W każdym bohaterze książki można odnaleźć pewnego rodzaju pozytywne cechy, jeżeli ich jednak nie ma, to zawsze da się wyegzekwować tłumaczenie jego zachowania. Czy jednak jesteście tego całkowicie pewni? Otóż "Smutna historia braci Grossbart" - Jesse'ego Bullingtona, która spotkała się z różnymi kontrowersyjnymi opiniami czytelników, udowadnia nam, że postacie w powieści mogą toczyć walki zła ze złem i niszczyć każdą szansę na dobro oraz nadzieję.
O samym Jessem Bullington udało mi się dowiedzieć niewiele. Zauważyłam jednak, że poprzednie osoby, które recenzowały tę pozycję przede mną, również nie wniosły żadnych innych wzmianek o pisarzu niż te podane nam na wstępie pozycji. Tak więc, autor jest kompletną niewiadomą lub osobą, której dzieło przeczytało niewielu. Z zawiłej przedmowy, dołączonej do tomu, udało mi się jedynie wyciągnąć informacje dotyczące tego, iż przedstawiana historia nie jest wymysłem autora książki, a zbiorem materiałów połączonych w możliwie chronologiczną powieść, której wzmianki miały miejsce w różnych kulturach średniowiecza.
Jest rok 1364. W Europie panuje dżuma oraz strach, smutek i zapach śmierci, który zaraza pozostawia po swoim odejściu. Wsie i miasta często istnieją jedynie jako grobowce. Stworzenia żywiące się ludzkim strachem, czarownice i demony swobodnie poruszają się w świetle dnia, nie rozpoznawane wśród nieszczęśliwego ludu.
Mrok, który spowił ziemię, nie jest jednak problemem dla dwóch braci. Heglowi i Manfriedowi Grossbartom śmierć wiele razy zaglądała w oczy, oni sami często odganiali ją z powiek zmarłym, otwierając ich miejsca spoczynków. Teraz, bracia postanawiają zmienić swój los, ruszają do Giptu, do tamtejszych grobów, a ich krwawa ekspedycja poniesie wiele ofiar. Grossbartowie będą niczym osobliwa zaraza, jednak każdemu, nawet najokrutniejszym mordercom pisana jest śmierć, którą ta dwójka tak szczodrze dzieli.
Ich śladami, nieodłącznie, podąża człowiek, któremu ci dwaj dranie zabili całą rodzinę. Heinrich nie spocznie, zanim sprawiedliwości nie stanie się zadość. Wieśniak podczas swojej, niemalże morderczej eskapady, pozna kilku wrogów braci, z którymi chętnie zwiąże siły w wspólnej zemście.
Bliźniaczy bracia Grossbart nie wykazują wrażenia inteligentnych, ani urokliwych. Dwóch barczystych mężczyzn, noszących ślady po każdej stoczonej walce, to tak naprawdę brutalni, wulgarni i zapatrzeni w siebie idioci. Konwersacje z nimi zazwyczaj kończą się kłótniami oraz nigdy nie wychodzą poza temat Boga i Maryi, którą ci mają za miłującą każdego dziewicę z wielkimi piersiami. Egipt, który jest celem Hegla i Manfrieda, zwany jest przez nich Giptem, co świadczy o tym, że bracia nie mieli zbyt wielkiej wiedzy na temat świata, a już na pewno miejsca, do którego zmierzali. Zajmujący się okradaniem grobów, co można nazwać rodzinną profesją przechodzącą z ojca na syna, mordowaniem, mężczyźni nie preferują gwałtu i współżycia, co nie przeszkadza im w bolesnym zadawaniu cierpienia dzieciom oraz kobietom. Obaj więc są parą nikomu nie potrzebnych śmierci. Heinrich, ich wróg, którego pozostawili przy życiu zaraz po tym jak kazali mu patrzeć na śmierć żony, córek i pierworodnego, ściga ich do skrajnego wyczerpania. Tym człowiekiem, który w jedną noc stracił wszystko, kieruje jedynie nienawiść i bezwzględność. W porządku wydaje się być jedynie Mnich, który przez pewien okres podróży towarzyszy Grossbartom. Oczywiście przywiązanie do tej postaci jest pobieżne i chwilowe, tak samo jak do wszystkich innych. Autor z każdego bohatera, którego napotykają Hegl i Manfried robi zwyrodnialca lub ofiarę.
Aby przybliżyć świat, w którym odbywają się przygody książki, należy cofnąć karty historii. Wiek XIV n.e to oczywiście okres Średniowiecza. Europa pogrążona w walce z dżumą, zmagająca się z władzą Kościoła coraz bardziej podupada w swojej skrajności. Szarość i smutek towarzyszy ubogiemu środowisku "Smutnej historii braci Grossbart".
Styl Jesse'ego Bullingtona nie napawa czytelnika podziwem. Autor pisze bardzo zawile, często jedno zdanie trzeba przeczytać kilka razy aby zrozumieć jego głębszy sens. Momentami znowu miałam wrażenie, że piszący schyla się ku powieściom dla młodzieży, zmieniając słownictwo na lżejsze i przyjemniejsze. Podobnie jest z dialogami, nie dość, że są czasem charakterystyczne dla tego wieku, to potem znowu wyglądają jak wyciągnięte z naszego świata, to dodatkowo dominują w nich przekleństwa i antypatia do niemalże wszystkiego. W opisach walk nie potrafiłam się odnaleźć, gdyż były dla mnie zbyt pomieszane, często też odnosiłam wrażenie, że postaci robią to samo po kroćset. Krajobraz z ilustrowany przez twórcę? Również nie ma wiele do omówienia, gdyż wszystko wygląda tak samo, czyli gołe płaty ziemi z rzadko posadzonymi drzewami. Liczyłam na dodatkową różnorodność w miastach, jednak i tam się zawiodłam. Pan Bullington bardzo oszczędza na środkach, jeżeli chodzi o kreowanie świata i umilanie czytelnikowi lektury.
"Smutna historia braci Grossbart" nie jest ciągłą powieścią, a jedynie epizodami z przygód Hegla i Manfrieda. Oznacza to, że w jednej chwili bracia są w lesie, w drugiej zaś na łące, a czytelnik dowiaduje się jedynie, że minął tydzień czasu. Autor w taki sposób przeskakuje również miedzy postaciami, często oddalonymi od siebie. Tak więc trudno orientować się w minionym czasie. Na to nawet można by zmrużyć oko, gdyby nie fakt, że niektóre sceny są niesamowicie obrzydliwe. Trudno wytrzymać, kiedy czyta się o Heglu uprawiającym przymuszony seks z pomarszczoną, garbatą wiedźmą, tak jak wtedy, kiedy Henrich spija mleko z piersi tej samej kobiety.
Na odwrocie okładki tomu możemy przeczytać ostrzeżenie wydawcy, które mówi nam, że tom zawiera wulgaryzmy i brutalne sceny. Teraz, jako że jestem już po lekturze, której dotarcie do zakończenia nie było takie proste, muszę przyznać, że ostrzeżenie jest słuszne, ale nie odzwierciedla ono brutalizmu zawartego w treści.
Ta ciekawie zapowiadająca się fabuła okazała się tak naprawdę nudna i niezbyt rozbudowana. Po niesatysfakcjonującym czasie spędzonym przed lekturą, pozostała mi jedynie interesująca dwuznaczna okładka, która pewnie okazyjnie będzie wyglądać na półce pośród innych pozycji, czy jednak jest to powód aby pozostawić tom przy sobie? Raczej nie.
Sama mogę polecić "Smutną historię braci Grossbart" - Jesse'ego Bullingtona jedynie osobom, które uważają się za wyjadaczy powieści osadzonych w średniowiecznym okresie lub tym, które poszukują naprawdę mocno krwawych przygód bez większego sensu i celu.
Jest rok 1364. W Europie panuje dżuma oraz strach, smutek i zapach śmierci, który zaraza pozostawia po swoim odejściu. Wsie i miasta często istnieją jedynie jako grobowce. Stworzenia żywiące się ludzkim strachem, czarownice i demony swobodnie poruszają się w świetle dnia, nie rozpoznawane wśród nieszczęśliwego ludu.
Mrok, który spowił ziemię, nie jest jednak problemem dla dwóch braci. Heglowi i Manfriedowi Grossbartom śmierć wiele razy zaglądała w oczy, oni sami często odganiali ją z powiek zmarłym, otwierając ich miejsca spoczynków. Teraz, bracia postanawiają zmienić swój los, ruszają do Giptu, do tamtejszych grobów, a ich krwawa ekspedycja poniesie wiele ofiar. Grossbartowie będą niczym osobliwa zaraza, jednak każdemu, nawet najokrutniejszym mordercom pisana jest śmierć, którą ta dwójka tak szczodrze dzieli.
Ich śladami, nieodłącznie, podąża człowiek, któremu ci dwaj dranie zabili całą rodzinę. Heinrich nie spocznie, zanim sprawiedliwości nie stanie się zadość. Wieśniak podczas swojej, niemalże morderczej eskapady, pozna kilku wrogów braci, z którymi chętnie zwiąże siły w wspólnej zemście.
Bliźniaczy bracia Grossbart nie wykazują wrażenia inteligentnych, ani urokliwych. Dwóch barczystych mężczyzn, noszących ślady po każdej stoczonej walce, to tak naprawdę brutalni, wulgarni i zapatrzeni w siebie idioci. Konwersacje z nimi zazwyczaj kończą się kłótniami oraz nigdy nie wychodzą poza temat Boga i Maryi, którą ci mają za miłującą każdego dziewicę z wielkimi piersiami. Egipt, który jest celem Hegla i Manfrieda, zwany jest przez nich Giptem, co świadczy o tym, że bracia nie mieli zbyt wielkiej wiedzy na temat świata, a już na pewno miejsca, do którego zmierzali. Zajmujący się okradaniem grobów, co można nazwać rodzinną profesją przechodzącą z ojca na syna, mordowaniem, mężczyźni nie preferują gwałtu i współżycia, co nie przeszkadza im w bolesnym zadawaniu cierpienia dzieciom oraz kobietom. Obaj więc są parą nikomu nie potrzebnych śmierci. Heinrich, ich wróg, którego pozostawili przy życiu zaraz po tym jak kazali mu patrzeć na śmierć żony, córek i pierworodnego, ściga ich do skrajnego wyczerpania. Tym człowiekiem, który w jedną noc stracił wszystko, kieruje jedynie nienawiść i bezwzględność. W porządku wydaje się być jedynie Mnich, który przez pewien okres podróży towarzyszy Grossbartom. Oczywiście przywiązanie do tej postaci jest pobieżne i chwilowe, tak samo jak do wszystkich innych. Autor z każdego bohatera, którego napotykają Hegl i Manfried robi zwyrodnialca lub ofiarę.
Aby przybliżyć świat, w którym odbywają się przygody książki, należy cofnąć karty historii. Wiek XIV n.e to oczywiście okres Średniowiecza. Europa pogrążona w walce z dżumą, zmagająca się z władzą Kościoła coraz bardziej podupada w swojej skrajności. Szarość i smutek towarzyszy ubogiemu środowisku "Smutnej historii braci Grossbart".
Styl Jesse'ego Bullingtona nie napawa czytelnika podziwem. Autor pisze bardzo zawile, często jedno zdanie trzeba przeczytać kilka razy aby zrozumieć jego głębszy sens. Momentami znowu miałam wrażenie, że piszący schyla się ku powieściom dla młodzieży, zmieniając słownictwo na lżejsze i przyjemniejsze. Podobnie jest z dialogami, nie dość, że są czasem charakterystyczne dla tego wieku, to potem znowu wyglądają jak wyciągnięte z naszego świata, to dodatkowo dominują w nich przekleństwa i antypatia do niemalże wszystkiego. W opisach walk nie potrafiłam się odnaleźć, gdyż były dla mnie zbyt pomieszane, często też odnosiłam wrażenie, że postaci robią to samo po kroćset. Krajobraz z ilustrowany przez twórcę? Również nie ma wiele do omówienia, gdyż wszystko wygląda tak samo, czyli gołe płaty ziemi z rzadko posadzonymi drzewami. Liczyłam na dodatkową różnorodność w miastach, jednak i tam się zawiodłam. Pan Bullington bardzo oszczędza na środkach, jeżeli chodzi o kreowanie świata i umilanie czytelnikowi lektury.
"Smutna historia braci Grossbart" nie jest ciągłą powieścią, a jedynie epizodami z przygód Hegla i Manfrieda. Oznacza to, że w jednej chwili bracia są w lesie, w drugiej zaś na łące, a czytelnik dowiaduje się jedynie, że minął tydzień czasu. Autor w taki sposób przeskakuje również miedzy postaciami, często oddalonymi od siebie. Tak więc trudno orientować się w minionym czasie. Na to nawet można by zmrużyć oko, gdyby nie fakt, że niektóre sceny są niesamowicie obrzydliwe. Trudno wytrzymać, kiedy czyta się o Heglu uprawiającym przymuszony seks z pomarszczoną, garbatą wiedźmą, tak jak wtedy, kiedy Henrich spija mleko z piersi tej samej kobiety.
Na odwrocie okładki tomu możemy przeczytać ostrzeżenie wydawcy, które mówi nam, że tom zawiera wulgaryzmy i brutalne sceny. Teraz, jako że jestem już po lekturze, której dotarcie do zakończenia nie było takie proste, muszę przyznać, że ostrzeżenie jest słuszne, ale nie odzwierciedla ono brutalizmu zawartego w treści.
Ta ciekawie zapowiadająca się fabuła okazała się tak naprawdę nudna i niezbyt rozbudowana. Po niesatysfakcjonującym czasie spędzonym przed lekturą, pozostała mi jedynie interesująca dwuznaczna okładka, która pewnie okazyjnie będzie wyglądać na półce pośród innych pozycji, czy jednak jest to powód aby pozostawić tom przy sobie? Raczej nie.
Sama mogę polecić "Smutną historię braci Grossbart" - Jesse'ego Bullingtona jedynie osobom, które uważają się za wyjadaczy powieści osadzonych w średniowiecznym okresie lub tym, które poszukują naprawdę mocno krwawych przygód bez większego sensu i celu.