Postać
Dziadka do Orzechów nie jest obca nikomu. Człowieczek z malutkim
tułowiem, o ogromnej głowie, którego zadaniem jest otwieranie orzechów.
Jednakże, niewiele osób wie skąd się wziął. Teraz ma sposobność to
zmienić.
Ernst Theodor Amadeus Hoffmann - niemiecki
poeta, pisarz epoki romantyzmu. Także prawnik, kompozytor, krytyk
muzyczny, rysownik i karykaturzysta. Jeden z prekursorów fantastyki
grozy (tzw. weird-fiction), który wywarł ogromny wpływ na takich twórców
jak: Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft, Gustav Meyrink czy
Stefan Grabiński.
Jest Wigilia. Siedmioletnia Klara i jej
braciszek Fred czekają na świąteczne prezenty. Jak zawsze najwspanialszy
dostaną od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, ich
chrzestnego ojca; w tym roku jest to wspaniały zamek z poruszającymi się
figurkami. Jednak dzieci wolą inne zabawki od mechanicznych cudów
skonstruowanych przez sędziego, którymi nie można się tak po prostu
bawić: Klara dostaje nowe lalki i śliczną sukienkę, Fred pułk ołowianych
huzarów oraz konia na biegunach. Pod choinką jest jeszcze jeden prezent
– dziadek do orzechów, w postaci małego człowieczka o dużej głowie i
cienkich, krótkich nóżkach; włożenie do jego ust orzecha i pociągnięcie
za drewniany płaszczyk powoduje rozłupanie skorupki. Figurka, mimo że
brzydka, bardzo przypada do serca Klarze, jej więc zostaje oddana pod
opiekę…
Książka, utrzymana w fantastycznej
konwencji, opowiada o przygodach małej Klary w świecie, w którym zabawki
ożywają, a księciem ich królestwa zostaje tytułowy Dziadek do Orzechów.
Dnia
dwudziestego czwartego grudnia dzieciom pana radcy nie wolno zaglądać
do
salonu ani do przyległego pokoju. Fred i Klara siedzą więc skuleni w
najbardziej oddalonym kąciku mieszkania. Robi im się nieswojo, w
momencie, jak zmierzch już zapada, a świateł, jak to się zwykle działo w
dniu wigilii, nie wniesiono. Fred zwierza się szeptem swojej
siedmioletniej siostrzyczce, że już od rana nasłuchiwał dobiegających z
zamkniętych pokojów szmerów i lekkiego pukania, a ciemna postać, która
przed chwilą przemknęła przez sień, to na pewno ojciec chrzestny. Ojciec
chrzestny Freda i Klary, sędzia Droselmajer, nie stanowi pięknego
mężczyznę. Niska, chuda postać, twarz ma pooraną głębokimi
zmarszczkami, a prawe oko zasłonięte wielkim czarnym plastrem. Na domiar
złego zupełnie nie ma włosów i pragnąc to zataić, nosi śliczną,
kunsztownie wykonaną białą perukę ze szkła. Mimo takich braków stanowi
on jednak niesamowitego człowieka. Bowiem, doskonale zna się na
zegarach, a nawet sam umie je sporządzać. Jeżeli się zdarza, że jeden z
pięknych zegarów w mieszkaniu pana radcy nie może dać głosu, ojciec
chrzestny zdejmuje szklaną perukę oraz żółty surducik i zasiada,
owiązany niebieskim fartuchem, po czym pogrąża ostre narzędzia we
wnętrznościach zegara i majstruje tam tak długo, że aż małą Klarę boli.
Ojciec chrzestny jednak jeszcze ani razu, nie zrobił swemu pacjentowi
nic złego. Przeciwnie, po tych zabiegach zegar powraca do swoich
obowiązków, mrucząc z zadowoleniem. Ilekroć ojciec chrzestny
przychodzi, przynosi dzieciom w kieszeni coś ładnego:
zabawnego człowieczka, potrafiącego przewracać oczami i kłaniającego się
uprzejmie, szkatułkę, z której wyskakiwał ptaszek, lub inne cuda. Na
Boże Narodzenie zaś przynosi zawsze niepowtarzalne podarunki, z wielkim
trudem i staraniem własnoręcznie sporządzone, Jednak dzieci niedługo
się nimi cieszą, bo rodzice wkrótce zabierają im je na przechowanie.
Dlatego też Fred i Klara wolą te zabawki, które dostają od tatusia i
mamusi; bo pozwala się im z nimi robić, to co im się podoba.
Teraz, też dzieci wiedzą, że rodzice nakupili dla nich mnóstwo
podarunków i teraz ustawiają je w salonie, im zaś nie pozostaje nic
innego, jak grzecznie i spokojnie oczekiwać tego, co im w darze
przypadnie. Prędko zapada zmierzch. Fred i Klara, mocno przytuleni do
siebie, nie śmieją nic powiedzieć. W tej samej chwili drzwi nagle
otwierają się i taki blask wpada z wielkiego salonu, że dzieci, jak
wmurowane stoją na progu. Wielka choinka, stojąca pośrodku pokoju,
obwieszona została mnóstwem jabłek, a ze wszystkich gałązek zwisają na
kształt pąków i kwiatów migdały z cukru, kolorowe cukierki i wiele inne
słodkości. Ale najbardziej zdumiewają dzieci niezliczone świeczki, które
jak gwiazdki błyszczą wśród gałęzi choinki. Drzewko, rozsiewając blask
dokoła, wprost zaprasza,
do zbierania kwiatów i owoców. Naokoło drzewka otoczenie jaśnieje
wspaniałymi barwami. Klara spostrzega śliczne laleczki i sukienkę z
kolorowymi wstążeczkami, która wisi na wieszadle w ten sposób, że
dziewczynka może ją ze wszystkich stron dokładnie obejrzeć. Fred w tej
samej chwili raz po raz galopuje dokoła stołu, próbując
nowego kasztanka. Potem ogląda pułk huzarów. Pięknie odziani w
czerwone i złote umundurowania, siedzą na
koniach. Ochłonąwszy już trochę z podniecenia, Fred i Klara chcą
obejrzeć książki z obrazkami. Leżą one otwarte na stole w ten sposób, że
widać śliczne kwiatki i bogate stroje ludzi, a nawet wesoło bawiące się
dzieci, namalowane tak świetnie, że sprawiają wrażenie istniejących
naprawdę. Jednakże, teraz nadszedł czas na podarunek od ojca
chrzestnego. Prezent stoi na stole pod ścianą. Zamek z lustrzanymi
szybami i złotymi wieżami. Nagle rozlega się dźwięk
dzwonków, drzwi i okna otwierają się i widać, jak w środku spacerują
maleńkie zgrabne ludziki: panowie w kapeluszach z piórami, panie z
długimi trenami u sukien. W środkowej sali, która zdaje się cała stać
w płomieniach, bo tak wiele świeczek pali się w srebrnych żyrandolach,
tańczą dzieci w takt dzwonków. Jakiś pan w szmaragdowym płaszczu co chwila
wygląda przez okno, macha ręką i znika znowu. I sam ojciec chrzestny,
niewiele większy od dużego palca tatusia, zjawia się od czasu do czasu
na dole w drzwiach zamku i znowu wchodzi do środka. Klara tak długo nie
chce odejść od stołu gwiazdkowego, że znajduje coś, czego do tej chwili
nikt nie dostrzegł.
Pod drzewem, znajduje się człowieczek. Stoi on spokojnie i skromnie,
oczekując na swoją kolej. Można wprawdzie dużo zarzucić jego figurze, bo
długi tułów nie harmonizuje się z cienkimi i krótkimi nóżkami, a głowę
ma o wiele za duża. Ale te braki wynagradza eleganckie ubranie.
Człowieczek ma na sobie śliczną fiołkową kurtkę huzarską z licznymi
białymi sznurami i guzikami, spodnie tego samego koloru, a buciki
piękniejsze niż te, które mogą zdobić nogi studenta, a nawet oficera.
Tak dobrze są dopasowane do delikatnych nóżek, jak namalowane. Z ramion
zwisa mu wąski płaszcz, z drewna, a na głowie ma czapkę górniczą. Klara,
przyglądając się uważnie miłemu człowieczkowi, którego polubiła od
razu, spostrzega, że na jego obliczu maluje się wielka dobroć.
Jasnozielone, trochę wyłupiaste oczka pełne są przyjaźni i radości.
Dodaje mu wdzięku starannie uczesana broda z białej bawełny, okalająca
podbródek, a czerwone usta uśmiechają się łagodnie. Zadaniem tego
człowieczka jest dzielnie pracować dla nich wszystkich. Ma on otwierać
łupinki orzechów. Wszakże, pochodzi on z rodu Dziadków do Orzechów i
trudni się nadal zawodem swoich przodków. Dziewczynka nie posiada się z
radości, na wieść, że to właśnie jej zostaje powierzona ochrona małego
człowieczka. Klara bierze Dziadka do Orzechów, rozkazuje mu gnieść
orzeski, ale wkłada mu do ust, te najmniejsze, żeby człowieczek nie
musiał otwierać za szeroko buzi. Niedługo potem, Fred nudzi się
manewrami
i konną jazdą, podbiega i śmieje się serdecznie z zabawnego małego
człowieczka. Fred wkłada mu do ust największe i najtwardsze z orzechów,
aż niespodziewanie Dziadek do Orzechów traci z ust swoje uzębienie. Fred
śmieje się z nieszczęśnika do rozpuku, ale Klara zbiera ząbki Dziadka do
Orzechów, owiązuje mu podbródek ładną białą wstążką, odczepioną od
sukienki, i jeszcze staranniej zawija w chusteczkę biednego małego
człowieczka, bardzo bladego ze strachu. I tak rozpoczęła się niesamowita
podróż, będąca początkiem jeszcze niesamowitszej miłości.
Świat Dziadka do Orzechów obfituje w łąki przecudnie
pachnące i świecące miliardami iskier. Dochodzą z nich najsłodsze
zapachy. Ciemną zieleń rozświetla tysiączne ogników. W ich blasku widać
złote i srebrne owoce wiszące na barwnych ogonkach oraz pnie i gałęzie
drzew, przystrojone we wstążki i bukiety kwiatów jak szczęśliwi
narzeczeni lub radośni, weselni goście. Gałązki i listeczki szumią w
powiewach zefiru pełnego woni pomarańcz.
Mieszkają wśród nich mali pasterze w towarzystwie maleńkich pasterek.
Ale można tam też znaleźć panów i panie w strojach do polowań. Każde z
ludzi tak delikatne i białe, że wyglądają jak z najczystszego cukru. Znajdują
się tam także małe miasteczka składające się z domów kolorowych i
zupełnie przezroczystych, co wygląda prześlicznie. Zamieszkują je bardzo mili ludzie. Choć zdarzają się też rozdrażnieni, bo cierpią stale na silne bóle zębów.
Dawniej,
do książek dla dzieci, podchodziło się ździebko inaczej. Pamiętam, że
mnie każdego wieczora, a nawet popołudniami, w czasie nieudolnego
starania się o zmuszenie mnie do drzemki, tuliła do snu twórczość Jacoba i Wilhelma Grimm, Charles'a Perrault, Hansa Christiana Andersena, Jeana de La Fontaine, Giambattista Basile, Carlo Gozzi, Oscara Wilde. Wtenczas szczególnie królowała bajka "Dzielny ołowiany żołnierzyk", autorstwa Hansa Christiana Andersena. Ilustracja każdej książki prezentowała się barwnie,
pięknie, wręcz magicznie. Dziś,
większość dzieł dla najmłodszego grona obiorców, rządzi jedna zasada.
Fabuła książki ma się prezentować prosto, jak najłatwiej do zrozumienia.
Znowuż, ilustracje banalnie, a najlepiej zbliżone do takich, jakie
dziecko samo potrafi namalować. Większość jest nudna i sztampowa. "Dziadek
do orzechów", autorstwa E.T.A. Hoffmana, to miła odskocznia. Twórczości
autora nie brak urzekającego wdzięku i czaru, a znajdzie się w niej
nawet nieco groteski. Sama publikacja, też sprawia wiele radości.
Jednakże, pierw o fabule. Księżniczka
Pirlipata, piękna od chwili narodzin. Wzbudza podziw całego dworu, Mimo
to, królową trapi niepokój. Powodem niepokoju matki księżniczki,
okazuje się klątwa rzucona przez
Mysibabę, królową pałacowych szkodników, które król kazał pozabijać.
Mimo środków ostrożności, Mysibabie udaje się dostać do
księżniczki i zamienić ją w paskudną istotę o dużej, bezkształtnej
głowie i wielkich ustach, podobną do drewnianego dziadka do orzechów.
Nadworny astrolog po żmudnych badaniach układów gwiazd orzeka, że
jedynym lekarstwem jest zjedzenie przez Pirlipatę orzecha Krakatuka,
rozłupanego przez młodzieńca, nie golącego się i nie noszącego butów;
musi on dodatkowo, po wręczeniu orzecha księżniczce, wykonać
siedem kroków w tył bez żadnego potknięcia. Król nakazuje astrologowi i
zegarmistrzowi, pod karą śmierci, udać się na poszukiwania orzecha
Krakatuka. Długotrwałe
poszukiwania, w końcu dają rezultat. Pirlipacie
zostaje przywrócona anielska uroda. Jednakże, nie dla każdego, ta
historia ma miłe zakończenie. Wszakże, młodzieniec uratował
księżniczkę, ale sam podzielił los, jakim niedawno ta została obarczona.
Od tamtego czasu dźwiga swe brzemię, aż komuś uda się z niego je zdjąć. Narratora
stanowi sam E.T.A. Hoffman, często zwracając się bezpośrednio do osóbki
zapoznającej się z jego dziełem. Przewodnią bohaterką jest
siedmioletnia Klara. Mała dama nie może narzekać na niedostatek zabawek i
słodkości. W raz z bratem Fredem jest wręcz rozpieszczana
przez rodziców. Jednakże, to nie robi z niej rozpuszczonego dziecka.
Przeciwnie. Będąc w posiadaniu tak wielu lalek, na swojego ulubienica
bierze właśnie Dziadka do Orzechów. Wzbudza
to duże zainteresowanie ojca chrzestnego dzieci. Od tamtego momentu, ta
tajemnicza i dziwna postać, często pojawia się blisko dziewczęcia. Sam
Dziadek do Orzechów w każdą noc, posiada zdolności do ruchu, a nawet
mówienia. To szarmancki dżentelmen, któremu nie brak odwagi. Wraz ze
swoimi pomocnikami, jak zapada wszechogarniająca ciemność, powstaje do
walki z Królem Myszy. Zresztą nie on jeden. Sama Klara, również musi wiele poświecić, jeżeli chce osiągnąć triumf, nad uzurpatorem. Nie
ciężko polubić małą bohaterkę. Choć trzeba wspomnieć, że momentami
staje się nużąca. Jeżeli chodzi o samego ojca chrzestnego, to w pewnej
chwili odbiorca już wie, że coś więcej chowa się za postacią. Jednak
największe zamiłowanie budzi sam Dziadek do Orzechów, a nienawiść władca szkodników .Jednakowoż,
to nie świetnie nakreślone postaci, są sednem powieści E.T.A. Hoffmana.
Jest nim opowieść, o nieszczęściu, które spotkało Dziadka do Orzechów.
Niesamowicie zapada ono w pamięć. I jest częścią świata, z jakiego
pochodzi ta postać. Świata pełnego Łąk Cukrowych, Bram Łakomczuchów,
Lasów Gwiazdkowych, Potoków Pomarańczowych, Rzek Limoniadowych. Naprawdę
magicznego. Mimo
swojej doskonałości, twórczość E.T.A. Hoffmana nie pozostaje pozbawiona
wad. I to właśnie zaczarowana część książki stanowi problem. Otóż, nie
do końca jest zrozumiałe, na jakiej zasadzie Klara i Dziadek do Orzechów
się do niego dostają. Autor nie rozwinął tej kwestii. Szkoda, bo to
ważna chwila dla całej historii. Zresztą, to nie jedno stanowiące
tajemnicę zagadnienie. Nie są one problemem, jeżeli wie się, iż
całość to jeden wielki sen. Jednakże to będzie wiedziała osoba dorosła,
dzieci, szczególnie najmłodsze, traktujące rzecz dosadnie, będą
potrzebować przewodnika.
Wizualnie książka sprawia wrażenie starej. Okładka została obłożona materiałem. Morze nie sprawia to, że książka jest miła dla rąk, ale robi wrażenie drogocennej. W środku, niemalże każdą stronę ozdabia czarno-biała ilustracja, która doskonale oddaje czas historii.
"Dziadek do Orzechów", autorstwa E.T.A. Hoffmana, to świetna opowieść. Genialna w swej prostocie, a jednak magiczna i ponadczasowa. Nieco też mroczna i brutalna. Jednakże, nie ma co się oszukiwać. Jeżeli, drogi rodzicu, pragniesz zainteresować swoje dziecko książkami, musisz zaoferować mu takie, które będą konkurować z kreskówkami. Książki pozbawione kontrastów, nie będą tego potrafić. Dzieła dawnych autorów, na pewno takie będą, a szczególnie omawiana publikacja.
Dziękuję wydawnictwu MG za egzemplarz recenzencki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz