"Przywoływacz Dusz”
spędził na mojej półce miesiąc, zanim łaskawie postanowiłam po niego
sięgnąć. Możecie pomyśleć, że okazałam mu łaskę i w końcu zlitowałam się
nad tą biedną, zapomnianą przeze mnie książką, ale to nie tak. Tom
pewnie jeszcze bardzo długo czekałby na swoją kolej, pośród innych,
bardziej ciekawszych tytułów, gdyby nie opinie innych czytelników. Do
przeczytania "Przywoływacza Dusz” najbardziej skłoniła mnie recenzja
umieszczona w miesięczniku "Nowa Fantastyka”. Autor tekstu zarzucał Gail
Z. Martin, że jej książka nie wychodzi poza zakres podstawowych
schematów fabularnych. Inni pisali też, że jest zbyt obszerna, nudnawa,
zawiera zbyt mało wątków akcji . Postanowiłam sama się przekonać, jak to
jest z tym przynudzaniem i aż na domiar szeroką fabułą.
Martris Drayke, nazywany
przez przyjaciół zdrobniale Tris jest drugim synem króla. Chłopak nie
marzy o tronie, wręcz przeciwnie, chce świętego spokoju i możliwości
zamieszkania poza pałacem. Nie jest mu to jednak
dane. Jego znienawidzony przez lud brat Jared, wraz z służącym mu
magiem Arontalą postanawia zabić ich ojca, a następnie resztę rodziny w
celu szybszego objęcia władzy nad królestwem. Tris jako jedyny, któremu
udaje się przeżyć, musi uciekać z swojego domu. Rzucić się prosto w
wir rozpoczynającej się wojny, która zadecyduje nad dalszymi losami jego
oraz wszystkich Siedmiu Królestw. Stawka o jaką gra wraz ze swoimi
przyjaciółmi jest wielka i chłopak wie, że jego druhowie pójdą za nim
wszędzie. Nie jest jednak pewien
jak zareagują, kiedy dowiedzą się o jego mocach. Tymczasem księżniczka
Kiara, musi piastować stanowisko ojca podczas jego niedyspozycji
wywołanej chorobą. Stara się nie doprowadzić do zaaranżowanego związku z
nowym królem Margolanu. Dziewczyna przygotowuje się również do Podróży,
którą musi odbyć każdy pełnoletni mieszkaniec jej królestwa. Jak się z
czasem okaże jej próba może być najtrudniejsza spośród wszystkich, które
zapisały się w historii królestwa Isencroft.
Już na pierwszy rzut oka
można zauważyć, że fabuła książki nie jest skomplikowana. Niestety, ale
trzeba przyznać rację recenzentowi wcześniej wspomnianej Nowej
Fantastyki. Autorka "Przywoływacza Dusz” nie pokazuje nam nic, czego
wcześniej byśmy nie znali. Miłą odmianą jest fakt, że główny bohater nie
jest biedakiem ciężko pracującym na co dzień,
który dzierży gdzieś tam swój kawałek ziemi z nadzieją na lepsze jutro.
Tris jest księciem, któremu od zawsze podkładano wszystko pod nos.
Teraz nasz dzielny wojak musi sprostać warunkom polowym, wyczerpaniu i
częstym odnoszeniem ran. Mimo pochodzenia Tris nie jest kapryśnym
dupkiem i można go polubić. Chodź nikogo pewnie nie zdziwi fakt, że
któryś z czytelników będzie obdarzał większą sympatią jedną z
drugorzędnych postaci, bardziej dopracowanych przez autorkę. Podczas
podróży grupki przyjaciół można zauważyć wiele postaci, które im
pomagają. Z czasem robi się to jednak monotonne. Pomocnicy Bogini, w
którą wierzą postacie "Przywoływacza Dusz” to mroczni vayash moru,
którzy są nietypowymi wampirami, jak na dzisiejsze książki dla
młodzieży. Oni, jak inni przychodzą, aby wymienić z kimś kilka zdań, a
następnie odchodzą. To nieco nurtuje, bo w pewnym momencie zaczynamy
dostrzegać, że to przez nich wszystko jest takie łatwe dla naszych
bohaterów..
Praktycznie przez pierwsze cztery rozdziały czytelnik się nudzi, a nawet gubi w nieco chaotycznym stylu pisania Gail
Z. Martin, który polega na powtarzaniu niektórych słów i
nietrafiających do wyobraźni odbiorcy opisów. Potem wszystko zaczyna
powoli drgać. Jednak zanim autorka przestanie męczyć nasze umysły mija
szósty rozdział, a prawdziwa akcja, którą można by pokochać zaczyna się
od połowy książki. Czytając "Przywoływacza Dusz” możemy być niemal
pewni, że jeżeli coś zdarzyło się raz, to zdarzy się i drugi.
Książka
nie pokazuje niczego z czym nie mielibyśmy wcześniej do czynienia. Nie
posiada również zaskakujących zwrotów akcji, rozlewu krwi i erotyki, ale
warto dać jej szansę. Pierwszym przekonującym powodem na zakup tego
tytułu może być fakt, że jest to książka debiutancka Gail
Z. Martin. W dziale fantastyki ciężko jest na świeży pomysł, a jak już
udowodniła nam Trudi Canavan jeżeli dobrze się zacznie, potem będzie o
wiele, wiele lepiej. Gail
Z. Martin może nie zaczęła doskonale, jednak jej książka z całym
przekonaniem nie jest nudna, przynajmniej od środka tomu. "Przywoływacz
Dusz” jest miłą lekturą na długie wieczory. Otwarcie mogę zaprzeczyć
stwierdzeniom, że powieść jest za długa. Mimo braku zaskoczeń i możliwej
do przewidzenia akcji miło spędza się czas w świecie Gail Z. Martin.