niedziela, 6 października 2013

"Cykl Inkwizytorski: Ja, inkwizytor. Dotyk zła" - Jacek Piekara

Niewzruszeni wielbiciele zmagań Mordimera Madderdina, które w audiowizualizacjach przedstawia Janusz Zadura, powinni zostać zadowoleni, jak dotychczas ostatnią częścią tegoż kształtu. Populację słuchających, która spodziewała się czegoś specjalnego, może dotknąć rozczarowanie. W omawianej części jej twórca wcale nie zbliża się do spektakularnego rozwiązania całego cyklu, a jedynie oddala się od niego na jeszcze większą odległość.

Studiował psychologię i prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale został pisarzem fantastyki i dziennikarzem czasopism o grach komputerowych. Jacek Piekara debiutował na początku lat osiemdziesiątych na łamach miesięcznika "Fantastyka", obecnie znanego pod mianem "Nowa Fantastyka". Podczas swojego twórczego cwału napisał wiele dzieł, jednakże najczęściej wiąże się go z przygodami o Mordimerze Madderdinie. 

Janusz Zadura ukończył Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Polski aktor filmów i dubbingu, często jednoczony z charakterystycznymi postaciami animowanych kreskówek.

Jakże ciekawie krzyżują się ludzkie ścieżki. Pozornie spokojne małżeństwo, któremu nie doskwiera pukanie niedostatku do drzwi, prowadzi szczęśliwe życie, nikomu nie wadząc. Nagle, podczas spożywanego posiłku, żona prosi małżonka o podanie jej wina, a ten wciska jej twarz w obrus i zaczyna obkładać wieprzowym gnatem, do momentu zabicia ukochanej. Jednakże Mordimer Madderdin stał się świadkiem przeróżnych wydarzeń, więc w taką sytuację też potrafi uwierzyć. Z równą łatwością nie przychodzi to jego przyjacielowi, dzielącemu ciężar wspólnego fachu, Ottonowi Pleiss. To właśnie on prosi go o przeprowadzenie śledztwa w tejże sprawie, bo dać wiarę w winę ciemiężyciela, który jest jego kuzynem, nie może. Zważając na przyjaźń, albo raczej na zarobek, inkwizytor zgadza się przyjrzeć sprawie, która okazuje się inna niż przypuszczał. Na światło dzienne wychodzą skrywane tajemnice i przykrości, jednakowoż choć mroczne, mogą uratować kilku osobom życie. 

Nie długo po przykrych, ale bardzo pouczających wydarzeniach w Wittlich, Mordimer Madderdin wyrusza do innego zapomnianego przez możnych tegoż świata, miasteczka. Przyjeżdża do biednego Herzelei na własną prośbę, a wynikła ona z powodu ogólnego lenistwa, które panowało w placówce Świętego Officjum, do której w tamtej chwili należał. Cóż, lenistwo i tenże inkwizytor nie łączą się w duet, więc jego wyjazd  stamtąd musiał nadejść prędzej czy później, a sytuacja okazała się wyśmienita. Na nieszczęście sługi, następne wydarzenia, nie licząc kilku wspaniałych dni w dobrym towarzystwie, nie idą po jego myśli. Raz jeszcze inkwizytor przekonał się, że nie może on dla siebie przyskarbić szczęścia i miłości, bo przyprowadza ze sobą jedynie śmierć i ból.

Wieloletnie szkolenie, które przechodzą członkowie Świętego Officjum ma przygotować ich na to, co oferuje otaczająca rzeczywistość. Inkwizytor nie tylko musi umieć rozpoznawać herezję, ale również księgi z nią związane i inne nasienia zła. Nic, ani nikt nie jest jednak w stanie przygotować ich na wszystkie pułapki świata, z którego pochodzą godne potępienia istnienia. Mordimer Madderdin w późniejszej służbie wielokrotnie zapoznawał się z zjawiskami, o których lepiej nie wspominać nikomu, kto ich nie zaznał, co wiedział jako jeszcze niedoświadczony inkwizytor. Jednakże uczucia, jakich doznał podczas tychże spotkań, decyzje jakich podjął, odcisnęły na nim piętno na zawsze. Wczesne doświadczenie jakego doznał, ukształtowało jego późniejszą osobowość, a nie zawsze był człowiekiem nie zdolnym do okazywania uczuć i symptomów smutku.
 

Jezus Chrystus prosił swoich oprawców o rozwianie sprzed oczu mgieł spowijających ich jasność patrzenia i myślenia. Jednakże ci nie chcieli go słuchać. Męczennik pozwolił przykuć się do krzyża, ale widząc, że jego wrogowie nie zamierzają mu ulec dostrzec swoich grzechów, zszedł z niego nie okazując więcej łaski. Mieczem i ogniem potraktował niewiernych, pozostawiając po sobie ziemię uścieloną trupami. Po tych zdarzeniach, powołani do działania w imieniu Pana, inkwizytorzy pilnują ładu i porządku wśród pospólstwa, jak również ludzi zamożnych. Tępią wszelaką herezję oraz palą na stosach czarownice, ludzi opętanych przez demonie nasienia, ale często również mierzą się z samymi istotami spoza tego świata. Oczywiście, rzeczywista historia ludzkich dziejów zapamiętała to inaczej. Jezus Chrystus nie zszedł z krzyża, a umarł na nim i z martwych powstał trzeciego dnia po swoim pochówku. Znowuż Inkwizycja została powołana jako odpowiedź Kościoła katolickiego na szerzącą się w wielu regionach herezję. Swoimi działaniami, których ofiarami padła duża liczba niewinnych osób, przysposobiła sobie miano najbardziej kontrowersyjnego tematu z historii Kościoła katolickiego. 

Pisarz Jacek Piekara poczytuje się jako twórca, którego opowiadania często posiadają specyficzne pojęcia wiar, wartości oraz niezwykle dużą dozę brutalności. Mężczyzna również charakteryzuje się rozciągliwością twórczą, która odznacza się na przełomie serii wychodzących spod jego rąk. Wprost nie do przewidzenia jest to, czego będzie dotyczyła następna część z danego podtytułu. Zjawisko to ma szczególnie miejsce w "Cyklu Inkwizytorskim". Autor już dawno temu wprowadził do historii kilka zmian, które modernizowały wykreowaną przez niego rzeczywistość. Jednakowoż, zamiast kontynuować rozpoczętą ścieżkę w następnych opowiadaniach, skierował historię zupełnie na inną drogę. Toteż w "Ja, inkwizytor. Dotyk zła" przedstawione dwa opowiadania traktują o Mordimerze Madderdinie jako jeszcze młodziutkim inkwizytorze. Koncepcja ciekawa, ale błędem jest spodziewanie się zupełnie niedoświadczonego i zagubionego gołowąsa. Inkwizytor od swojego starszego odpowiednika różni się niewiele, ale pisarzowi pozwoliło to na wykreślenie z tekstu kilku zwrotów nawiązujących do jego przeszłości, wypowiadanych zawsze w korzystnej ku temu okazji, w każdej miniaturze. Oprócz braku wyuczonych już na pamięć mantr, nie ma więcej różnic od wcześniejszych historii. Schemat cały czas jest ten sam.  

Powielania wcześniej wykorzystywanych metod przedstawiania czytanego tekstu, nie można również odebrać Januszowi Zadurze. Trudno jednak uznawać to za wadę. Dziwną decyzją byłoby przybranie przez aktora innego sposobu czytania niż wszystkich poprzednich części. Powtarzalność w jego przypadku znajduje więc swoje uzasadnienie. Jego głos, od niskiego i chrapliwego, po cieniutki i piskliwy sprawdza się idealnie. Jak również nie nudzi, choć to już piąta odsłona nagrania audio z jego udziałem, jeżeli chodzi o tą serię.

Dotychczas zaledwie pierwsza część, z całej sekwencji audiobooków tego cyklu, została obdarowana możebną oprawą. Nie odzwierciedlała ona klimatu powieści, a raczej przypominała pozycję napisaną przez księdza, ale przynajmniej nie przedstawiała jedynie napisów na szarym tle. To zostało zastosowane w wszystkich kolejnych tomach, oprócz szóstego i siódmego. Świetnie prezentująca się wizualizacja "Ja, inkwizytor. Wieże do nieba" jest kontynuowana przez "Ja, inkwizytor. Dotyk zła". 

Rozumiem narzekania osób, które czekają na rozstrzygnięcie serii, bo sama często zastanawiam się jak długo autor będzie jeszcze ciągnąć ten wózek. Jednakże nie przeszkadza mi to tak bardzo jak niektórym. "Ja, inkwizytor. Dotyk zła" - Jacka Piekary przesłuchałam w nie całe dwa dni i bawiłam się świetnie. No właśnie, sęk tkwi w tym, że wszystkie opowiadania, z którymi dotychczas się zapoznałam, przesłuchałam, nie czytałam. Nie wiem, jak zareagowałabym na twórczość pisarza, gdybym musiała ją czytać, a nie słuchać czytania kogoś innego. Może też byłabym zmęczona, aczkolwiek wątpię aby robiło to różnicę, bo nie wszystkie wcześniejsze opowiadania mi się podobały. Ale może pewnego razu się przekonam. 

Warto przesłuchać audiobooka "Ja, inkwizytor. Dotyk zła" - Jacka Piekary. Osób, którym spodobała się poprzednia część, nie trzeba będzie zbytnio przekonywać, szczególnie, że Janusz Zadura jako Mordimer Madderdin spisał się raz jeszcze na szóstkę z plusem. Inna kwestia to fakt, że autor powraca do przeszłości inkwizytora i odchyla kurtynę z fragmentu jego dzieciństwa. To również może być powodem do sięgnięcia po pozycję. Niezwykłym, ale zawsze jakimś, szczególnie dla osób chwiejących się pomiędzy dokonaniem zakupu, a odpuszczeniem go sobie. Z drugiej ze stron, autor nie przedstawia niczego rewolucyjnego, więc sięgając po dzieło, należy pamiętać, że są to jedynie dwa wycięte z chronologii cyklu opowiadania osadzone w jego świecie. Nic szczególnego, ale rozrywka mimo to dobra.