sobota, 10 lutego 2018

"Dwór cierni i róż: Dwór cierni i róż" - Sarah J. Maas

Sarah J. Maas, autorka bestsellerowej serii "Szklany tron", powraca z porywającą opowieścią o miłości, która jest w stanie pokonać nienawiść i uprzedzenia! 

Sarah J. Maas -  autorka urodziła się w Nowym Jorku. Od dziecka przepadała za bajkami, baletem, muzyką filmową i wręcz kochała się w filmowym Hanie Solo. Do tego należy dodać, że szczególnie upodobała sobie silne, samodzielne i charakterne bohaterki, co odzwierciedla się w jej twórczości. Nie stroni także od dużej ilości herbaty, a w czasie wolnym od pisania, zajmuje się odkrywaniem zabytków oraz malowniczych krajobrazów Pensylwanii, gdzie obecnie mieszka wraz z mężem i psim towarzyszem. W ostatnich latach wspięła się naprawdę wysoko w drabinie literatury fantastycznej.

Anna Szawiel - absolwentka Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, Szkoły Muzycznej II stopnia w Białymstoku oraz Wydziału Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.

Dziewiętnastoletnia Feyra jest łowczynią. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythianu, krainy zamieszkanej przez rasę obdarzonych magią śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem. Podczas polowania Feyra zabija ogromnego wilka. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z wysokiego rodu Tamlin w postaci złowrogiej bestii, żądając zadość uczynienia za ten czyn. 

Feyra musi wybrać - albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythianu i spędzi tam resztę swoich dni. Pozornie dzieli ich wszystko - wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
Powieść, którą ma nam do zaoferowania Sarah J. Mass, to retelling baśni o Pięknej i Bestii. Podobieństw, jak również przeciwieństw, jest naprawdę dużo. Jednakże nie dajcie się zwieść pozorom. Ta książka to nie baśń. Jest okrutnie, mrocznie i krwiście, a jej zakończenie nie dla każdego jest szczęśliwe. Dodatkowo autorka, wzbogaca ją klimatem romansu z odrobiną dominacji i uległości, którego fabuła wcale nie potrzebowała.

Las przeistoczył się w labirynt śniegu i lodu. Feyra od dłuższego czasu wpatruje się w leśną gęstwinę. Głód zagnał ją dalej od domu, niż się zazwyczaj zapuszcza. Ta zima jest cięższa, niż pozostałe. Zwierzęta nie podchodzą w okolice ludzkich osad, trzymają się bliżej matecznika, gdzie nie jest w stanie dotrzeć. Toteż, dziewczyna może polować zaledwie na nieliczne zbłąkane sztuki. I modlić się, że nie braknie ich do przeminięcia mrozów. To niebezpieczne, zapuszczać się tak daleko w las, ale wczoraj jej rodzina zjadła ostatni bochenek chleba, a zapas suszonego mięsa skończył się dzień wcześniej. Feyra od wielu lat stacza nierówną walkę o przetrwanie. Niemniej jednak woli spędzić kolejną noc z bolesną pustką w żołądku, niż dokonać istnienia jako zdobycz wilków. Albo czarodziejskich istot.  Przez osiem lat odkąd zamieszkali w osadzie, leżącej zaledwie dwa dni drogi od nieśmiertelnych ziem Prythianu, szczęśliwie nie nastąpił ani jeden atak. Wędrowni kramarze czasem przynoszą opowieści o odległych miastach położonych bliżej granic, po których zostawiają nadpalone drzazgi, popiół i białe kości. Do zachodu słońca pozostało zaledwie kilka godzin. Jeśli nie zacznie wkrótce wracać, ostatnie mile będzie zmuszona pokonać po ciemku. Pamięta dobrze ostrzeżenia od pozostałych łowców. Ostrzeżenia przed wielkimi wilkami krążącymi po lesie. Całymi stadami wielkich wilków. Tak więc, jeszcze raz wróci do domu z pustymi rękami. Już widzi twarze swoich dwóch starszych sióstr,  jak ponownie wraca bez jedzenia. Nagle z krzaków po drugiej stronie polany dobiega szelest. Niespełna trzydzieści kroków od niej staje niewielka łania. Jeszcze nie chuda. Mięsa z takiego zwierzęcia starcza dla całej ich czwórki na kilka dni. Jeśli nie lepiej. Skórę można sprzedać albo zrobić z niej ubrania. Ona potrzebuje nowych butów, a Elainie płaszcz. Nesta też pewnie będzie coś chciała. Ona zawsze pragnie wszystkiego, co mają inni. Dłoń jej się trzęsie. Tak wiele jedzenia. Taka ulga. Bierze głęboki oddech i poprawia cel. W tej samej chwili dostrzega parę oczu, lśniącą w krzakach nieopodal niej. Las momentalnie ucicha, wiatr milknie. Zdaje się, że nawet śnieg przestaje padać. Schowana w gęstwinie bestia robi bezszelestny krok naprzód, nie spuszczając wzroku z nieświadomej niczego łani. Jest ogromna. Wzrostem dorównuje kucowi. Jednakże nie przeraża sam rozmiar drapieżnika, ile nienaturalna wręcz bezszelestność jego ruchów. Przesuwa się przez gęste krzaki, nie powodując najmniejszego szmeru. Najdrobniejszym dźwiękiem nie alarmując pożywiającej się na polanie łani. Żadne zwierzę tej wielkości nie może poruszać się tak cicho. A jeśli to nie przeciętne zwierzę. Jeśli ten basior pochodził z Prythianu. Jeśli jakimś zrządzeniem losu należy do czarodziejskich istot, to obawa przed pożarciem jest w tej chwili jej najmniejszym zmartwieniem. Jeśli to jeden z zamieszkujących Prythian fae, powinna już biec ile sił w nogach. Ale może odda przysługę światu, swojej osadzie, sobie samej, jeśli zabije tego stwora, póki jeszcze jej nie zauważył? Bez trudu może posłać strzałę prosto w jego oko. Nie może sobie pozwolić na przypuszczenia. Nie w momencie, jak posiada jedną jesionową strzałę. Jeśli jednak pod grubym futrem istotnie bije serce fae, to wówczas dostanie to, na co zasłużył. To, na co zasługuje cała jego rasa. Za to co zrobili ludziom. Nie chcąc obawiać się, że ten basior któregoś wieczoru zakradnie się do ich domów, w celu mordowania, okaleczania i dręczenia, zabija stworzenie. Następnego dnia, wieczorem, cała czwórka siedzi w milczeniu przed paleniskiem, po kolejnym posiłku złożonym z pachnącej pieczeni. Płaszcz i obuwie, jakiego potrzebowała prawie każda z nich, okazało się za drogie. Ale mimo to Elainie i Nesta, wydały pieniądze, które dała im Feyra. Nie udało jej się ustalić, co za nie kupiła każda z nich. Ale nie zamierza ich za to karcić. Nie, bo Nesta sama z siebie poszła narąbać więcej drewna na opał, co raczej się jej nie zdarza. To miła odmiana. Jednakże, ta błoga, wręcz nienaturalna chwila, nie może trwać wiecznie. Przerywa ją wściekłe zawołanie, sprzed progu ich domu. Dosłownie sekundę potem, drzwi frontowe stają otworem. Na ich progu znajduje się wielki stwór. Bestia o wielkości konia i łbie wilka. Z jej czaszki wyrastają powykręcane rogi. Bestia spoglądała na nich z wściekłością. Może nawet lekkim smutkiem. Bez wątpienia widzi w nich zaledwie wymizerowane chuchra. Feyra wie po do nich przyszła. Jednak bestia ją zaskakuje oferując układ. Za istnienie, które odebrała, musi zostać ofiarowana Prythianowi. W dowolne ze sposobów. Zatem może pójść z nim i zamieszkać w jego domu, lub udać się z nim na zewnątrz, gdzie rozedrze ją na kawałki. Nie ma szans na ucieczkę, potwór z pewnością potrafi poruszać się z większą prędkością, niż ona. Nie może nawet spróbować, ponieważ blokuje jej drogę do drzwi. Musi go odciągnąć od sióstr i ojca. Zaczeka, aż uzna, że pogodziła się ze swoim losem. Jeśli zaatakuje, lub spróbuje uciec przedwcześnie, zabije jej rodzinę dla czystej przyjemności, po czym wytropi ją. Nie mając innego wyjścia, musi z nim pójść. A potem, jeśli będzie cierpliwa, może nadarzy się okazja, do poderżnięcia mu gardła. Toteż, chwile później, każde z kroków w kierunku linii drzew niesie ją w stronę cierpienia i rozpaczy, które ją z pewnością oczekują. Nie ma odwagi choć raz obejrzeć się na ich chatę. Mijają pierwsze drzewa i ruszają na spotkanie czającej się za nimi ciemności. W końcu docierają do jego posiadłości. Feyra..nie widziała wcześniej niczego podobnie wspaniałego. Nawet dawna rezydencja jej rodziców, nie może się równać z tą. Posiadłość została zbudowana wśród łagodnych pagórków pokrytych zieloną trawą. Po alabastrowych ścianach wspinają się róże i bluszcz. Tu i ówdzie wyrastają tarasy, balkony i schodki. Całość otacza las, ale posiadłość jest tak rozległa, że z trudem można dostrzec jej drugi koniec. Tak wiele barw, tak wiele światła słonecznego. Ledwie nadąża chłonąć to wszystko. Próba namalowania tego, co widzi jest skazana na porażkę. Żaden obraz nie zdoła oddać wspaniałości rezydencji i jej otoczenia. Podziw przyćmiłby wcześniejszy strach, ale otoczenie jest tak puste i ciche, że to niemożliwe. Nawet w ogrodzie, panuje głucha cisza i niczym niezmącony spokój.  To rzecz jasna magia. Jaką przeklętą mocą dysponują, skoro potrafią zrobić swoje ziemie tak odmiennymi od ludzkich? Władać porami roku i pogodą? Niebawem miała się przekonać. Bowiem przeszli przez próg posiadłości.  Bestia od razu udaje się do jednego z pomieszczeń i opada tam ciężko na fotel. Następnie, niespodziewanie pojawia się oślepiająco białe światło i na miejscu potwora siedzi przed nią mężczyzna o złotych włosach. Jego twarz częściowo chowa kunsztowna złota maska wysadzana szmaragdami oszlifowanymi na kształt liści. Jednak oto on, jeden z książąt Prythianu. Niebawem Feyra. pozna jego dworzan. Dowie się także, jaki los ją czeka. 

Dawno temu, ludzkość stanowiła własność fae. Zbudowali wówczas na pocie i krwi ludzi wspaniałą cywilizację. Jak również wielkie świątynie ku czci swoich okrutnych bogów. Aż w końcu ludzie się zbuntowali. Powstali przeciwko ciemiężcom. Wojna była tak krwawa i siała takie zniszczenie, że potrzeba było sześciu śmiertelnych królowych do zawarcia Traktatu, jaki położył kres obopólnej rzezi i zaowocował powstaniem muru. Ziemia na północ od niego została oddana we władanie fae i ich czarodziejskich podwładnych. Wraz z nimi odeszła też ich magia. Południowa ziemia przypadła nędznym śmiertelnikom, odtąd na wieki skazanym na czerpanie z tego, co uda się im skraść naturze. Ludzie zdecydowali się pozostać na lądzie, tak blisko Prythianu. Mimo, że mieszkanie w pobliżu tak potężnego wroga to proszenie się o kłopoty. Traktat obowiązuje już od wieków. Gwarantujący pokój między śmiertelnikami a czarodziejskimi istotami. Jednak nie zapobiega powstaniu dziur w magicznym murze rozdzielającym obie krainy. Dziur, przez którą te śmiertelnie groźne monstra mogą przekradać się na ziemie ludzi i gnębić ich ku swej uciesze. Obecnie, fae nadal panują nad północnymi krainami świata ludzi. W części tych krain znajdują się olbrzymie imperia. Inne dzielą się na liczne królestwa. Prythian składa się z siedmiu królestw, w których panuje siedmioro książąt. Istot o tak wielkich mocach, że potrafią samodzielnie burzyć budynki i rozbijać całe armie. Podobno mogą też zabijać tak szybko, że ludzkie oko nie jest w stanie uchwycić ich ruchu.

Mówienie, że książę posiada swoich dworzan, to lekkie nad mówienie. Ponieważ wraz z nim, w posiadłości mieszka troje osób. I nawet później, jak okazuje się, że tak naprawdę jest ich więcej, a zostali oni zaledwie schowani przed wzrokiem przewodniej bohaterki, nie będzie nam dane poznać nikogo innego z otoczenia księcia Tamlina. Sam książę Tamlin zawsze ubiera się w ciemnozieloną tunikę, której prosty krój kontrastuje z wytwornością złotej maski. Strój zdobi jedynie skórzany pas przewieszony na skos przez pierś niczym szarfa. Ubiór sprawiał wrażenie bardziej wojskowego niż dworskiego, chociaż nie można dostrzec żadnej broni. Feyra przez długi czasie wie, co o nim sądzić. Jest jej oprawcą, albo kimś, komu zawdzięcza to, że jej serce wciąż bije. Mimo serdeczności gospodarza i zapewnień, że może zamieszkać na każdej połaci ziemi Prythianu, ma świadomość, że po opuszczeniu jego posiadłości nie przetrwa długo. Lucien, dworzanin i poseł. To również jeden z fae wysokiego rodu. Ma rude włosy. Zawsze ubiera się w elegancką tunikę utkaną z nici w kolorze oksydowanego srebra. Jego oblicze również przesłaniała maska. Zakrywa całą górną część twarzy, w tym większą część raczej paskudnie wyglądającej blizny biegnącej ukośnie od linii szczęki. Jest odlana z brązu i przypominała pysk lisa. Wycięcia w niej odsłaniają jedno oko, ponieważ drugi oczodół przecina blizna, a gałkę oczną zastępuje złota kulka, która porusza się razem z jego zdrowym okiem. W przeciwieństwie do swojego druha, pała nienawiścią do ludzi. Szczególnie, pewnej dziewiętnastolatki, która pozbawiła tchnienia jednego z nich. Jest jeszcze Alis. Pulchna kobieta o brązowych włosach. Twarz ma schowaną za ptasią maską. Na prostego kroju brązową sukienkę narzucony ma śnieżnobiały fartuch służącej. Jest mało uprzejma. Charakterem jest trochę podobna do rudego fae. Choć Luciena można polubić, za jego dowcipność, jej nie sposób. Mimo to Feyra, właśnie w niej pragnie widzieć bratnią dusze. Maski, które ci noszą, to nie przejaw jakiejś absurdalnej mody panującej wśród nich, jak początkowo sądzi przewodnia protagonistka. To efekt przekleństwa, które na nich rzucono. Jeżeli rozchodzi się o samą Feyrę, to nie trudno jest obdarzać ją ciepłymi uczuciami. Jednak z czasem robi się to coraz trudniejsze, a pod koniec powieści jest wręcz niemożliwe. Przed zamieszkaniem w  Prythianie, Feyra opiekuje się swoją rodziną. Na co dzień, stara się nie pokazać po sobie, jak bardzo bolą ją słowa jej sióstr. Poluje, rombie drewno, sprząta, a w zamian musi znosić ciągłe pretensje. Za każdym razem, jak spogląda ku horyzontowi lub  zastanawia się, czy może powinna po prostu ruszyć w drogę i iść, nie oglądając się za siebie, w głowie  rozbrzmiewają jej słowa obietnicy, jaką złożyła jedenaście lat temu konającej matce. Za to lubi się Feyrę. Za jej trwałość i niezłomność. Początkowo. Potem, wraz z biegiem stron staje się ona coraz mniej znośna. Robi się mało rozsądna, a jej postępowanie jest coraz głupsze. Szczególnie to widać podczas ostatecznej walki, z największym wrogiem .Amarantha, to tajemnicza kobieta, której każdy mieszkaniec Prythianu się obawia. Lubi torturować i zabijać. Nienawidzi ludzi z niesamowitą zapalczywością. Nie wygląda jak jakaś bogini ciemności i okrucieństwa. Co sprawia, że jest jeszcze bardziej przerażająca. I tu pojawia się Rhysand. Jego głos przypomina mruczenie kochanka i przyprawia o przyjemne dreszcze, pieszcząc wszystkie mięśnie, kości i nerwy. Ubranie ma zawsze całkowicie czarne, zrobione z najlepszych materiałów. Skrojone tak, że przylega do jego ciała, podkreślając posągową sylwetkę. Wygląda niczym wyrzeźbiony z samej nocy. Książę promieniuje zmysłowym, naturalnym wdziękiem. Krótkie czarne włosy lśnią niczym krucze pióra, ostro kontrastując z bladą skórą i oczami o tak głębokim odcieniu błękitu, że aż wpadającym w fiolet. W jego źrenicach oczu zawsze można dostrzec rozbawienie i pewność siebie. Jest jednak coś dziwnego w jego niewzruszonym spokoju, w tym, jak ciemność zdaje się zagęszczać wokół jego postaci. Trzymanie się z dala od kłopotów, oznacza jak najdalej od Rhysanda. Jednakże, to najciekawsza postać, która przez większość książki pojawia się dosłownie na chwile. Dopiero w ostatnich rozdziałach ujawniając swoją prawdziwą osobowość. Dla Prythianu, robi najwięcej, choć mało kto to dostrzega i docenia. Każda z postaci ma za sobą jakąś historię, jest głębsza, niż może się początkowo zdawać. Jednak on mocno się odznacza na ich tle. 

Historia świata powieści, zdaje się niezmiernie ciekawa. Prosi się o rozszerzenie w osobnych książkach. Tak samo interesujące są nieliczne wzmianki o jego części, która nadal pozostaje pod władzą fae. Prythian, to miejsce z własną historią, która zostaje nam bardziej objaśniona. Tętniące magią. Piękne, a jednocześnie mroczne i rządne krwi. Pełne przeróżnych stworzeń. Niektóre to plugawe monstra, inne to stworzenia niewidoczne, a jeszcze inna podobne do ludzi. Jednakże, każde z nich jest równie niebezpieczne. Tak samo, jak monarchowie i ich lud. Siedmioro książąt Prythianu, z jakich nam jest dane poznać zaledwie dwoje, ciągle prowadzi ze sobą walki. Odstępstwem od nich są przeróżne święta, obfite w wino i rozkosze cielesne. Wśród ich wielobarwnego ludu, o jakim też niewiele nam się mówi, panują nierówności społeczne i rasizm. 
Pisarstwo Sarah J. Mass dostarcza dużo powodów do narzekania. Można mu też wiele zarzucić. Fabuła jej powieści jest łatwa do przewidzenia, a budowa napięcia, wcale jej się nie udaje. Niech dowodem na to będą ostateczne zdarzenia w książce. Są one tak beznadziejnie skonstruowane, że zaledwie prezentują się, jako przedsionek do zakończenia powieści. Na początku tego nie widać, ale potem staje się bardzo klarowne, jakie role odegrają poszczególni bohaterowie. Nie trudno też udawać, że nie dostrzega się, zabiegów pisarki, wedle jakich niektóre postaci wkradają się w nasze łaski, a inne tracą swój poblask. Jednakże, Sarah J. Mass nie można zarzucić braku talentu do opisów. One prezentują się świetnie. Przynajmniej te, które opisują stroje przewodniej protagonistki, i otoczeniach w jakich akurat się znajduje. Reszcie bohaterów, pisarka nie poświęca tak wielkiej uwagi. Ci stale prezentują się do siebie podobnie. Noszą nieustannie te same ubrania. Sarah J. Mass dobrze radzi sobie z pisaniem w pierwszej osobie, więc poznawanie jej dzieła to sama przyjemność. Jednak szkoda, że nie udało jej się pogodzić wszystkich aspektów swojej wizji. Zrównać ich do jednego poziomu. Ponieważ, przez jej niedociągnięcia, najbardziej traci świat powieści. Koncepcja, jest jak najbardziej ciekawa, jednak przedstawienie ogólnikowe. Autorka skupiła się na najsilniejszych jego przedstawicielach, podając szczątkowe informacje o całej reszcie. 

Audiobooka przedstawia Anna Szawiel. Odzwierciedlenie przewodniej protagonistki, idzie aktorce całkiem nieźle. Jej głos pasuje do postaci. Jednakże, nie zaleca się dłuższego go słuchania. Ponieważ, każde podniesienie głosu przez aktorkę, powoduje krwawienie z uszu. Kwestie postaci z jej ust brzmią bardzo perfidnie i niesamowicie podobnie do siebie. Czasami też w sferze przypuszczeń pozostają słowa, które przewodnia bohaterka powiedziała na głos, a które są zaledwie jej myślami. To dlatego, że przedstawianie ich przez nią, prezentuje się jednostajnie. Głosowi Annie Szawiel brakuje namiętności i powabu, jakimi pałają bohaterowie książki.

Powieść nie powala na kolana. Jeżeli znacie wcześniejsze dzieła pisarki, to omawiane nie będzie miało wam do zaoferowania nic, czego nie znacie. Jednakże, jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego, podobnego do "Zmierzchu" Stephenie Meyer, "Igrzysk śmierci" Suzanne Collins lub "Pamiętników wampirów" L.J. Smith, to ta historia jest dla was. W formie audiobooka, nie koniecznie.



2 komentarze:

  1. Pierwszy tom może i nie jest najlepszy ale kolejne to cudo! Polecam na papierze, audiobook to jednak nie to samo. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie jestem w trakcie czytania pierwszego tomu. Właściwie już kończę, bo zostało mi zaledwie kilkadziesiąt stron. Faktycznie nie jest to historia, która zaskakuje swoją oryginalnością. Z drugiej jednak strony książka warta przeczytania. Nie wciąga od pierwszych stron, na takie "cuda" trzeba nieco poczekać. Osobiście głównie obracam się wokół literatury faktu, materiałach naukowych itd. Nigdy nie przepadałam za fantastyką, jak się okazało ta historia mnie pochłonęła. To chyba dobrze o niej świadczy ;)

    OdpowiedzUsuń