"Kredziarz", debiutancki thriller, autorstwa C.J. Tudor. W mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu kryją się najbardziej fascynujące koszmary i tajemnice.
C.J. Tudor - pracowała jako copywriterka, prezenterka w telewizji i lektorka. Teraz całkowicie poświęca się pisaniu. Mieszka w Nottingham z partnerem i ich córką.
Rok 1986. Eddie i jego przyjaciele dorastają w sennym angielskim miasteczku. Spędzają czas, jeżdżąc na rowerach i szukając wrażeń. Porozumiewają się kodem: rysowanymi kredą ludzikami. Pewnego dnia jeden tajemniczy znak prowadzi ich do ludzkich zwłok. Od tej chwili wszystko zmienia się w ich życiu.
Trzydzieści lat później Eddie i jego przyjaciele dostają listy z wiadomością napisaną tajemniczym kodem z dawnych lat. Uważają, że to żart do momentu, gdy jeden z nich nie ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Do Eddiego dociera, że jedyną drogą do ocalenia siebie przed podobnym losem jest próba zrozumienia, co tak naprawdę stało się przed laty.
W rekomendacjach obiecuje się nam najlepszy rodzaj suspense’u, w którym teraźniejszość
doskonale współgra z reminiscencją. Interesujące
postaci. Zagadki, które nie pozostawią w nas niedosytu. Pełne zwrotów
akcji zdarzenia, które zaskoczą nawet najbardziej doświadczonego
odbiorcę. Takich opinii jest
mnóstwo, a wraz z poznaniem każdej następnej, rosną oczekiwania.
Oczekiwania, jakim autorka nie potrafi podołać. Choć porównanie jej
debiutu do "To", autorstwa Stephena Kinga i serialu "Stranger Things" Matta Duffera i Rossa Duffera, jest jak najbardziej trafne. Ale nie w takim sensie, jak możecie się spodziewać.
Eddie, Gav, Mickey, Hoppo, i Nicy, to dobrze prosperująca banda dwunastolatków. Ich paczka jest tak dobrze zgrana, bo żadne z nich nie ma normalnego domu. Prawie każde z nich ma też jakiś sekret. Eddie mieszka z rodzicami w wiktoriańskim domu, wiecznie zasłoniętym przez jakieś rusztowanie. Na piętrze ich mieszkania znajdują się co najmniej dwa pokoje z prześwitującym przez sufit niebem. Za nim rozciąga
się duże zarośnięte podwórko, przez jakie nikt nie może do końca
przebrnąć. Dom jest w trakcie remontu od chwili, w której się do niego
wprowadzili. Miało to miejsce niedługo po narodzinach Eddiego. Jego mama
jest pielęgniarką, która pomaga kobietom w opałach. Tata redaktorem bez
stałego etatu. Ponadto oboje nie są religijni. Gav w ich grupie jest najmłodszy. Jednak przerasta każde z nich o głowę, więc traktują go jak lidera. Nie sposób go obrazić, nic go nie obchodzi. Jego rodzicie są nadziani. Ponadto ma ogromną rodzinę, która rozpieszcza chłopaka. Mickey
to przyjaciel Gava. I choć też jest członkiem paczki, mało kto za nim
przepada. Jest w nim coś zimnego i szpetnego, jak aparat jaki nosi na
zębach. Ale nikogo to nie dziwi. Nikogo, kto zna jego brata. Hoppo jest najmilszą osobą. Lubi rozładowywać napięcia. Mama
Hoppa jest sprzątaczką. Często można ją spostrzec, jak jedzie swoim
samochodem, z bagażnikiem zapełnionym mopami i wiadrami. Nie
wiadomo, co się stało z jej mężem, ale zdaje się, że odszedł od nich.
Hoppo o nim nie wspomina. Ma jeszcze starszego brata, który
prawdopodobnie zaciągnął się do wojska. Finansowo to oni mają się
najgorzej. Nicky jest dziewczyną. Choć ze wszystkich sił starała się udawać, że jest inaczej.
Przeklina jak chłopak, wdrapuje się na drzewa jak chłopak i umie się
bić prawie jak chłopak. Ale wygląda jak dziewczyna. Bardzo ładna
dziewczyna o długich rudych włosach i bladej cerze posypanej drobnymi
brązowymi piegami. Zawsze
się spóźnia. Jej całą rodziną jest tata z powołaniem słania słowa
bożego. Powszechnie uważa się, że jej mam umarła, ale nikt nie wie, co
się tak naprawdę z nią stało. Spotkania całej piątki, zawsze mają miejsce w większość sobót. Odwiedzają się w domach albo chodzą na plac zabaw, czasem do lasu. Nie inaczej sprawa się miała teraz, w momencie jak rozpoczął się ich koszmar. Ale
ta sobota prezentowała się inaczej, bo rozstawiano wesołe miasteczko.
Gościło ono w parku nad rzeką co roku, ale teraz rodzice pozwolili im
pójść bez nich. Cóż,
jeśli porównać ich świat z śnieżną kulą ze szkła, to dzień w wesołym
miasteczku stanowił chwile, w jakiej ktoś nią mocno potrząsnął. Nawet
jak już piana zniknęła i płatki śniegu opadły, nic nie prezentowało się
tak samo. Nie do końca. Z zewnątrz mogło się zdawać, że nic się nie
zmieniło, ale patrząc od środka, zauważało się, że jest inaczej. Wiele
lat później, w momencie, jak żadne z nich nie chce roztrząsać
przeszłości, unika tematu, zdarzenia tamtego lata, powracają. Możliwe,
że właśnie nadszedł czas spojrzeć wstecz bez strachu i poczucia winy.
Jak
wiele małych miasteczek, na pierwszy rzut oka, Anderbury wygląda jak
wymarzone miejsce do zamieszkania. Mnóstwo w nim malowniczych
brukowanych uliczek i herbaciarni. Jest też katedra, która w lepszym
świecie pewnie byłaby
słynna. Dwa razy w tygodniu odbywa się targ, a liczne parki i nadrzeczne
deptaki zachęcają do długich spacerów. Samochodem można stamtąd prędko
dojechać do piaszczystych plaż Bournemouth i Parku Narodowego New
Forest. Ale
po bliższym poznaniu tamtejszych realiów okazuje się, że to tylko
turystyczny blichtr. Praca jest tam głównie sezonowa, a przez resztę roku
bezrobocie utrzymuje się na wysokim poziomie. Grupki znudzonych
nastolatków krążą wokół sklepów i włóczą się po parkach. Młodociane
matki pchają po ulicach wózki z rozkrzyczanymi dzieciakami. Te ostatnie
nie są niczym nowym, aczkolwiek wczesne macierzyństwo staje się coraz częstsze.
To
prawdopodobnie w przewodnich bohaterach, tak wiele osób doszukuje się
podobieństw do wcześniej wspomnianego "To", autorstwa Stephena Kinga, oraz serialu "Stranger Things" Matta Duffera i Rossa Duffera.
Nic dziwnego. Jeżeli choć jedno z dzieł nie jest wam obce, to z
łatwością spostrzeżecie pewne podobieństwa. Eddie cierpi na nałogowe zbieractwo i kleptomanie. Jeżeli coś mu się podoba, to sobie to bierze. Gav to dzieciak z bogatego domu i z nadwagą. Mickey posiada nieletniego przestępce za brata, co nie przeszkadza mu w czerpaniu z niego wzorcu. Hoppo najbardziej na świecie uwielbia swojego psa. Nicy musi znosić fanaberie ojca. Pobożnego chrześcijanina, a jednocześnie alkoholika znęcającego się nad własnym dzieckiem. Spędzają czas u siebie w domach, jeżdżą na rowerach, a nawet obrzucają się kamieniami z łobuzami. Kilkanaście
lat później ich codzienność prezentuje się różnie. Eddie naucza w
szkole. Nadal poprawia sobie nastrój zbieraniem przeróżnych przedmiotów,
a czasem też alkoholem. Gav jeździ na wózku inwalidzkim. Mickey robi
karierę w telewizji. Happo opiekuje się cierpiącą na demencję matką. Nicy
stara się zapomnieć o ojcu. Postaci
poboczne, składają się z rodziców protagonistów. I posiadają naprawdę
małe role do odegrania. Może poza Halloranem belfrem z przeszłości Eddiego. Z
wielkim talentem do szkicowania, zmagającym się z albinizmem. I
młodziutką Chloe, współlokatorką Eddiego z przyszłości, która z jakiegoś
powodu nie miała nic przeciwko zamieszkaniu z starym kawalerem. Pięcioro
dzieciaków na rowerach. Potem pięcioro dorosłych. Prawie każde z nich
ma swoje tajemnice. Poznajcie je głębiej, a napisana przez C.J. Tudor
historia przestanie mieć dla was jakiekolwiek zawiłości, zanim dobrze
się rozkręci. Może nawet już teraz wiecie, kto popełnił zbrodnie sprzed lat.
Jednakże to nie wszystko. Jeżeli chodzi o powód całego zła, które spadło tamtego lata na mieszkańców miasteczka, to odpowiadają za nie sami ludzie. Nie żadna tajemnicza istota, będąca odzwierciedleniem koszmarów albo stworzenie pochodzące z równoległego świata. Po prostu ludzie. Mściwi, pełni nienawiści i arogancji, chorobliwi ludzie z miasteczka Anderbury. Miejsca, w jakim sąsiedzi zaglądają sobie nawzajem przez okna do domów, ale w momencie, jak w jakiejś rodzinie dzieje się coś niepokojącego, nikt nie reaguje.
Zastanawiacie
się pewnie, jak C.J. Tudor udało się umieścić tak wiele postaci i
miejsc, na dodatek opisując ich przeszłość i teraźniejszość, w tak
niegrubej książce. Otóż wielowątkowość, której możecie się spodziewać,
nie istnieje. Zdarzenia, jakich są świadkami przewodni bohaterowie,
sprowadzają się zaledwie do Eddiego. To z jego punktu widzenia jest
napisana cała historia. Pierwszoosobowa narracja powoduje, że odbiorca z
powieścią zapoznaje się bezproblemowo, ale jednocześnie nie trudno
oprzeć się wrażeniu, że C.J. Tudor nie pozwoliła swojej postaci
dorosnąć. Punkt widzenia Eddiego, często prezentuje się bardzo naiwnie, a
sposób mówienia, brzmi nieadekwatnie w stosunku do jego późniejszego
wieku. Z tego powodu pragnie się poznać bliżej pozostałe postacie.
Ponieważ te po prostu prezentują się ciekawiej. Szczególnie,
że sam Kredziarz, to coś na pograniczu niewinnego żartu, któremu
pozwolono się nadmiernie rozrosnąć. Szkoda. Wszakże, samo słowo wzbudza
ciarki i łechcze imaginacje. To też, ostatecznie, wizja pisarki jest bardzo skromna. Śmiało mogła nadać jej większego rozmachu. Co prawda,
nieudolnie próbuje wodzić nas za nos, podkładając nam kolejne postaci,
jako potencjalnych morderców. Jednakże odpowiedź jest podana, jak na
dłoni. Zaledwie, powód zdarzeń, które następują po przewodnim
morderstwie i zdają się powiązane z nim, zaskakuje. I zarazem zawodzi. Cóż,
nie bez powodu od pewnego momentu ma się nieodparte wrażenie, że
pisarce bardzo zależało na pośpiesznym ukończeniu swojego dzieła. Tak
pośpiesznym, że w pewnej chwili popełniła błąd. Pozwala on przypuszczać,
że w trakcie pisania, nie wszystko poszło tak, jak powinno.
"Kredziarz",
autorstwa C.J. Tudor. to wiele hałasu o nic. Książka oferuje mile
spędzone chwile, ale nie zasługuje na tak wiele słów podziwu, jakimi się ją obdarza. Nie zasługuje też na tak wielki rozgłos. Ta książka to żadna rewelacja, a wręcz przeciwnie, przeciętniak.