Wznowienie serii "Xanth" - Piersa Anthony'ego przez Naszą Księgarnie okazało się trafionym pomysłem. Każdy kolejny tom w bardzo szybkim czasie staje się bestsellerem. "Zamek Roogna", z wszystkich trzech części dotychczas wydanych, jest jednak tą najsłabszą.
Piers Anthony to amerykański pisarz science fiction i fantasy. Mimo wielu wydanych powieści nie jest zbytnio znany w Polsce. Wielu kojarzy go jedynie z serią "Xanth", której ogrom liczy trzydzieści trzy części, jednak w rzeczywistości pisarz stworzył też inne książki. Do jego twórczości zaliczają się m. in. cykle: "Krąg Walki", "Adept", "Aton", "Jason Striker", "Cluster", "Mode", "Geodyssey", "Pornucopia", "ChroMagic". Niestety, z wszystkich dzieł autora tylko "Krą Walki" został przetłumaczony w całości, a cykl "Adept" migdy nie doczekał się tego zaszczytu.
Syn Binka, Dor, ma w przyszłości objąć władzę nad Xanthem. Chłopak jednak niewiele wie o świecie, którym ma rządzić, a co najważniejsze, o słusznych decyzjach, jakie każdy władca musi podejmować. Jego niewiedza jest spowodowana tym, że nigdy sam nie wybrał się na dłuższą wyprawę. Król Trent uważa, że chłopcu przyda się doświadczenie. Wyznacza mu misję.
Zadaniem Dora będzie zdobycie eliksiru, który ożywia zombie. Mikstura potrzebna jest Millie, która kiedyś była duchem w zamku, a za sprawą ojca chłopca stała się prawdziwą osobą. Dzięki niej dziewczyna ma ożywić swojego przyjaciela, a przynajmniej Dor uważa, że tak postąpi, kiedy on dokona wyznaczonego celu.
Aby zdobyć eliksir młodzieniec musi odnaleźć Mistrza Zombie. Odszukanie go jest trudne, gdyż jego czasy już dawno przeminęły. Dor podczas swojej podróży przeniesie się w przeszłość Xanthu o osiemset lat. Pomoże mu w tym gobelin oraz wiedza czarodzieja Humfreya.
Dor bardzo różni się od swojego ojca, i w dużej mierze przyczynia się to do zmniejszenia satysfakcji z lektury. Dwunastoletni chłopiec nie charakteryzuje się przejrzystym rozumowaniem, poczuciem humoru, a jego talent jest osobliwy i nie od razu wyjaśniony przez autora powieści. Niestety, ale młodzieńcowi wiele brakuje do Binka, który miał szesnaście lat, kiedy wyruszył na swoją pierwszą, bardziej niebezpieczną podróż. Życzliwe i przyjazne usposobienie ojca zostało w jego synie zastąpione przez pociąg seksualny do Millie, który dusi się w dorosłym ciele, jakie Dor przybrał na czas zadania. Opiekunka, jako dorosła kobieta, występuje w historii przed dostaniem się przez Dora do przeszłości, jak i w niej samej. Oczywiście osiemset lat wcześniej dziewczyna była trochę młodsza i choć chłopak nie od razu ją poznaje, to jest to ta sama osoba. Okazuje się, że Millie przez cały ten czas, podczas gdy była duchem, przeszła dużą metamorfozę. Jako, że jej talentem jest wabienie i uwodzenie mężczyzn, to zachowuje się jak typowa blondynka w różu. Niestety nie tak, jak Cameleon podczas tych dni, kiedy jej głupota i uroda wzrastają. Millie cały czas krzyczy, wierzga nogami i kręci włosami, więc jest o wiele, wiele bardziej irytująca niż alter ego matki Dora. Chłopcu od samego początku podróży towarzyszy ogromny pająk Skakun. Insekt dostaje się do dawnego Xanthu przypadkiem. Był w pobliżu gobelinu, kiedy zaklęcie Dobrego Czarodzieja przeniosło go wraz z Dorem. Ten ogromnych rozmiarów ośmionóg jest postacią, do której najłatwiej można się przywiązać. Oczywiście podróż w historię Xanthu owocuje ukazaniem się postaci, o których wcześniej mogliśmy przeczytać jedynie w przelocie. Zapewne ważny jest król Roogna i jego przeciwnik ubiegający się o władzę nad magicznym światem, Mistrz Zombie, przyjaciel Dora z czasu rzeczywistego Grundy, Dobry Czarodziej, król Trent. Są oni jednak jedynie bohaterami drugoplanowymi, którzy ukazają się na drodze trójki przyjaciół jedynie na chwilę. Bink i Cameleon doświadczyli tylko kilku wzmianek między kontekstami.
Xanth przed ośmioma wiekami różnił się od tego przedstawionego w "Zaklęciu dla Cameleon" i "Źródle magii". Magia w tym świecie jest jeszcze prymitywna, a jej mieszkańcy nie są od niej tak bardzo uzależnieni. W tym czasie rośnie tam więcej Przyziemskich roślin oraz żyje więcej zwierząt. Gobliny nie chowały się przed promieniami słońca. Harpii było więcej. Centaury wyglądały bardziej jak swoi końscy pobratyńcy i dysponowały większymi rozmiarami oraz masą. Na niebie latały Huraki. Miejsce wieży Dobrego Czarodzieja zajmowała inna posiadłość, również zamek Roogna nie został do końca wybudowany. Warto również się zastanowić, czy w ogóle powstał w tym czasie, czy dopiero potem i czy imienia nie przybrał na cześć zmarłego już władcy?
Piers Anthony nie do końca dopracował tę część serii. Po pierwsze: choć może nam się na początku wydawać, że Dor posiada talent rozmawiania z rzeczami i tylko on je słyszy, to rzeczywistość jest inna. Tak naprawdę, to kiedy chłopiec prowadzi konwersację z przedmiotem nieożywionym, wszyscy w koło nich mogą śmiało się jej przysłuchiwać. To niezbyt indywidualny oraz przydatny talent magiczny. Po drugie: na początku Dor nie potrafi się porozumieć z Skakun Skakunem, gdyż obaj mówią innymi językami, jednak w dalszych etapach podróży, pająk łapie wszystko w mik. Poza tym pierwsza zagadka, która czekała na głównego bohatera przed domem Dobrego Czarodzieja, nie była już tak nieprzewidywalna, jak za pierwszym razem. Ona po prostu była bardzo zmieszana i w zasadzie trudno zrozumieć jaki był jej cel i o co w niej chodziło. To zresztą nie jedna rzecz w tej książce, której ze zrozumieniem można mieć kłopot. Kilka potknięć, niedociągnięć i jedna pomyłka z mieczem, który zamiast u pasa był na plecach Dora, wszystko to w kupie robi swoje. W "Zaklęciu dla Cameleon" autor pokazał większą klasę i pomysłowość. W tej historii jedne postaci zamieniono na drugie, czyli Bink, Cameleon i Trent zastąpieni zostali Dorem, Millie i Skakun Skakunem, jednak ich przygody nie są tak pasjonujące i oryginalne. Do tego nie przydająca się do niczego, cały czas wrzeszcząca Millie i wszem obecny pociąg seksualny, którego Piers Anthony otwarcie nie wymawia, jakby spodziewał się, że czytelnik i tak nie zrozumie o co chodzi. Z czasem zaczyna to budzić niesmak i irytację. Na prawdziwą akcję godną Xanthu możemy spodziewać się dopiero w drugiej połowie fabuły.
W trzeciej części można doszukać się kilku błędów, braku przecinków, czy myślników oddzielających dialogi od opisów. Nie jest to jednak nic, co nad wyraz przeszkadzałoby w czytaniu i niektórzy, mniej spostrzegawczy lub pochłonięci lekturą, może nawet tego nie zauważą.
"Zamek Roogna" został wydany w taki sam sposób, jak poprzednie części cyklu. Świetna oprawa graficzna zaprezentowana na okładce książki, miękka oprawa, cieniutkie, łatwo drące się kartki i sporych rozmiarów czcionka. Nic dodać, nic ując.
Powracając do twórczości autora spodziewałam się jeszcze większej dawki naprawdę mocnej, przesyconej magią fantastyki. Niestety, ten tom prezentuje się słabiej od poprzednich. Modlę się, żeby następne nie przedstawiały aż takiej różnicy poziomu. Niestety, ale tym razem Piersowi Anthony'emu nie udało się mnie zachwycić.
"Xanth: Zamek Roogna" - Piersa Anthony'ego może nie jest tomem złym, a opinia na jego temat zależy jedynie od gustu. Wszak można znaleźć osoby, których ta część jest najulubieńszą spośród wszystkich trzech dotychczas wydanych. W planach jest już ukazanie się kolejnych dwóch części, więc może tym razem w polskim tłumaczeniu zagoszczą wszystkie tomy, a autor swoich odbiorców zaskoczy w nich czymś lepszym od tego.
Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia oraz portalowi Sztukater za egzemplarz recenzencki.