wtorek, 25 grudnia 2012

"Ostatnia spowiedź. Tom 1" - Nina Reichter

Osobom regularnie przeglądającym strony poświęcone społeczności moli książkowych, pewnie rzuciła się w oczy ta oto pozycja. "Ostatnia spowiedź. Tom 1" - "Nevermore: Kruk" -



Bradin Rothfeld w drodze z trasy koncertowej, spóźnia się na przesiadkę. Ta pomyłka kosztuje go noc spędzoną na opuszczonym lotnisku, nie jest tam jednak jedyną osobą. Ally Hanningan też spotkał podobny los. Para z braku innych rozwiązań, postanawia te kilka godzin spędzić razem, co okazuje się być najwspanialszymi chwilami w ich życiu. Niestety, ale z czasem każda noc musi ustąpić dniu. Kiedy wschodzi słońce oboje wiedzą, że żadne nie może spotkać tego drugiego.

Bradin Rothfeld jest ikoną swojego pokolenia. Dziewczęta w jego wieku oraz kobiety starsze, wzdychają do jego oblicza. Uwielbiają w nim głos, kiedy śpiewa na scenie. ale również i niewinny wygląd, który objawia się głównie poprzez urocze brązowe oczy. Sam chłopak staje się już powoli zmęczony swoją popularnością, co daje się czasami we znaki jego towarzyszom lub współpracownikom. Ally Hanningan to tajemnica. Dziewczyna w swoim życiu podjęła kilka niewłaściwych decyzji, co ukształtowało w pewnym sensie jej psychikę. Te minione doświadczenia dały jej również wiedzę i dojrzałe spojrzenie na świat, którego jej rówieśniczki jeszcze nie posiadają i może posiadać nie powinny. Trudno jest cieszyć się z niewinności młodości, kiedy wie się tak dużo o życiu. 
  
W książce spotkamy się z dwoma różniącymi się światami, jednak nie zupełnie innymi, które na pewien okres czasu łączą się w postaci dwóch ludzi wyjętych z nich. Rzeczywistość, którą zna Bradin jest tą, o której marzy wiele nastolatków w jego wieku. Tłum rozwrzeszczanych fanek, bogactwo i przepych oraz centrum uwagi, które bywają kłopotliwe. Ally nie zna rodzinnego ciepła, a jej pojęcie o stosunkach damsko-męskich jest nieco wypaczone, na co wpłynęła przeszłość dziewczyny. Otoczenie przyjmuje z obojętnością, zgadzając się na nie, mimo wszystko. Wspólną cechą egzystencji dwójki tych ludzi jest to, ze żadne nie pokazuje kim chciałoby być naprawdę. Wspólne spotkanie, złączenie się dwóch trybów życia, ma na nich niespodziewany wpływ. 

Trzeba być wyjątkowo uporczywą osobą, aby nie dostrzec lub nie chcieć przyznać, że Nina Reichter ma talent dobierania słów. Pisarka swoje dzieło przedstawia czytelnikom w dwóch narracjach: pierwszoosobowej i trzecioosobowej. Oba sposoby wychodzą jej świetnie, jedna dominuje styl trzecioosobowy, który mi osobiście czytało się przyjemniej. Lekki styl, doskonale dobrane słowa, poważne podejście do tematu, to charakteryzuje tą autorkę.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy gdy patrzy się na wydanie książki, są kolory. Barwy okładki prezentują prostą młodzieżową lekturę, która z założenia powinna być sielanką - przynajmniej poprzez moją interpretację. Cóż, prawda jest nieco inna, ale każdy pewnie oceni to wedle własnego gustu. W środku pozycja nie zadziwia niczym szczególnym. Zaskakuje jednak brak jakichkolwiek wzmianek o autorce, co jest sporym niedopatrzeniem, o którym wspominałam już na początku recenzji. Oprócz tego, nie mam żadnych zastrzeżeń.

W "Ostatniej spowiedzi. Tomie 1" zostaje poruszonych wiele poważnych spraw, m. in. miłość, przyjaźń, poświęcenie, złość, nienawiść, niesprawiedliwość. Powaga lektury nie powstrzymuje mnie jednak przed porównaniem pozycji do takiego tytułu jak "High School Musical", tym razem z Justinem Bieberem w roli głównej. Przykro mi, ale choć styl twórczyni pozycji jest naprawdę dobry, nie czuję podniecenia z powodu fabuły. Trochę za często się nudziałam przy czytaniu, aby mieć o tej książce inne zdanie. To jednak tylko moja osobista opinia. 

"Ostatnia spowiedź. Tom 1" - Niny Reichter skierowana jest raczej do młodszej, jeszcze mało poważnej młodzieży oraz osób, które naprawdę lubią śledzić gorące romanse np. gwiazd. Książka na pewno spodoba się fanom, wspomnianego na początku, "Nevermore: Kruk" - dodam jednak, że z dłuższych obserwacji wiem, że wielu odbiorców zachwyca się takimi historiami i wydawca, ani autorka, na tym nie ucierpią. 

Dziękuję Panu Tomaszowi Smykowskiemu za egzemplarz recenzencki.