poniedziałek, 18 marca 2013

"Cykl Inkwizytorski: Miecz Aniołów" - Jacek Piekara

"Miecz Aniołów" - Jacka Piekary to trzeci tom cyklu o niesamowitych przygodach Mordimera Madderdina, a jednocześnie zamknięcie pewnego rozdziału z życia głównego bohatera. Choć audiobook nadal pozostaje doskonałym zamiennikiem książki, tym razem można zauważyć pewną ważną różnicę między obiema wersjami.

Jacek Piekara to polski pisarz fantasy i dziennikarz czasopism o grach komputerowych takich jak: "Świat Gier Komputerowych", "Gambler", "Click!", "GameRanking", w których tworzył pod pseudonimem: Randall. Był także redaktorem naczelnym czasopisma "Fantasy".

Janusz Zadura to polski aktor dubbingowy i dziennikarz. Absolwent Wydziału Aktorskiego PWST w Warszawie. Pracował w licznych stacjach radiowych i TV. Był komentatorem sportowym TVP. 
 
Poeci, dramaturdzy oraz aktorzy z okazji corocznych jasełek wymyślają coraz to zmyślniejsze metody na zadowolenie publiczności, co prowadzi jedynie do tego, że z roku na rok są coraz słabsi. I nie rozchodzi się o przyjmowane przez nich metody, podczas których można skazać na publiczne okaleczenie oraz śmierć skazańca. Rozchodzi się raczej o autentyczność ich przedstawień w stosunku do minionej rzeczywistości. Kiedyś, za najdrobniejszy błąd, nadzorujący przedstawienie, czasem również nieszczęsny aktor, zostawał skazany na śmierć. I choć biskupia kancelaria dalej rygorystycznie sprawdza każdego kandydata chcącego wystawiać jasełka, nie jest to już to samo co kiedyś. Mordimer Madderdin nigdy zbytnio nie interesował się, a tym bardziej nie ingerował w sztukę, to też nigdy nie spodziewał się, że będzie zamieszany w sprawę związaną z nią. Obejrzenie zwykłej próby znajomego mistrza, przerodziło się w śledzenie porywaczy dziewczyny, która brała udział w próbach, gwałtem na niej oraz zarobieniem kilku siniaków i jedną raną, która mogła okazać się ostatnią. Mimo wszystko, inkwizytor Świętego Officjum przekonał się po raz kolejny, że pozory często bywają mylące.

W Stolpen Mordimer Madderdin i Kostuch mieli być jedynie przejazdem, niestety, ku niezadowoleniu tego drugiego ich krótki postój zamienił się w kolejną sprawę do rozwikłania. Problemem tego miasteczka był ghul, a przynajmniej ktoś kto się za niego podawał. Z pozoru prosta sprawa biednego, wykopującego zwłoki i utrzymującego chorą żonę człowieka, zamieniła się w skomplikowane śledztwo. Podczas niego Mordimer musiał po raz kolejny pokazać swoją bezwzględność, brak współczucia oraz wyrozumiałości. Musiał również zmierzyć się z dość uciążliwym i specyficznym katem o dwóch obliczach. 
  
Mordimer Madderdin, Kostuch, Pierwszy i Drugi kolejny raz w drodze, oddaleni od Hezu, ponownie wpadają w kłopoty. Tym razem spokojną i płynną podróż przerywają im krzyki wznoszące się pośród drzew. Mordimer od razu wiedział co się święci, a jego zadaniem jako inkwizytora było zareagowanie na tą nieprzyjemną sytuację. Wieśniacy z pobliskiej wioski postanowili nie zgłaszać podejrzenia o czarnoksięstwo, tylko sami ogłosić wyrok i go wykonać. Od momentu, kiedy czwórka podróżnych zobaczyła całą sytuację, była zobowiązana ją wyjaśnić, a to oczywiście doprowadziło ich do większego bałaganu niż na początku się spodziewali. Podsumowując: Mordimer Madderdin raz jeszcze dowiedział się, jak mylące potrafią być pozory oraz zwykłe zrządzenia losu. 

Nie często zdarza się, że winowajca sam przychodzi do osoby odpowiedzialnej za skazanie go. Ba! To się nie zdarza nigdy! A jednak, pełną milczenia i skupienia modlitwę Mordimera Madderdina przerwał człowiek o takich właśnie zamiarach. Casimirus Neuschalk, były doktor teologii cesarskiego uniwersytetu, zadarł z siłami, których nie powinien poznawać i w skutek których przyzwał do siebie demona. Teraz, przestraszony o swoje życie i zdrowie, pragnie dostać się do Amszilas. Inkwizytor wie, że na miejscu nie czeka jego rozmówcę nic dobrego i on sam również zdaje się o tym wiedzieć, to jednak nie powstrzymuje jego błagań. Oczywiście Mordimer zgadza się na pomoc, choć z oporem. Ciekawy co wyniknie z sytuacji, rusza z mężczyzną do klasztoru. Jego podróż będzie okupiona kilkoma nieprzespanymi nocami, w czasie którym będzie miał okazję porozmawiać z przyzwanym przez Casimirusa demonem, jednak to nie wszystko co na niego czeka. 

To nie było ostatnie zlecenie dla Mordimera Madderdina, jednak ono zmieniło wszystko. To przez nie na jaw wyszła prawda o nim samym i to z ust jego stróża, który zaraz potem ostrzegł, że już nigdy nie przybędzie mu na ratunek. Od tego momentu wszystko miało być o wiele, wiele trudniejsze. A zaczęło się, jak zawsze, zwyczajnie. W prawdzie prowadzenie śledztwa z powodu źle złożonych zeznań przez torturowanych heretyków, pijanego kata i umierających świadków, to nie do końca broszka należąca do inkwizytora, ale kiedy biskup Hez-hezronu karze, sługa wykonać rozkaz musi. Kroczek po kroczku, Mordimer zbliżał się do rozwikłania tajemniczego śledztwa, aż udało mu się rozwiązać sprawę. Niestety, nie tego się spodziewał.

W każdym tomie jego autor ukazuje głównego bohatera w innym świetle, tak więc i w tym Mordimer Madderdin zadziwia zmiennością swojego charakteru, który kształtuje się odpowiednio do danej sytuacji. Zazwyczaj szorstki, zimny i bezwzględny, w tej części dominuje jako postać litościwa, jednakże często żądna zemsty za krzywdy wyrządzone słabszym. Mimo tych szlachetnych cech, zdarza się, że inkwizytor nie rozumie czcigodnych powódek, którymi kierują się inni. Jeżeli chodzi o Pierwszego i Drugiego to nie występują oni w tej części zbyt często, aby można było powiedzieć, że się zmienili. Kostuch stał się może bardziej dowcipny, jednak oprócz tego jest to ta sama hałastra, którą byli wcześniej. 

Świat także wcale się nie zmienił. Jest to dalej ta sama rzeczywistość, w której Jezus Chrystus zszedł z krzyża i ukarał swych prześladowców, a potem założył Państwo Jezusowe, wpływami obejmujące z grubsza terytorium ówczesnego Imperium Rzymskiego. W tym świecie nadal podstawowymi zasadami religii chrześcijańskiej nie są wybaczenie czy litość, ale najważniejsze stało się ukaranie grzeszników. Bez zmian. 

W "Mieczu Aniołów" Jacek Piekara nie zmienia swojego stylu pisania, jednak uwydatnia stworzony przez siebie świat. W tym tomie życie jego głównego bohatera jest jeszcze bardziej przepełnione demoniczną magią oraz czarownicami. Przedstawiając to całe zło wcielone autor nie posługuje się niczym, co dotychczas można było znaleźć w książkach fantasy, a od wydania tomu minęło już siedem lat. Wyjątkiem jest jedno opowiadanie, które przypomina bajkę o "Jasiu i Małgosi" -  Wilhelma Karla Grimma,  Jacoba Ludwiga Karla Grimma. Jest to jednak jedynie bardziej mroczna i rozbudowana dobranocka dla nieco większych dzieci. 

Rola Mordimera Madderdina nadal jest stworzona dla Janusza Zadury. Mężczyzna w tym tomie szczególnie ukazuje swój talent do zmieniania tonacji głosu. Najbardziej to słyszeć, kiedy słuchający dochodzi do momentu, gdy w rolę pewnego wesołego kata wchodzi główny bohater. Niemożliwe jest aby odbiorca nie uśmiechnął się, choćby raz. 

"Cykl Inkwizytorski: Miecz Aniołów" - Jacka Piekary został pozyskany w formie pliku, specjalnie do napisania tej recenzji, więc jakiekolwiek ocenienie wyglądu produktu, który widnieje na sklepowych półkach jest niemożliwe. Porównaniu można jednak poddać zawartość audiobooka do wersji książkowej, która niestety prezentuje się lepiej. Problem nagrania tkwi w tym, że nie posiada ono przedmowy autora. W niej Jacek Piekara odpowiada na interesujące pytania oraz tłumaczy kilka rzeczy związanych z poszczególnymi fragmentami fabuły. Z niezrozumiałych powodów, nie zostało to udostępnione dla słuchających, a szkoda, bo dowiedzieć można się wiele.

"Młot na czarownice" był słabszy od pierwszego tomu, a ten trzeci, jest najsłabszą częścią z nich wszystkich. Może spowodował to fakt, że w fabule tej części najwięcej było samego Mordimera Madderdina, a może nie podeszły mi tak bardzo jego przygody, nie wiem, jednak przesłuchanie "Miecza Aniołów" było dla mnie jak dotychczas najtrudniejsze spośród wszystkich egzemplarzy. 

Zagorzali fani serii oraz jej autora mogą troszkę zawieść się z powodu małej, jednak ważnej, różnicy między oboma wydaniami. Tak więc, każdy musi sam zdecydować, które mu bardziej odpowiada.