piątek, 13 lipca 2012

"Świat bez granic" - Tomasz Kopecki

Cudze chwalicie, swego nie znacie! Owszem, ta recenzja jest kolejną, w której usiłuję przekonać niezłomnych antagonistów, że w Polsce również ukrywają się z predyspozycjami  twórcy książek fantasy. Ich przeciwnicy będą musieli jakoś przełknąć omówienie tej pozycji, gdyż sama do niedawna należałam do ich szeregów i teraz, jako nawrócona, dająca szanse naszym pisarzom osoba, nie mogę wprost oprzeć się pokusie napisania recenzji książki, która naprawdę zasługuje na protegowanie i rekomendacje. 

Tomasz Kopecki jest autorem znanym niewielu czytelnikom. Pisarz zasłynął z powieści sensacyjno-kryminalnej: "Mediopolis" oraz przygodowo-wojennej: "Psy i rycerze". Jego najnowsze dzieło: "Świat bez granic" łączy w sobie fantastykę z odrobiną science-fiction.Jest to opowieść, której świat przypomina trochę XVIII wiek, jednak tylko u podstawy, albowiem jego historia znacznie wyprzedza nasze czasy. 

Johan Roedeford zdradził swoich kamratów, powstał przeciwko nim. Niewierność nie jest jednak jedyną przyczyną, dla której chcą go zabić. Mężczyzna ukradł artefakt, który jego byłym towarzyszom zapewniał kontrolę nad światem. Teraz ucieka, a w pościg za nim ruszył jeden z najlepszych agentów czarnowierców. Hammer to przedstawiciel Kodeksu Czarnej Wiary, który nie zna litości, strachu i nigdy się nie poddaje. Odnajduje Roedeforda w jego, dotychczas, najlepszej kryjówce, tylko po to aby znowu ujrzeć jak ten mu umyka. Uciekający, z otoczonej morzem wyspy, zbieg, nie ma innego wyboru jak tylko wypłynąć w bezmiar burzowego sztormu i rozkołysanych fal. Ten, na pozór, bezawaryjny plan, tak naprawdę okazuje się klęską dla całej załogi statku. Żeglarski plecak, który posiada w sobie sekret, na którego ukryciu, tak bardzo zależało byłemu agentowi, zostaje odnaleziony przez nowe ręce. 

Vanessa Edbergh łowczyni nagród oraz Andreas Hardt kapitan Lady Luck nie po raz pierwszy polują na tą samą zdobycz. Ich celem jest pirat i rzezimieszek. Para przyjaciół wraz z złapaniem łajdaka staje się nowymi właścicielami plecaka, który ten miał przy sobie. Trefny tornister wydaje się zwykłym żeglarskim plecakiem, jednak nie można go niczym otworzyć. Zawartość, niezależnie od tego czym jest, przykuwa uwagę wielu osób i są one gotowe za nią dużo zapłacić. Hardt kuszony łatwym zyskiem, przywłaszcza sobie rzeczony plecak 

Rozstanie Vanessy i Hardta jest tak samo nagłe, jak ich spotkanie. Kobieta musi rozstrzygnąć od dawna odkładane sprawy. Kapitan znowu wyrusza swoim statkiem do domu, o którego położeniu wiedzą jedynie jego zaufani ludzie. Załoga Ledy Luck nie wie jednak, ze od chwili kiedy ich przywódca stał się właścicielem tornistra, ich poczynania będzie śledziła połowa świata. Wkrótce w pościg za ukochanym zostaje również wmieszana sama Vanessa. Dawna Pani Kapitan, choć tego nie chce, musi naprowadzić swoich "partnerów" na trop załogi i jej Kapitana, których ci chcą zabić.

Tymczasem morza i oceany ulegają zmianie. Zaczyna mieć miejsce proces, który ma na celu zniszczyć cały świat. Woda się podnosi i jeżeli poszukiwany przez wszystkich plecak nie tragi w ręce prawowitego właściciela, ludzkość czeka zagłada.
Rozpoczynając lekturę "Świata bez granic" ma się wrażenie, że przebieg wydarzeń toczy się w ok. 1790 roku, gdyż niektóre jego cechy odpowiadają tym latom. Z biegiem kartek wszystko zostaje nam wydedukowane, jednak musimy przeczytać całą książkę, aby dowiedzieć się wszystkiego o powstaniu miejsca fabuły. Dopiero na ostatnich stronach została zamieszczona szokująca prawda, która jest nam bliższa bardziej, niż moglibyśmy sądzić. Podobnie jest z plecakiem i jego sekretnym składem. 

Opisany powyżej konspekt fabuły nie odnosi się do niej w wielkim stopniu. Jeżeli chciałabym umieścić tu każdą grupę osób, które odgrywają ważne role, zajęłoby mi to o wiele, wiele więcej miejsca i na pewno czasu. To wprost jest niemożliwe i przy czytaniu sama dziwiłam się autorowi, że udało mu się zastosować taką wielowątkowość, połączyć ją ze sobą i nie wpaść w błędny wir. Jestem już po lekturze i dalej mnie to zdumiewa, gdyż im więcej czytamy tym więcej dowiadujemy się o bohaterach i ich przeszłości oraz świecie, aby potem móc skompletować wszystko do kupy. W książce każdy znajdzie coś dla siebie, nie przewiduję innej opcji. Ta książka to istny majstersztyk!

"Świat bez..." oferuje swojemu czytelnikowi między innymi: wątek miłosny w postaci Vanessy i Hardta. Ona nie może zbliżać się do mężczyzn, jeżeli nie chce ich zarazić toksynami mieszczącymi się w swoim ciele. On, jednak ją kocha i jest w stanie zaryzykować dla niej wszystko, nawet własne życie. Szlak, którym kroczy Gerd Hammer aby odnaleźć zawartość plecaka Korpusu Czarnej Wiary i zabić zdrajcę. Kolejnym poszukiwaczem jest Roedeford rozdzielony ze skradzionym plecakiem, próbujący go znaleźć i dać ludzkości wolność. W dużej mierze potowarzyszymy również Duńczykom w ich pościgu za tornistrem i Lady Lock. Będziemy też towarzyszyć urzędnikowi, który przez całe życie zajmował się tylko jednym zadaniem i dopiero służba na statku w charakterze snajpera i cieśli uratowała go od samobójstwa. Prześledzimy dodatkowo walkę przeciwko korupcji i zakazom rozwijania intelektualnego 

Podczas czytania dzieła możemy zauważyć również wiele czynników drugoplanowych, które Tomasz Kopecki porusza w swojej powieści. W dużej mierze są nimi: dyskryminacja, poświęcenie, przyjaźń, władza, walka, kontrola nad światem, a wszystkie one skupiają się na jednym: plecaku Korpusu. 

Pisarz nie pozwala się nudzić podczas lektury jego powieści. Bohaterowie z różnych zakamarków świata, z różnymi poglądami, łączą się w jednym celu. Każdy z napisanych przez tego człowieka wątków posiada w sobie jakieś ziarenko akcji. Czasami jest to walka na miecze, innym znowu razem na pistolety, czy pięści. Łatwy w czytaniu i niebanalny styl pisania Pana Kopeckiego dodaje w szczególności piękna tej książce. Nie ma znaczenia, że twórca jest Polakiem, po jego stylu tego zupełnie nie widać. Jedyną, dość interesującą rzeczą, która często rzuca się w oczy jest obsesyjne używanie wielokropka. To jednak nie jest wina pochodzenia, najprawdopodobniej nawyku. "Świat bez granic" bezproblemowo może stanąć na półce wśród książek zagranicznych autorów, po które tak często sięgamy.

Zamieszczenie w dziele anglojęzycznych mian, nazw i pojęć sprawdziło się w przypadku "Szamana z Port Royal" - Michała Solanina, jak i "Świata bez granic" - Tomasza Kopeckiego. Tak więc do tego wystarczy jeszcze świetny kunszt pisarski, wiedza i można zdobywać wielbicieli. Tak, łatwo powiedzieć, ale już trudniej zrobić. 

Z obawą, że moja recenzja mogłaby nie oddać walorów recenzowanej przeze mnie pozycji zadam czytającym ją osobą jedno pytanie: czy podoba się wam seria o "Piratach z Karaibów"? Odpowiedzcie sobie na to pytanie i zdecydujcie czy przeczytacie recenzowaną przeze mnie pozycję, czy raczej nie będzie ona odpowiednia dla was. Niektórym podpowiem, że ja uwielbiam "Piratów z...", bardziej trzy poprzednie części, niż najnowszą, a ta przygoda była dla mnie równie emocjonująca co oglądanie filmów. Mawet bardziej, bo trwała dłużej.

Dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka oraz portalowi Sztukateria za egzemplarz recenzencki.