazuje prawdziwą głębię swojego serca, ratując go przed Azielem i Fluksemm. Duet najokrutniejszych dowcipnisiów podziemnego królestwa, podjął sobie właśnie nowo przybyłego na cel swoich koncepcji. Cóż, mieli ku temu powód. Jednakże dwa gagatki to nie największe zmartwienie Filipa Engell. Na dole, wśród gorąca, wrzasków i batów wymierzających takt codzienności, prawdziwe przywiązanie to słabość.
Filip Engell to tak dobra osoba, że nawet seniorom zbiera się na mdłości. Tak więc, nie powinien trafić do piekła. Jednakże znalazł się w nim. Prosto przed tronem samego króla drogi ciemności. Na miejscu okazało się, że władca nie czuje się ostatnio najlepiej i pilnie potrzebuje dziedzica.
Lucyfer szybko zdaje sobie sprawę, że musiała zajść jakaś koszmarna pomyłka, bo nastolatek kompletnie się do przewidzianej roli nie nadaje. Mimo to, nie może pozwolić sobie na wybrzydzanie. Czas nagli, więc diabeł ze wszystkich sił stara się przeciągnąć chłopaka na stronę zła. Nie wiadomo tylko, czy szybciej wykończą go postępujące dolegliwości, czy nieznośnie słodkie zachowanie podopiecznego.
Filip Engell to miłe, uczynne, sumienne, otwarte, nie kłamiące, dobre dla zwierząt, zawsze odrabiające lekcje, pomagające w domu dziecko. Takie usposobienia uchodzą na powierzchni, ale pod nią prowadzą do kłopotów. Szatan doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Staranne uczesanie, idealnie dobrane ubranie, oraz pewność siebie widoczna w oczach, nie stłumią coraz bardziej odznaczających się objawów postępującej przypadłości. Niezależnie od nieporozumienia, diabeł musi zrobić z chłopaka godnego następcę tronu. To znowuż okazuje się skomplikowaną sprawą, bo przemiana nastolatka przechodzi w nim bardzo wolno, a jemu nie pozostało dużo czasu. Momentami uprzedni anioł odnosi wrażenie, że młodzieniec trafił do czeluści jego rzeczywistości w celu doprowadzenia go do szaleństwa. Napaści furii, jakie miewa, musi znosić sierściuch, którego ten jest właścicielem. Mimo wielu niedogodności, kot nie obwinia nikogo za nie, bo sprowadzenie nie tego delikwenta co trzeba, spoczywa głównie na jego barkach. Toteż, choć mówiącego kocura trudno nazwać przyjacielem, do pewnego czasu to najbliższa Filipowi istota. Dopiero później, podczas rzeczywistego zagrożenia, pojawia się Satina. Prześliczna diablica, której umiejętności dosłownie olśniewają, pokazuje prawdziwą głębię swojego serca, ratując go przed Azielem i Fluksemm. Duet najokrutniejszych dowcipnisiów podziemnego królestwa, podjął sobie właśnie nowo przybyłego na cel swoich koncepcji. Cóż, mieli ku temu powód. Jednakże dwa gagatki to nie największe zmartwienie Filipa Engell. Na dole, wśród gorąca, wrzasków i batów wymierzających takt codzienności, prawdziwe przywiązanie to słabość.
Piekło pod ziemią, a wyobrażenia doznawanych w nim kar są kształtowane na wzór doczesnych cierpień człowieka. W piekle mieści się także siedziba złych duchów. Jednakże nie tak diabeł srogi, jak go opisują. Społeczność stale zamieszkująca to miejsce nie różni się bardzo od mieszkańców powierzchni. Dorośli przedstawiciele muszą pracować, a ich latorośle uczęszczać na lekcje i użerać się z głupimi nauczycielami.
Z autorami książek młodzieżowych jest ten problem, że chcą zawsze automatycznie wprowadzić do swoich dzieł wnioski o charakterze pouczającym, które można wyciągnąć z jakiegoś wydarzenia lub sytuacji. Innego stanowiska nie zarezerwował sobie Kenneth Boegh Andersen, lecz przebieg jego mniemań sunie nieco w inną stronę, niż zwyczajnych powieści. Przewodni chwat to przesadnie przyzwoita osoba, której nawet nie brakuje odwagi, więc pouczeń nie potrzebuje. Tak więc, fabuła wykreowana przez autora zmierza do zdemoralizowania głównej postaci i udowodnienia jej, że czasem położenie zmusza do działania wbrew nadgorliwie moralnemu zachowaniu. Tak, wrogiem tegoż nastolatka nie jest żadna popijająca krew istota, czarodziej lub demon, a on sam. Dodatkowo, jego celem jest pomoc temu złemu w odzyskaniu zdrowia, więc musi odnaleźć osobę za jego stan odpowiedzialną, jeżeli nie chce zająć jego miejsca na tronie.. "Wielka wojna diabłów: Uczeń Diabła" zaprzecza standardom, ale też zmusza do zapomnienia o wykreowanych powszechnie schematach. Ujęcie świata troszkę traci na oryginalności, jeżeli ma się szersze pojęcie o pierwotnych i starożytnych religiach, ale przedstawienie Piekła, jego mieszkańców i tak zasługuje na pochwałę. Minusem historii są stosunki bohaterów, które nie wychodzą poza standard młodzieżówek. Postaci muszą zmierzać się z konkurencją, która pośród nich powstaje oraz przyjaźnią, z której rodzi się miłość - pod koniec staje się to nudne. Ponadto znalazło się kilka faktów zapożyczonych z historii. Jeden z nich zaprzeczał wprowadzonym później wyjaśnieniom, więc można było się bez nich obejść. Książka jest ciekawa, mocno wciągająca, a postaci świetnie wykreowane, ale ostatecznie nie wychodzi poza szereg dzieł, które masowo produkują amerykańscy pisarze. Szkoda, rzadko zdarza się recenzowanie twórczości duńskiego pisarza.
"Wielka wojna diabłów: Uczeń Diabła" ma charakterystyczną ilustrację na okładce. Głównie dlatego, że jej twórca raczej nie wiedział co robi. Ani diabelska gęba, zajmująca jej większą część, ani postać na niej przestawiona, nie przypominają wykreowanych przez Kennetha B. Andersena. Reszta to standard dla wydawnictwa Jaguar: miękka oprawa, duża czcionka tekstu.
Określenie na okładce, mówiące, że dzieło zostało napisane przez duńskiego króla fantastyki, jest mocno krzywdzące dla jego kolegów z fachu. Porównanie do osiągnięcia młodego czarodzieja, też wydaje się mocno przesadzone. Obie wzmianki to raczej tergiwersacja marketingowa niż rzeczywista prawda. Nie zmienia to jednak faktu, że po tom warto sięgnąć.