niedziela, 7 lutego 2021

"Mam na imię Jutro" - Damian Dibben

Czy ktoś może kochać bardziej niż pies? "Mam na imię Jutro" to książka brytyjskiego autora, Damiana Dibbena.
 
Damian Dibben - brytyjski pisarz znany przede wszystkim z  powieści dla młodzieży, cyklu "Strażnicy historii" na którym odcisnęła swoje piętno fascynacja autora historią starożytną, archeologią i  kosmosem. Jako scenarzysta był współtwórcą m.in. "Upiora w  operze". Jest także autorem własnego scenariusza "Seventh Heaven', który wkrótce ma wejść do produkcji. Damian Dibben jest zakochany w Londynie, gdzie mieszka wraz ze swoimi najwierniejszy mi przyjaciółmi, psami Alim i Dudleyem.
 
Ten, kto decyduje się na posiadanie psów, straci ich wiele w swoim życiu. Ja byłem psem, który stracił wielu ludzi.

Wenecja. Zimowa noc 1815 roku. 217-letni pies szuka swojego zagubionego pana.
 
Tak zaczyna się przygoda Jutra, który na przestrzeni wieków przemierza świat w poszukiwaniu człowieka, który uczynił go nieśmiertelnym. Jego łapy niestrudzenie przebiegają pola bitew i królewskie dwory. A jego historia jest opowieścią o lojalności i determinacji, przyjaźni (zarówno ze zwierzętami, jak i z ludźmi), miłości (tej jednej, jedynej), podziwie (dla ludzkich talentów) i rozpaczy (z powodu ich nieumiejętności życia w pokoju).

Na samotnego psa czyhają wielkie niebezpieczeństwa, a pewien odwieczny wróg pragnie jego zguby. Musi jak najszybciej odnaleźć swojego pana, inaczej utraci go na zawsze. Bierze więc udział w szalonym wyścigu z czasem, by u jego kresu poznać ludzkość od podszewki i okrutną cenę nieśmiertelności.

Barwny portret ludzkości na przestrzeni wieków. Niesamowita i wciągająca bez reszty opowieść o odwadze i poświęceniu oraz nierozerwalnej – silniejszej niż czas – więzi między dwiema duszami.
W serii "Strażnicy historii" debiutanckim dziele Damiana Dibbena, wraz z nastoletnimi bohaterami, odbiorca powieści podróżował przez wieki, zwiedzając miejsca znane mu zaledwie z kart książek do historii. Dzieło skierowane do młodszego grona odbiorców dostarczało wielu interesujących informacji, a na pewno było o wiele ciekawsze, niż przeciętne lekcje historii w szkole. "Mam na imię Jutro", najnowsza powieść Damiana Dibbena, to zupełnie odmienne dzieło, które zawiedzie osoby spodziewające się wrażeń, jakie towarzyszyły im w poprzednich książkach autora.
 
Przez pierwsze trzydzieści lat, czyli od szczenięcych czasów psa, czworonóg i jego właściciel podróżowali między różnymi krajami. Najpierw odwiedzili Elsynor, potem Londyn, Pragę, Paryż i Madryt. On pracował głównie jako lekarz, choć często pełnił też inne funkcje, miał bowiem liczne talenty i zainteresowania, od astronomii, przez inżynierię, po naukę o roślinach. W tym okresie zawsze mieszkali co najmniej wygodnie, a często wręcz luksusowo. Wszystko się zmieniło w Amsterdamie. Właśnie wówczas właściciel psa postanowił być lekarzem na polu bitwy. Pokutować. Przez długie lata jeździli za armiami, szukali wojny, której w tamtych czasach nigdy nie brakowało, i leczyli chorych, na ciele i na umyśle. Była to naprawdę wyczerpująca praca, która odciskała na nich swe piętno. Charakter psa, jak również jego pana, powoli ulegał zmianie. Stawali się coraz bardziej pragmatyczni i coraz mniej radośni. Oczywiście ich los nie składał się wówczas zaledwie z trudnych, przygnębiających dni. Po pierwsze, między kolejnymi bitwami mogło upłynąć nawet kilka lat, a po drugie, co jakiś czas właściciel psa robił sobie przerwę i opuszczali szlak wędrujących armii. Zazwyczaj wracali wówczas do jednego z dworów, na których mieszkali wcześniej, gdzie właściciel zwierzęcia starał się o zatrudnienie, po części dla pieniędzy, po części dla uzupełnienia zapasów, ale również, by choć przez chwilę pławić się w blasku chwały dawnych czasów. Zdarzało się, że całkowicie rezygnował z pracy, a wówczas razem ruszali na spacer. Tak właśnie wyglądała wówczas ich codzienność. Pewnego dnia jednak dobiegła ona końca. Pies i jego właściciel zostali rozdzieleni.  Po wielu latach oczekiwania na powrót swojego przyjaciela pies postanawia spróbować go odnaleźć. W swoich poszukiwaniach nie jest sam. Na krok nie odstępuje go bezpański czworonóg, a także  demon z przeszłości, ich prześladowca, człowiek, który odebrał mu jego właściciela. 
 
W 1337 roku Francesco Petrarca, jeden z pierwszych poetów pochodzący z Italii, wymyśla pojęcie „wieki ciemne” na określenie ostatnich osiemset lat historii człowieka i przepowiada nową epokę. W 1347 roku ma miejsce  jedna z największych epidemii w dziejach ludzkości, panująca w XIV-wiecznej Europie. W 1418 roku florencki rzeźbiarz, architekt i inżynier tworzący w epoce quattrocenta, jeden z pionierów renesansowej architektury, Filippo Brunelleschi projektuje zbudowaną na planie regularnego ośmioboku kopułę katedry we Florencji. W 1426 roku Cenni di Pepo zapoczątkowuje nowy styl w malarstwie. W 1439 roku Johannes Gutenberg,  niemiecki rzemieślnik, złotnik i drukarz, staje się twórcą pierwszej przemysłowej metody druku na świecie. W 1453 roku wojska Imperium Osmańskiego zajmują Konstantynopol. Zdobycie miasta oraz śmierć ostatniego cesarza bizantyjskiego pociągają za sobą ostateczny upadek Cesarstwa wschodniorzymskiego. W 1486 roku Leonardo da Vinci otrzymuje zlecenie na namalowanie ścienne przedstawiające Ostatnią Wieczerzę, wykonane w refektarzu klasztoru dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie. W 1492 roku włoski żeglarz, podróżnik i nawigator, tercjarz franciszkański, Krzysztof Kolumb dopływa do Ameryki. W 1496 roku  malarz włoski epoki renesansu, syn Jacopa Belliniego, Giovanni Bellini przedstawia słynny wenecki plac w obrazie Procesja na placu św. Marka. W 1504 roku włoski rzeźbiarz, malarz, poeta i architekt epoki odrodzenia Michał Anioł, kończy rzeźbić Dawida Donatella. W 1543  roku polski polihistor: prawnik, urzędnik, dyplomata, lekarz i niższy duchowny katolicki, doktor prawa kanonicznego, zajmujący się również astronomią i astrologią, matematyką, ekonomią, strategią wojskową, kartografią i filologią. Mikołaj Kopernik publikuje przełomowe dzieło o obrotach sfer niebieskich. W 1580 roku angielski korsarz Francis Drake z sukcesem zakańcza trwającą trzeci rok podróż dookoła świata. W 1599 roku angielski poeta, dramaturg, aktor, powszechnie uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy literatury angielskiej oraz reformatorów teatru William Szekspir, pisze Hamleta. W 1603 roku syn Henryka Stuarta i Marii I Stuart, królowej Szkocji, córki króla Jakuba V Stuarta, zostaje pierwszym królem Anglii z dynastii Stuartów. Takich zdarzeń w historii świta, doświadczyli  pies i jego właściciel, a jeszcze wiele przed nimi.

Książka "Mam na imię Jutro", której autorem jest Damian Dibben, to historia opowiadana z punktu widzenia psa. Ale nie takiego zwyczajnego psa, bo obdarzonego darem nieśmiertelności. Jutro, bo właśnie tak ma na imię przewodni bohater, co odbiorca dowiaduje się z polskiej wersji okładki, niż samego tekstu, przez wiele lat czekał na powrót swojego również nieśmiertelnego właściciela. Pewnego dnia, zrozumiawszy, że ten z jakiegoś powodu nie może powróci, postanawia go odszukać. W poszukiwaniach pomaga mu druh w niedoli, również bezpański pies Sporco  w czasach, jak był jeszcze szczeniakiem, jego sierść mieniła się złotem, ale po latach, które spędził na ulicy, stała się zlepiona i brudna. Chociaż jest o połowę mniejszy od Jutra, ma niezwykle duże, dziwnie sterczące uszy, z których wyrastają kępki sierści. Jest zaniedbany i śmierdzi kanałami, lecz cienkie czarne linie wokół oczu nadają mu aurę arabskiej tajemniczości. I uśmiecha się, zawsze tak jak dawniej Jutro. Dodatkowo ich oponentem jest tajemniczy człowiek, jaki zdaje się mieć wiele wspólnego z właścicielem psa. Jeżeli sądzicie, że jest to powieść o wierności, spełnianiu marzeń, braterstwu, zwyciężaniu dobra nad złem, a całość jest okraszona przełomowymi w historii ludzkości zdarzeniami, to poniekąd macie racje, ale nie do końca. "Mam na imię Jutro", autorstwa Damiana Dibbena, to historia o dwóch zbłąkanych duszach, samotności, ale też świecie, a raczej jego oszukańczej naturze, pięknie i bezsensowności, która każe ludziom i zwierzętom rodzić się po to, by cierpieli, by z wiekiem znosili coraz większy ból, zmierzając prosto ku śmierci. To nie jest historia dla dzieci. Co najmniej nie z powodu powagi kwestii, jakie autor w niej porusza, a raczej z powodu tego, jak to robi. Otóż, choć dziełu pisarza nie brakuje mądrości, a także skłania on nim do wielu refleksji, to jednocześnie posiada ono dużo niepotrzebnych nawiązań do seksu, a także wszelakiej brutalności, które monnetami są wręcz niesmaczne. Ponadto, mimo że historia ma miejsce na przełomie dwustu sześćdziesięciu sześciu lat, opisane w niej zdarzenia i miejsca, to zaledwie wzmianki. Damian Dibben bardziej skupia swoją opowieść na wspomnieniach przewodniego bohatera, jego relacji z właścicielem i tajemniczym jegomościem, a także ich próbach wspólnego ponownego  odnalezienia. I choć pióro autora powieści jest lekkie, niesprawiające problemów w trakcie zapoznawania się z jego dziełem, to trudno omawianą pozycję nazwać przyjemną w odbiorze. 
 
Stwierdzenie do jakich konkretnie rąk powinna trafić książka "Mam na imię Jutro", którą napisał Damian Dibben, jest praktycznie niemożliwe. Osowiali bohaterowie, prosta fabuła, zdarzenia historyczne będące zaledwie tłem, nawiązania do niestosownych dla młodego umysłu treści  sprawiają, że książki nie można określić mianem literatury młodzieżowej, a dorosłego odbiorcę będzie  po prostu nudzić.
 

6 komentarzy:

  1. Tę książkę od dawna planuję przeczytać.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam dość różne opinie na temat tej książki, jednak mam ją na półce i na pewno ją przeczytam, żeby wyrobić sobie o niej zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń