piątek, 17 listopada 2017

"Dziadek do orzechów" - E.T.A. Hoffman

Postać Dziadka do Orzechów nie jest obca nikomu. Człowieczek z malutkim tułowiem, o ogromnej głowie, którego zadaniem jest otwieranie orzechów. Jednakże, niewiele osób wie skąd się wziął. Teraz ma sposobność to zmienić.

Ernst Theodor Amadeus Hoffmann - niemiecki poeta, pisarz epoki romantyzmu. Także prawnik, kompozytor, krytyk muzyczny, rysownik i karykaturzysta. Jeden z prekursorów fantastyki grozy (tzw. weird-fiction), który wywarł ogromny wpływ na takich twórców jak: Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft, Gustav Meyrink czy Stefan Grabiński.

Jest Wigilia. Siedmioletnia Klara i jej braciszek Fred czekają na świąteczne prezenty. Jak zawsze najwspanialszy dostaną od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, ich chrzestnego ojca; w tym roku jest to wspaniały zamek z poruszającymi się figurkami. Jednak dzieci wolą inne zabawki od mechanicznych cudów skonstruowanych przez sędziego, którymi nie można się tak po prostu bawić: Klara dostaje nowe lalki i śliczną sukienkę, Fred pułk ołowianych huzarów oraz konia na biegunach. Pod choinką jest jeszcze jeden prezent – dziadek do orzechów, w postaci małego człowieczka o dużej głowie i cienkich, krótkich nóżkach; włożenie do jego ust orzecha i pociągnięcie za drewniany płaszczyk powoduje rozłupanie skorupki. Figurka, mimo że brzydka, bardzo przypada do serca Klarze, jej więc zostaje oddana pod opiekę…
 
Książka, utrzymana w fantastycznej konwencji, opowiada o przygodach małej Klary w świecie, w którym zabawki ożywają, a księciem ich królestwa zostaje tytułowy Dziadek do Orzechów.

Dnia dwudziestego czwartego grudnia dzieciom pana radcy nie wolno zaglądać do salonu ani do przyległego pokoju. Fred i Klara siedzą więc skuleni w najbardziej oddalonym kąciku mieszkania. Robi im się nieswojo, w momencie, jak zmierzch już zapada, a świateł, jak to się zwykle działo w dniu wigilii, nie wniesiono. Fred zwierza się szeptem swojej siedmioletniej siostrzyczce, że już od rana nasłuchiwał dobiegających z zamkniętych pokojów szmerów i lekkiego pukania, a ciemna postać, która przed chwilą przemknęła przez sień, to na pewno ojciec chrzestny. Ojciec chrzestny Freda i Klary, sędzia Droselmajer, nie stanowi pięknego mężczyznę. Niska, chuda postać, twarz ma pooraną głębokimi zmarszczkami, a prawe oko zasłonięte wielkim czarnym plastrem. Na domiar złego zupełnie nie ma włosów i pragnąc to zataić, nosi śliczną, kunsztownie wykonaną białą perukę ze szkła. Mimo takich braków stanowi on jednak niesamowitego człowieka. Bowiem, doskonale zna się na zegarach, a nawet sam umie je sporządzać. Jeżeli się zdarza, że jeden z pięknych zegarów w mieszkaniu pana radcy nie może dać głosu, ojciec chrzestny zdejmuje szklaną perukę oraz żółty surducik i zasiada, owiązany niebieskim fartuchem, po czym pogrąża ostre narzędzia we wnętrznościach zegara i majstruje tam tak długo, że aż małą Klarę boli. Ojciec chrzestny jednak jeszcze ani razu, nie zrobił swemu pacjentowi nic złego. Przeciwnie, po tych zabiegach zegar powraca do swoich obowiązków, mrucząc z zadowoleniem. Ilekroć ojciec chrzestny przychodzi, przynosi dzieciom w kieszeni coś ładnego: zabawnego człowieczka, potrafiącego przewracać oczami i kłaniającego się uprzejmie, szkatułkę, z której wyskakiwał ptaszek, lub inne cuda. Na Boże Narodzenie zaś przynosi zawsze niepowtarzalne podarunki, z wielkim trudem i staraniem własnoręcznie sporządzone, Jednak dzieci  niedługo się nimi cieszą, bo rodzice wkrótce zabierają im je na przechowanie. Dlatego też Fred i Klara wolą te zabawki, które dostają od tatusia i mamusi; bo pozwala się im z nimi robić, to co im się podoba. Teraz, też dzieci wiedzą, że rodzice nakupili dla nich mnóstwo podarunków i teraz ustawiają je w salonie, im zaś nie pozostaje nic innego, jak grzecznie i spokojnie oczekiwać tego, co im w darze przypadnie. Prędko zapada zmierzch. Fred i Klara, mocno przytuleni do siebie, nie śmieją nic powiedzieć. W tej samej chwili drzwi nagle otwierają się i taki blask wpada z wielkiego salonu, że dzieci, jak wmurowane stoją na progu.  Wielka choinka, stojąca pośrodku pokoju, obwieszona została mnóstwem jabłek, a ze wszystkich gałązek zwisają na kształt pąków i kwiatów migdały z cukru, kolorowe cukierki i wiele inne słodkości. Ale najbardziej zdumiewają dzieci niezliczone świeczki, które jak gwiazdki błyszczą wśród gałęzi choinki. Drzewko, rozsiewając blask dokoła, wprost zaprasza, do zbierania kwiatów i owoców. Naokoło drzewka otoczenie jaśnieje wspaniałymi barwami. Klara spostrzega śliczne laleczki i sukienkę z kolorowymi wstążeczkami, która wisi na wieszadle w ten sposób, że dziewczynka może ją ze wszystkich stron dokładnie obejrzeć. Fred w tej samej chwili raz po raz galopuje dokoła stołu, próbując nowego kasztanka. Potem ogląda pułk huzarów. Pięknie odziani w czerwone i złote umundurowania, siedzą na koniach. Ochłonąwszy już trochę z podniecenia, Fred i Klara chcą obejrzeć książki z obrazkami. Leżą one otwarte na stole w ten sposób, że widać śliczne kwiatki i bogate stroje ludzi, a nawet wesoło bawiące się dzieci, namalowane tak świetnie, że sprawiają wrażenie istniejących naprawdę. Jednakże, teraz nadszedł czas na podarunek od ojca chrzestnego. Prezent stoi na stole pod ścianą. Zamek z lustrzanymi szybami i złotymi wieżami. Nagle rozlega się dźwięk dzwonków, drzwi i okna otwierają się i widać, jak w środku spacerują maleńkie zgrabne ludziki: panowie w kapeluszach z piórami, panie z długimi trenami u sukien. W środkowej sali, która zdaje się cała stać w płomieniach, bo tak wiele świeczek pali się w srebrnych żyrandolach, tańczą dzieci w takt dzwonków. Jakiś pan w szmaragdowym płaszczu co chwila wygląda przez okno, macha ręką i znika znowu. I sam ojciec chrzestny, niewiele większy od dużego palca tatusia, zjawia się od czasu do czasu na dole w drzwiach zamku i znowu wchodzi do środka. Klara tak długo nie chce odejść od stołu gwiazdkowego, że znajduje coś, czego do tej chwili nikt nie dostrzegł. Pod drzewem, znajduje się człowieczek. Stoi on spokojnie i skromnie, oczekując na swoją kolej. Można wprawdzie dużo zarzucić jego figurze, bo długi tułów nie harmonizuje się z cienkimi i krótkimi nóżkami, a głowę ma o wiele za duża. Ale te braki wynagradza eleganckie ubranie. Człowieczek ma na sobie śliczną fiołkową kurtkę huzarską z licznymi białymi sznurami i guzikami, spodnie tego samego koloru, a buciki piękniejsze niż te, które mogą zdobić nogi studenta, a nawet oficera. Tak dobrze są dopasowane do delikatnych nóżek, jak namalowane. Z ramion zwisa mu wąski płaszcz, z drewna, a na głowie ma czapkę górniczą. Klara, przyglądając się uważnie miłemu człowieczkowi, którego polubiła od razu, spostrzega, że na jego obliczu maluje się wielka dobroć. Jasnozielone, trochę wyłupiaste oczka pełne są przyjaźni i radości. Dodaje mu wdzięku starannie uczesana broda z białej bawełny, okalająca podbródek, a czerwone usta uśmiechają się łagodnie. Zadaniem tego człowieczka jest dzielnie pracować dla nich wszystkich. Ma on otwierać łupinki orzechów. Wszakże, pochodzi on z rodu Dziadków do Orzechów i trudni się nadal zawodem swoich przodków. Dziewczynka nie posiada się z radości, na wieść, że to właśnie jej zostaje powierzona ochrona małego człowieczka.  Klara bierze Dziadka do Orzechów, rozkazuje mu gnieść orzeski, ale wkłada mu do ust, te najmniejsze, żeby człowieczek nie musiał otwierać za szeroko buzi. Niedługo potem, Fred nudzi się manewrami i konną jazdą, podbiega  i śmieje się serdecznie z zabawnego małego człowieczka. Fred wkłada mu do ust największe i najtwardsze z orzechów, aż niespodziewanie Dziadek do Orzechów traci z ust swoje uzębienie. Fred śmieje się z nieszczęśnika do rozpuku, ale Klara zbiera ząbki Dziadka do Orzechów, owiązuje mu podbródek ładną białą wstążką, odczepioną od sukienki, i jeszcze staranniej zawija w chusteczkę biednego małego człowieczka, bardzo bladego ze strachu. I tak rozpoczęła się niesamowita podróż, będąca początkiem jeszcze niesamowitszej miłości.

Świat Dziadka do Orzechów obfituje w łąki przecudnie pachnące i świecące miliardami iskier. Dochodzą z nich najsłodsze zapachy. Ciemną zieleń rozświetla tysiączne ogników. W ich blasku widać złote i srebrne owoce wiszące na barwnych ogonkach oraz pnie i gałęzie drzew, przystrojone we wstążki i bukiety kwiatów jak szczęśliwi narzeczeni lub radośni, weselni goście. Gałązki i listeczki szumią w powiewach zefiru pełnego woni pomarańcz. Mieszkają wśród nich mali pasterze w towarzystwie maleńkich pasterek. Ale można tam też znaleźć panów i panie w strojach do polowań. Każde z ludzi tak delikatne i białe, że wyglądają jak z najczystszego cukru. Znajdują się tam także małe miasteczka składające się z domów kolorowych i zupełnie przezroczystych, co wygląda prześlicznie. Zamieszkują je bardzo mili ludzie. Choć zdarzają się też rozdrażnieni, bo cierpią stale na silne bóle zębów.  

Dawniej, do książek dla dzieci, podchodziło się ździebko inaczej. Pamiętam, że mnie każdego wieczora, a nawet popołudniami, w czasie nieudolnego starania się o zmuszenie mnie do drzemki, tuliła do snu twórczość Jacoba i Wilhelma Grimm, Charles'a Perrault, Hansa Christiana Andersena, Jeana de La Fontaine, Giambattista Basile, Carlo Gozzi, Oscara Wilde. Wtenczas szczególnie królowała bajka "Dzielny ołowiany żołnierzyk", autorstwa Hansa Christiana Andersena. Ilustracja każdej książki prezentowała się barwnie, pięknie, wręcz magicznie. Dziś, większość dzieł dla najmłodszego grona obiorców, rządzi jedna zasada. Fabuła książki ma się prezentować prosto, jak najłatwiej do zrozumienia. Znowuż, ilustracje banalnie, a najlepiej zbliżone do takich, jakie dziecko samo potrafi namalować. Większość jest nudna i sztampowa. "Dziadek do orzechów", autorstwa E.T.A. Hoffmana, to miła odskocznia. Twórczości autora nie brak urzekającego wdzięku i czaru, a znajdzie się w niej nawet nieco groteski. Sama publikacja, też sprawia wiele radości. Jednakże, pierw o fabule. Księżniczka Pirlipata, piękna od chwili narodzin. Wzbudza podziw całego dworu, Mimo to, królową trapi niepokój. Powodem niepokoju matki księżniczki, okazuje się klątwa rzucona przez Mysibabę, królową pałacowych szkodników, które król kazał pozabijać. Mimo środków ostrożności, Mysibabie udaje się dostać do księżniczki i zamienić ją w paskudną istotę o dużej, bezkształtnej głowie i wielkich ustach, podobną do drewnianego dziadka do orzechów. Nadworny astrolog po żmudnych badaniach układów gwiazd orzeka, że jedynym lekarstwem jest zjedzenie przez Pirlipatę orzecha Krakatuka, rozłupanego przez młodzieńca, nie golącego się i nie noszącego butów; musi on dodatkowo, po wręczeniu orzecha księżniczce, wykonać siedem kroków w tył bez żadnego potknięcia. Król nakazuje astrologowi i zegarmistrzowi, pod karą śmierci, udać się na poszukiwania orzecha Krakatuka. Długotrwałe poszukiwania, w końcu dają rezultat. Pirlipacie zostaje przywrócona anielska uroda. Jednakże, nie dla każdego, ta historia ma miłe zakończenie. Wszakże, młodzieniec uratował księżniczkę, ale sam podzielił los, jakim niedawno ta została obarczona. Od tamtego czasu dźwiga swe brzemię, aż komuś uda się z niego je zdjąć. Narratora stanowi sam E.T.A. Hoffman, często zwracając się bezpośrednio do osóbki zapoznającej się z jego dziełem. Przewodnią bohaterką jest siedmioletnia Klara. Mała dama nie może narzekać na niedostatek zabawek i słodkości. W raz z bratem Fredem jest wręcz rozpieszczana przez rodziców. Jednakże, to nie robi z niej rozpuszczonego dziecka. Przeciwnie. Będąc w posiadaniu tak wielu lalek, na swojego ulubienica bierze właśnie Dziadka do Orzechów. Wzbudza to duże zainteresowanie ojca chrzestnego dzieci. Od tamtego momentu, ta tajemnicza i dziwna postać, często pojawia się blisko dziewczęcia. Sam Dziadek do Orzechów w każdą noc, posiada zdolności do ruchu, a nawet mówienia. To szarmancki dżentelmen, któremu nie brak odwagi. Wraz ze swoimi pomocnikami,  jak zapada wszechogarniająca ciemność, powstaje do walki z Królem Myszy. Zresztą nie on jeden. Sama Klara, również musi wiele poświecić, jeżeli chce osiągnąć triumf, nad uzurpatorem. Nie ciężko polubić małą bohaterkę. Choć trzeba wspomnieć, że momentami staje się nużąca. Jeżeli chodzi o samego ojca chrzestnego, to w pewnej chwili odbiorca już wie, że coś więcej chowa się za postacią. Jednak największe zamiłowanie budzi sam Dziadek do Orzechów, a nienawiść władca szkodników .Jednakowoż, to nie świetnie nakreślone postaci, są sednem powieści E.T.A. Hoffmana. Jest nim opowieść, o nieszczęściu, które spotkało Dziadka do Orzechów. Niesamowicie zapada ono w pamięć.  I jest częścią świata, z jakiego pochodzi ta postać. Świata pełnego Łąk Cukrowych, Bram Łakomczuchów, Lasów Gwiazdkowych, Potoków Pomarańczowych, Rzek Limoniadowych. Naprawdę magicznego. Mimo swojej doskonałości, twórczość E.T.A. Hoffmana nie pozostaje pozbawiona wad. I to właśnie zaczarowana część książki stanowi problem. Otóż, nie do końca jest zrozumiałe, na jakiej zasadzie Klara i Dziadek do Orzechów się do niego dostają. Autor nie rozwinął tej kwestii. Szkoda, bo to ważna chwila dla całej historii. Zresztą, to nie jedno stanowiące tajemnicę zagadnienie. Nie są one problemem, jeżeli wie się, iż całość to jeden wielki sen. Jednakże to będzie wiedziała osoba dorosła, dzieci, szczególnie najmłodsze, traktujące rzecz dosadnie, będą potrzebować przewodnika.

Wizualnie książka sprawia wrażenie starej. Okładka została obłożona materiałem. Morze nie sprawia to, że książka jest miła dla rąk, ale robi wrażenie drogocennej. W środku, niemalże każdą stronę ozdabia czarno-biała ilustracja, która doskonale oddaje czas historii.

"Dziadek do Orzechów", autorstwa E.T.A. Hoffmana, to świetna opowieść. Genialna w swej prostocie, a jednak magiczna i ponadczasowa. Nieco też mroczna i brutalna. Jednakże, nie ma co się oszukiwać. Jeżeli, drogi rodzicu, pragniesz zainteresować swoje dziecko książkami, musisz zaoferować mu takie, które będą konkurować z kreskówkami. Książki pozbawione kontrastów, nie będą tego potrafić. Dzieła dawnych autorów, na pewno takie będą, a szczególnie omawiana publikacja.

Dziękuję wydawnictwu MG za egzemplarz recenzencki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz